Siwy dym nad Akropolem

Rozbudzanie nadziei, w tym medalowych, ma swoją mniej przyjemną stronę. Jeśli nie zostaną one spełnione, rozczarowanie potrafi być naprawdę dotkliwe. Dokładnie to stało się w Atenach. Polscy kolarze nie zdobyli żadnego medalu. Następna okazja zdarzy się dopiero za cztery lata, jest więc wystarczająco dużo czasu, by zastanowić się, dlaczego marzeń nie udało się zrealizować, a przede wszystkim, co należy zrobić, by sytuacja uległa zmianie. Na razie w meczu Polska kontra reszta świata 0:1. Na szczęście wśród groźnych pomruków niezadowolonych kibiców i chmur kurzu, jaki jeszcze unosi się nad polem bitwy, widać promyk nadziei.

Bo za ciepło było…

O występie naszych szosowców większość komentatorów nie chce się wypowiadać, bo ponoć szkoda czasu. My znaleźliśmy jednak chwilkę, aby wyrazić co najmniej zdziwienie. Otóż w naszym kraju panuje mit o wyższości kolarstwa szosowego nad innymi formami sportów rowerowych. Wyścig olimpijski udowodnił jednak, że cały wysiłek organizacyjny i finansowy skierowany jest w stronę czegoś, czego nie ma! Słowa i czyny naszej drużyny szosowej rozeszły się, cytując redaktora Jerzego Górę – „jak błękitne obłoki po niebieskim, greckim niebie”. Przypomnijmy, że nasi reprezentanci byli optymalnie przygotowani, w 100% formie, nie chcieli być statystami, mieli się pokazać i zaistnieć. Dlatego wręcz zżera nas ciekawość, jak wyglądałby start, gdyby pojechali nieprzygotowani, z założenia mieli się przejechać, nie walczyć, a głównym ich celem było zwiedzić Ateny i wrócić. Tłumaczenia, że było gorąco, a trasa trudna, bo tak próbowano usprawiedliwiać słabą postawę naszych zawodników, są tym bardziej absurdalne, że przecież wszyscy startujący mieli te same warunki, czyli wokół centrum 4-milionowego miasta oraz rozgrzane budynki i asfalt za tło zmagań. Co więcej, polscy zawodnicy wiedzieli, że będzie gorąco i zdawali sobie sprawę, że czeka ich jeden z trudniejszych wyścigów w karierze. Ale cóż, noga panie nie podaje i tyle. Jednego jednak nie rozumiemy całkowicie, jak może zawodnik powiedzieć, że był bez formy na Igrzyskach Olimpijskich! Jakieś ważniejsze cele w tym sezonie, jakie? Odrobinę lepiej było na owalnym torze, gdzie inni bili wprost seryjnie rekordy świata, Najlepiej zaprezentowali się Damian Zieliński, który zajął 7. miejsce w sprincie, oraz Łukasz Kwiatkowski, który uzyskał identyczny wynik w keirinie. Wyniki są o tyle fantastyczne, że Polska nie ma jeszcze krytego toru, a zawodnicy jeżdżą sprint od roku… Od razu jednak uprzedzamy, że nie wierzyliśmy w „niespodziankę” tego roku, co oznacza również, że nie uwierzymy w niespodziankę za cztery lata. Powód? W Polsce znacznie więcej młodych zawodników zmarnowano, niż wyszkolono na światowym poziomie.

