Alessandro Ballan

Wiedziałem, że wygram

Alessandro Ballan przyjechał do Polski w tęczowej koszulce mistrza świata.
Już pierwszego dnia zapowiedział, że wygra Tour de Pologne. Na mecie w Krakowie cieszył się, że słowa dotrzymał. Słowa: Miłosz Sajnog. Dziękujemy Agacie Lang–Piermarini za tłumaczenie rozmowy.
Zdjęcia: Łukasz Szrubkowski
MR: Na konferencji prasowej powiedziałeś, że zamierzasz w Polsce wygrać. Byłeś bardzo pewny siebie. Wiedziałeś, że właśnie tak się wszystko potoczy?
Alessandro Ballan: Nigdy nie ma się pewności, że plan uda się zrealizować, ale przyjechałem do Polski w optymalnej formie. Wiedziałem, że jestem w stanie wygrać ten wyścig, bo jego charakter bardzo mi odpowiada. Jestem już w Polsce czwarty raz, wcześniej wygrałem jeden etap, byłem trzeci i piąty w klasyfikacji generalnej. Brakowało mi jednak zwycięstwa, a znam ten wyścig, stąd moje zamierzenia. Dodatkowo przyjechaliśmy bardzo mocnym składem. Dla ekipy Lampre to ważny wyścig i nie jesteśmy w nim statystami, ale głównymi aktorami. W tym roku zrobiliśmy wszystko, żeby go wygrać i udało się. Wyglądało na to, że zwycięstwo przyszło Ci bardzo łatwo.
Może tak wyglądało, ale nie był to spacerek, uwierzcie. Przede wszystkim bardzo dobrze pojechaliśmy jako zespół i zrealizowaliśmy zamierzenia taktyczne. Udało się nam kontrolować wyścig. Moi koledzy wykonali kawał dobrej roboty, bardzo się poświęcali dla zwycięstwa. Najtrudniej było na deszczowym etapie, potem spokojnie kontrolowałem sytuację. Przyjechałem, żeby powetować sobie niepowodzenia z początku sezonu. Chciałem pokazać, że tęczowej koszulki nie noszę tylko dla ozdoby, ale że jest to symbol realnej siły. Mamy wrażenie, że nie było na Ciebie mocnych w tym wyścigu…
(śmiech) Ścigało się tu wielu dobrych zawodników. Ale to raczej moja forma wraca wreszcie do odpowiedniego poziomu. Miałem fatalny początek sezonu i długo chorowałem, potem niespecjalnie wyszedł mi start w Tour de France. Jednocześnie ten ostatni wyścig kosztował mnie sporo sił i bardzo na nim cierpiałem fizycznie. Teraz wszystko wraca do normy i jestem faktycznie mocny. Na etapie do Krynicy zaatakowałeś na najbardziej stromym podjeździe, nie bałeś się, że etap może rozstrzygnąć się niekorzystnie dla Ciebie?
Faktycznie, kiedy zaatakowałem, kilku zawodników pojechało za mną i potem uciekaliśmy razem. Miałem jeszcze zapas sił, żeby powtórzyć uderzenie. Ale kiedy zorientowałem się, że z każdym z nich mam szansę na finiszu, odpuściłem. To było dla mnie kluczowe w tej akcji, że nie pojechali zawodnicy mocni na finiszach, tylko górale. W tym momencie już wiedziałem, że mam prawie pewne zwycięstwo. Przyznać muszę, dużo pracy wykonał wasz kolarz, Rutkiewicz. To bardzo dobry zawodnik, w mojej ocenie najlepszy w całym wyścigu Polak i to on pociągnął grupę. Wystarczyło, żebym jechał i… zafiniszował. Był jeszcze jeden atak przed metą, ale do kreski było wcąż daleko. Akcja nie zdeprymowała mnie. Jeżeli czegokolwiek się bałem, to śliskiej nawierzchni, bo strasznie się rozpadało. Na szczęście finisz był na długiej prostej. Na kolejnym etapie już się nie udało wygrać?
Edvald Boasson Hagen trochę mnie zaskoczył. Wiedziałem, że jest silny, ale nie sądziłem, że aż tak. Było takie czarowanie się przez chwilę i on z tego skorzystał. Pojechał bardzo odważnie, to niesamowity młody zawodnik. Zaczął finisz wcześnie i nie zdążyłem go już dojść. Ale kiedy zobaczyłem, że jestem drugi, nie goniłem go za wszelką cenę. Zależało mi na prowadzeniu w klasyfikacji generalnej i cel został osiągnięty. Na ówczesnym etapie ważne było, żeby zachować przewagę i taki był główny cel. Czy choć przez chwilę wątpiłeś w zwycięstwo?