I znów kobiety…

Co jest takiego z polskimi kolarzami, że nie odnoszą sukcesów takich, jak dziewczyny jeżdżące na rowerach? Pytanie trudne, a odpowiedź skomplikowana, a jednak olimpiada po raz kolejny potwierdziła regułę, że panie na tle międzynarodowej konkurencji wypadają lepiej. Tym razem wprawdzie nie udało się zdobyć medalu, ale wyniki, szczególnie Mai Włoszczowskiej, napawają optymizmem. Po Mistrzostwach Europy w Książu, gdzie Maja zdobyła srebro, wielu upatrywało w niej pewną kandydatkę do medalu w Atenach, ale rzeczywistość zweryfikowała lekko rozdęte oczekiwania. Trener reprezentacji MTB Andrzej Piątek jeszcze przed Olimpiadą twierdził, że może lepiej by było, gdyby Włoszczowska na ME medalu nie zdobyła i z perspektywy czasu wydaje się, że miał rację. Wszyscy, a już w szczególności media (my też), utwierdzali kibiców w przekonaniu, że podium olimpijskie jest w zasięgu zawodników (zwłaszcza zawodniczek). Zapomnieliśmy jednak, że Europa to nie cały świat. Maja w Atenach straciła do Dahle ok. 5 minut, czyli praktycznie tyle samo, ile w Książu. Pojechała więc na swym stałym, wysokim poziomie, tyle że między nie wpasowały się dwie kanadyjskie zawodniczki, które były po prostu lepsze. Tym razem w zasięgu było co najwyżej miejsce 5., nic ponadto. A jak wyglądał wyścig? Faktycznie był to popis Gunn Rity Dahle, która nie prowadziła jedynie przez fragment małej rundy wstępnej. Potem sukcesywnie zwiększała przewagę nad resztą, a w zwycięstwie nie przeszkodziły jej ani problemy ze sprzętem, ani też koszmarny upał i kurz. Po upadku na 4. z 5 okrążeń zgięła przerzutkę tylną tak, że nie mogła używać części przełożeń, ale i tak pozostawała praktycznie niezagrożona. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że była zdecydowaną faworytką, wygrana tym bardziej nie dziwi. Przypomnijmy tylko, że wygrała 11 z 12 Pucharów Świata, w których startowała w ostatnich dwóch latach! Nie przeszkodził jej też „cień” Pezzo, której zupełnie nie wyszedł wielki come back, bo wycofała się już w drugiej rundzie, najwyraźniej sama zdegustowana swoją słabą dyspozycją. Lekkim zaskoczeniem dla osób niezorientowanych mógł być atak Kanadyjek zaraz po starcie, a brały w nim udział Alison Sydor i Marie-Helene Premont, ale przecież mieliśmy tu do czynienia z jednej strony z zawodniczką bardzo utytułowaną, a z drugiej z 4. w ubiegłorocznym Pucharze Świata. Zresztą pomknęła za nimi natychmiast Maja, ścigana przez Sabine Spitz z Niemiec. W przypadku Premont atak skończył się sukcesem – ostatecznie zdobyła srebro. Sydor zajęła najmniej lubiane miejsce, czyli czwarte. Włoszczowska i Spitz przez pewien czas jechały razem, ale Niemka zaczęła się rozkręcać z okrążenia na okrążenie, by w końcu przegonić słabszą z Kanadyjek i zdobyć zasłużenie brąz. Maja, jadąc równym tempem, najpierw odparła atak Argentynki Jimeny Florit, by potem ulec jednak Elisbeth Van Rooy-Vink, do której straciła na mecie 17 sekund. Pozostałe dwie Polki pojechały trochę poniżej oczekiwań. Dotychczas w imprezach międzynarodowych Ania Szfraniec, jak i Magda Sadłecka, zajmowały miejsca w granicach pierwszej dziesiątki, więc 11. miejsce Ani trudno nazwać sukcesem. Powiedzieć można, że pojechała przyzwoicie, z drugiej strony jest najstarszą z dziewcząt i najbardziej doświadczoną, a wiek w tej konkurencji zdaje się mieć duże znaczenie. Magda przygodę olimpijską zakończyła upadkiem, choć sama trasa nie była specjalnie trudna technicznie (jednak z kamykami i piachem). W tej sytuacji Maja wyrasta na autentyczną liderkę nie tylko grupy Lotto PZU SA, ale też polskiej reprezentacji MTB. Tym bardziej, że mężczyźni nie mają się czym pochwalić.