Nie. Wiedziałem, że mam bardzo silny zespół i wiedziałem, że jestem w stanie wygrać ten wyścig. Kontrolowaliśmy cały czas peleton i wszystko szło zgodnie z założeniami. Etap do Zakopanego nie był tak ciężki, jak się spodziewaliśmy. Przyznam też, że osobiście myślałem, że będzie trudniej. Ale okazało się, że jest łatwo. Była również wspaniała atmosfera. Dla mnie kluczowe było to, że udało nam się narzucić nasz własny styl jazdy w peletonie i nie odpuściliśmy. Jesteś znany z wygrywania wyścigów klasycznych, a teraz wygrałeś wyścig etapowy. Będziesz zmierzał w stronę wyścigów etapowych?
Faktycznie, jestem kolarzem, któremu lepiej wychodzą wyścigi klasyczne. Mój trening również był prowadzony, przynajmniej do tej pory, pod tym kątem. Ale przecież występuję też w wyścigach etapowych, które jeździmy jako ekipa równie często jak inne. Tutaj chciałem wygrać, aby pokazać wszystkim, że moja tęczowa koszulka to nie przypadek. Takie komentarze pojawiały się w tym roku. Chciałem również w Polsce odbić się od dna po nieudanej pierwszej części sezonu. Ten wyścig ma taki charakter, że kolarz klasyczny ma szansę go wygrać. Wiedziałem o tym, dużo pamiętałem z wcześniejszych lat. Przewidywania się sprawdziły. Myślę, że powoli nadchodzi też czas, abym więcej uwagi poświęcił wielkim tourom. Ale to plan na przyszłość. Ważny jest dla mnie start na mistrzostwach świata w Szwajcarii, po nim zobaczę, jak dalej kształtować swoją karierę. Wiemy, że szykowałeś się na Tour de France, ale Twoje zamierzenia popsuła choroba.
Tak, bardzo chciałem dobrze wystąpić we Francji. Na początku sezonu dopadł mnie jednak wirus, który niemal całkowicie pozbawił sił. Bardzo długo nie startowałem. Kiedy zaczął się ten najważnieszy wyścig, byłem właściwie dopiero po chorobie. Mój organizm był zmęczony. Nie byłem w dobrej formie. Liczyłem, że w drugim, trzecim tygodniu będę mógł wygrać jeden etap, ale przyszła feralna dla nas jazda na czas i wywrotki. To spowodowało, że nie miałem siły zupełnie na nic. Byłem bardzo poobijany, zmęczony i zniechęcony. Ten wyścig nam ewidentnie nie poszedł, zwłaszcza jazda drużynowa na czas. Ostatnio gorącym tematem jest Twój kontrakt. Włoskie media podały, że w przyszłym roku odchodzisz z Lampre do innej drużyny, możesz powiedzieć coś więcej na ten temat?
Jestem w Lampre od pięciu lat, praktycznie całą zawodową karierę. W tym roku mój kontrakt wygasa i liczyłem na jakąś dobrą ofertę. Lampre zaproponowało mi przedłużenie kontraktu na rok, a ja uważam, że to nie najlepsza propozycja. Zwłaszcza że wiele drużyn rozpoczyna poszukiwanie nowych składów i otwiera się możliwość podpisania dłuższych umów. Jest kilka ekip, w których chciałbym jeździć i z którymi będę rozmawiał. Na razie jednak wszystko pozostaje w sferze planów i nie ma żadnych konkretów, media spekulują na ten temat. Pewne jest jednak to, że odchodzisz. Nie masz żadnych propozycji?
Oczywiście mam, nie jest tak źle. Chodzi mi jednak o znalezienie takiego pracodawcy, który da mi najlepszą szansę na rozwój. Jest kilka drużyn, w których chciałbym jeździć. Jest całkiem fajny projekt Lance’a Armstronga. Ale dzisiaj to wszystko spekulacje. Jestem zawodnikiem, który dużo wnosi do zespołu i mam określone oczekiwania. Myślę, że kwestia kontraktu rozstrzygnie się po Vuelcie i mistrzostwach świata. Drużyny też czekają, czy potwierdzę mistrzostwo. Kontrakt mistrza świata jest odpowiednio wyższy. Będziesz startował w Vuelcie, jakie masz plany związane z tym wyścigiem?