Słaba płeć

Dla mężczyzn miejsca na olimpiadzie mieliśmy dwa, zdobyte w roku ubiegłym na podstawie wyników osiągniętych głównie w pucharze i mistrzostwach świata. Miejsca osiągane w tamtym sezonie zdawały się mówić, że Marek Galiński i Marcin Karczyński, bo oni zdobyli punkty, będą w stanie powalczyć o coś więcej, tym bardziej, że Marek zapowiadał, iż nie interesuje go wyłącznie uczestnictwo. Już jednak starty w tym sezonie sygnalizowały, że zbyt różowo nie będzie. Zabrakło sukcesów na arenie międzynarodowej, a i na własnym podwórku bywały problemy z konkurencją, ale raczej importowaną. Dodatkowo nikt nie był w stanie zagrozić naszym dwóm najlepszym zawodnikom – ewentualni polscy konkurenci do wyjazdu wyeliminowali się na własne życzenie. W tej sytuacji nawet gorsza dyspozycja olimpijczyków – dotyczyło to szczególnie Karczyńskiego – nie spowodowała zmian, po prostu nie miał kto jechać w zamian. Przed Olimpiadą typowaliśmy następująco: „Galiński przed Karczyńskim, obaj druga dziesiątka” – i niewiele się pomyliliśmy. Marek jeździ w sposób zdecydowanie bardziej przewidywalny, potwierdził to w Atenach, gdzie był 14., Marcin, który raz na jakiś czas potrafi błysnąć, wyścig ukończył na 24. pozycji. W stawce 50 zawodników, jacy wystartowali, tym samym uplasowali się razem trochę powyżej średniej, ale trudno tu mówić o sukcesie. Było jednak lepiej niż na poprzedniej Olimpiadzie z udziałem polskich kolarzy MTB. Od czołówki dzieliła ich jednak przepaść i kto inny walczył o medale. Na trasie główną rolę odegrał Julien Absalon z Francji, który zwyciężył zdecydowanie, choć wyścigowi trudno odmówić dramaturgii. Tempo już od startu było nieprawdopodobne, a sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Kilku faworytów może przy tym mówić o braku szczęścia. Już na pierwszym zakręcie po starcie utworzył się taki korek, że np. Christoph Sauser (lider Pucharu Świata) czy Thomas Frischknecht (jeden z bardziej utytułowanych kolarzy górskich) mogli tylko bezsilnie patrzeć na oddalających się przeciwników. Sauser zdołał nawet przebić się z powrotem do czołówki, gdy na trzecim okrążeniu ostatecznie wyeliminowały go problemy z łańcuchem. Zupełnie inną taktykę obrał Frischknecht, który przyspieszał z okrążenia na okrążenie, by ostatecznie ukończyć wyścig na 7. miejscu. Na wstępie jednak prowadziła większa grupa, w której znaleźli się Absalon, Brentjens, Bui, Naef, Peraud i Martinez. Roszady wewnątrz trwały do trzeciej rundy, gdy ostre tempo narzucone przez Absalona spowodowało, że została tylko trójka, poza nim także Hermida i Brentjens. Obrońca tytułu z Sydney Martinez próbował jeszcze kontratakować, ale nie był to jego dzień. Brentjens miał duże szanse na srebro, gdy na piątym okrążeniu Hermida popełnił błąd i upadł. Choć zrobił to efektownie, szybko jednak się pozbierał i zdołał jeszcze dogonić Holendra, a nawet go wyprzedzić. Ostatecznie ze sporą przewagą wygrał Absalon, drugi był Hermida, trzeci Brentjens (pierwszy historyczny mistrz w XC z Atlanty). Marek Galiński ukończył wyścig w ponad 7 minut za zwycięzcą, Marcin Karczyński w niemal 12.

Miejsce w szeregu

Powtarzane jak mantra stwierdzenie, że igrzyska pokazały miejsce naszego kolarstwa, wymaga pewnego uzupełnienia. Miejsce polskiego kolarstwa, szczególnie szosowego, jest nigdzie. Nie ma klasowych zawodników, nie mamy zatem kadry, nie mamy i wyników, a co za tym idzie – medali. Nie mamy również osób za ten stan odpowiedzialnych i takich, które chciałyby coś zmienić. A chodzi przecież o szosę, czyli oczko w głowie PZKol, który jednak „nie ma wpływu i kontroli”. Już zaczynamy się bać o torowców. Ich bowiem dotyczy kolejna polska mantra – budujemy tor! W inwestycję tę pchane są znaczne środki i już niedługo doczekamy się krytego toru w Polsce. Będzie on lekiem na całe zło i antidotum na problemy polskiego kolarstwa, a poziom tej dyscypliny od razu się podniesie. Dla naszych działaczy charakterystyczna jest ciekawa konstrukcja myślowa – jakość kolarstwa w danym kraju zależy najwyraźniej od posiadania krytego toru. Dlatego właśnie boimy się o torowców, teraz to oni mogą stać się „oczkiem w głowie” i zaraz usłyszymy o braku „wpływu i kontroli”. Na szczęście MTB nikt się na razie nie zainteresował i możliwe są w tej dyscyplinie kolejne sukcesy. Następną sprawą, jaka dała o sobie znać na Igrzyskach, jest kwestia promocji kolarstwa pokazywanego szeroko w telewizji. Niestety, i tu „obciach” sięgnął zenitu, bowiem ktoś, kto posłał do Aten redaktora Jerzego Górę, kolarstwa chyba nienawidzi. Redaktor Góra zajął niewątpliwie pierwsze miejsce w rankingu „najwięcej bzdur na minutę w historii komentowania sportu w Polsce”. Nawet redaktor Szpakowski może się od Góry uczyć. Sformułowania, takie jak „marzenie o czerwonym rowerze”, „białe obłoki na niebieskim niebie”, „coś się stało, nie wiem co”, „gdzie są Polacy”, „szukam naszych koszulek”, „znudziła mi się Norweżka” , „zobaczycie państwo, jak czas idzie”, wejdą chyba już na stałe do kanonu wesołego kibica. Ale i to mało, najpiękniejsze było chyba stwierdzenie: „wtedy będzie po zawodach, czyli jak mówią niektórzy po herbacie, albo jak mówią na Śląsku, po ptokach. Bo np. Francuzi mówią po marchewce, marchewka została ugotowana”…. A przecież wcale nie dotykamy kwestii merytorycznej, czyli faktu, że redaktor Góra na kolarstwie się nie zna, myli gumę z zablokowaną przerzutką, wymyśla ucieczkę, która nie istnieje w MTB, i nie potrafi nawet śledzić przebiegu wyścigu. Co gorsza, kolarstwo było jedną z dyscyplin, do komentowania których nie znaleziono żadnego fachowca, do studia nie zaproszono żadnego eksperta i w trakcie zawodów nie przeprowadzono żadnej sensownej rozmowy. Nie mamy zatem zawodników, komentatorów i ekspertów też nie mamy…