Zamierzam jechać dwa tygodnie, może dziesięć dni. Chciałbym wygrać etap, ale nie jest to główny cel. W ubiegłym roku wygrałem etap z metą w Andorze i to był moja pierwsza wygrana w jednym z największych wyścigów. Startuję, żeby przygotować się do mistrzostw świata, dlatego pewnie po dwóch tygodniach się wycofam. Będę też jechał bardzo ostrożnie, żeby nie nabawić się kontuzji. Vueltę traktuję raczej treningowo, chciałbym rozkręcić się przed startem w Szwajcarii. W ubiegłym roku postąpiłem dokładnie w ten sposób i była to bardzo dobra decyzja. Mam nadzieję, że scenariusz uda się powtórzyć. Zostałeś mistrzem świata dość niespodziewanie, wszyscy stawiali na Twojego kolegę z drużyny Bettiniego. A wygrałeś Ty. Bettini nie miał do ciebie żalu?
Nie, bardzo mi gratulował i cieszył się, że Włochy znowu mają mistrza. Wyścig był dość trudny, zwłaszcza dla Bettiniego. Nie mógł zrobić dosłownie żadnego ruchu. Był strasznie pilnowany. Kiedy jechaliśmy z przodu, wokół niego czaiło się dziewięciu zawodników i wszyscy czekali, co zrobi. Dlatego nasz trener, kiedy zobaczył co się dzieje, dał mi wolną rękę. Wystarczyło tylko dokończyć to, co zaczęliśmy, i wygrać. To był bardzo szczęśliwy dzień dla Włochów i bardzo szczęśliwy dla mnie. Wygrałeś pierwszy wyścig, w którym startowałeś?
Tak. Miałem wtedy chyba 9 lat, a w domu rower szosowy, nawet nie wiem, skąd się tam znalazł. I jeździłem na nim. Wystartowałem w pierwszym wyścigu i od razu wygrałem. Wtedy postanowiłem, że będę się ścigał na rowerze i zanim się obejrzałem, już byłem kolarzem (śmiech).
Podkreślasz, że bardzo ważna jest dla Ciebie rodzina. Jednak będąc kolarzem, ciężko jest łączyć zawód z obowiązkami rodzinnymi. Masz z tym problemy?
Kiedy się nie ścigam, najchętniej siedzę w domu z moimi dwiema córeczkami. Tak wyobrażam sobie prawdziwe szczęście i jednocześnie jest to moje największe osiągnięcie. Jestem bardzo do nich przywiązany. Oczywiście trenuję, ale każdą wolną chwilę poświęcam im. Dużo razem przebywamy, jemy, bawimy się. Podobna odskocznia pozwala mi spokojnie funkcjonować na wyścigach. Ale najchętniej nie ruszałbym się z domu.
Wielu kolarzy pasjonuje się szybkością, masz podobne upodobania?
Skąd wiecie? (śmiech). Tak, uwielbiam szybką jazdę samochodem. Mam nawet własne Ferrari, które, jak tylko mogę, staram się utrzymywać na odpowiedniej prędkości. Lubię również motory, chociaż samochody sprawiają mi więcej przyjemności. Próbowałem nawet sił w wyścigach w niższej klasie Formuły, ale bez większych sukcesów, więc nie mam się na razie czym pochwalić. Ale może to jakiś pomysł na przyszłość? Samochodowe ściganie jest równie emocjonujące jak kolarstwo! Dossier
Imię i nazwisko:
Alessandro Ballan
Pseudonim:
Bontempino
Data urodzenia:
06.11.1979
Wzrost:
190 cm
Waga:
72 kg
Hobby:
gry wideo
Profi:
od 2004 r.
Team:
Lampre NGC
Najważniejsze zwycięstwa:
2009 Tour de Pologne
2008 7. etap Vuelta a Espana, mistrzostwo świata w wyścigu ze startu wspólnego w Varese (Włochy)
2007 Vattenfall Cyclassics, Tour de Flanders, Driedaagse van De Panne-Koksijde
2006 Trofeo Laigueglia

top 3

Czytaj więcej

Jeździj jak zawodowcy i zabezpiecz swój telefon na rowerze – uchwyt do telefonu na rower marki RokForm

Czytaj więcej

Filmy

Wybór redakcji

Czytaj więcej

Jeździj jak zawodowcy i zabezpiecz swój telefon na rowerze – uchwyt do telefonu na rower marki RokForm

Czytaj więcej
comments powered by Disqus

Informuj mnie o nowych artykułach