Zmiana warty

Żeby jednak nie kończyć w pesymistycznej tonacji, warto zwrócić uwagę na kilka spraw, które mogą mieć znaczenie. Przede wszystkim nasze zawodniczki już dziś są mocne i znajdują się na fali wznoszącej, a obserwacje uczą, że w sporcie zwanym kolarstwem górskim szczyt wydolności kobiet następuje późno, najczęściej koło 30. roku życia. Maja ma 21 lat, Magda 22, a najstarsza Ania 23, mogą więc śmiało patrzeć w przyszłość i nastawiać się na dwie, a może nawet trzy olimpiady. Zaraz za metą dziewczyny odgrażały się zresztą w takim właśnie tonie, że one „im jeszcze pokażą”. Miło byłoby, żeby mógł z nimi kontynuować pracę trener kadry Andrzej Piątek, bo najwyraźniej ma talent do prowadzenia kobiet. Inne wyniki z tego roku, takie jak drugie miejsce Majki w Mistrzostwach Europy czy Pucharze Świata, także świadczą o tym, że warto w dziewczyny inwestować. Oczywiście należy przy tym przemyśleć wszystkie elementy przygotowań i zastanowić się, czy da się coś ulepszyć. Temat mężczyzn jest zdecydowanie trudniejszy, bo sprowadza się do konstatacji, że zbyt szczupły jest wybór. Skoro więc pozostały aż cztery lata, może zastanowić się nad jakimś kompleksowym programem, który pozwoliłby wyszkolić najzdolniejszych juniorów. Brakuje też trenerów z młodszego pokolenia, którzy będą otwarci na nowości. I tu powraca temat Polskiego Związku Kolarskiego, który z powyższych problemów zdaje się nie zdawać sobie sprawy i nic nie robi. Jak kilkakrotnie wspominaliśmy na naszych łamach, raczej czeka na to, aż coś zrobią inni. Jeśli nie pojawi się kompleksowy plan ratowania polskiego kolarstwa, nie powinniśmy się dziwić w przyszłości słabym wynikom zawodników. Taktyka „na hurrra” i sporadyczne zrywy we współczesnym sporcie po prostu nie działają. Talenty zaś trzeba jeszcze niczym diament umieć oszlifować, bo inaczej będzie „po herbacie” lub, jak mówią Francuzi, „po marchewce”, marchewka zostanie ugotowana.

Wyniki olimpijskiego wyścigu Cross Country

Mężczyźni

Miejsce, czas 1. Julien Absalon (Francja) 2.15.02 2. Jose Antonio Hermida (Hiszpania) +1.00 3. Bart Brentjens (Holandia) +2.03 4. Roel Paulissen (Belgia) +3.08 5. Liam Killeen (Wielka Brytania) +3.30 6. Ralph Naef (Szwajcaria) +4.13 7. Thomas Frischknecht (Szwajcaria) +4.37 8. Manuel Fumic (Niemcy) +5.27 9. Seamus Mcgrath (Kanada) +5.31 10. Marco Bui (Włochy) +5.43 … 14. Marek Galinski (Polska) +7.12 … 24. Marcin Karczynski (Polska) +11.39

Kobiety

Miejsce, czas 1. Gunn-Rita Dahle (Norwegia) 1.56.51 2. Marie-Helene Premont (Kanada) +0.59 3. Sabine Spitz (Niemcy) +2.30 4. Alison Sydor (Kanada) +2.56 5. Elisbeth Van Rooy-Vink (Holandia) +4.50 6. Maja Wloszczowska (Polska) +5.17 7. Ivonne Kraft (Niemcy) +8.27 8. Laurence Leboucher (Francja) +8.43 9. Mary Mcconneloug (USA) +9.21 10. Lisa Mathison (Australia) +10.10 11. Anna Szafraniec (Polska) +10.53

top 3

Czytaj więcej

Jeździj jak zawodowcy i zabezpiecz swój telefon na rowerze – uchwyt do telefonu na rower marki RokForm

Czytaj więcej

Filmy

Wybór redakcji

Czytaj więcej

Jeździj jak zawodowcy i zabezpiecz swój telefon na rowerze – uchwyt do telefonu na rower marki RokForm

Czytaj więcej
comments powered by Disqus

Informuj mnie o nowych artykułach