Elektryczny wstrząs
Pierwszy solidny wstrząs miał miejsce w pięknym rejonie Trentinio na trasie Dolomity Di Brenta, gdzie na wytrawnego poszukiwacza przygód czeka 171 km z różnicą wzniesień 7700 metrów. Trasa przenosi w świat magii, a widoki zostają na długo w pamięci. Każdy kto lubi aktywnie spędzać czas znajdzie na tej trasie swój eden, a e-bike znacznie skróci do niego drogę…
Dzięki uprzejmości www.visittrentino.it/pl, www.campigliodolomiti.it, www.visitdolomitipaganella.it, www.valdisole.net i wsparciu naszego przewodnika Davide’a, po szybkim zapoznaniu z jednośladami, żądni przygód wyruszyliśmy elitarną grupą w pełną przepięknych widoków trasę.
Już po pierwszych kilometrach zaczęliśmy odbierać impulsy magnetyczne płynące z Dolomitów. Ostre, poszarpane szczyty przypominały o przewadze jaką mają nad nami. My natomiast posiadaliśmy asy w rękawie – cztery tryby wspomagające: Eco, Sport, Torque i Turbo. Dzięki umiejętnemu wykorzystywaniu baterii w naszych e-bike’ach mogliśmy dzielnie stawić czoła skalnym kolosom.
Tryby te pozwoliły również na wyrównanie naszego poziomu kondycji. Podjazdy o różnym stopniu nachylenia nie stanowiły większego problemu. W pierwszej części wycieczki, która zaczęła się w Cles przydawał się głównie tryb Eco, dający miłe wsparcie na krętych szutrowych podjazdach.
Dopiero kiedy trasa zaczęła robić się bardziej dzika i wymagająca, stał się niewystarczający. Wtedy nadeszła pora na sprawdzenie pozostałych trybów – oczywiście kosztem zmniejszenia dystansu kilometrów, który widniał na wyświetlaczu – zbliżając się do kresu wytrzymałości rowerów elektrycznych (nie chodzi tu o ich zasięg).Wjeżdżając wysoko trzeba liczyć się ze zjazdem z chwilą puszczenia hamulców na zakręcie ukazującym przepaść. Adrenalina włącza się niczym tryb turbo. Przełęcz Passo Della Forcola – kręta, szutrowa droga, sypkie, luźne kamienie, ponad 20 kg na 29 calowych kołach i ostry zakręt w lewo. Hamowanie pulsacyjne na nic się zdało, krawędź przepaści coraz bliżej. Zadziałał odruch bezwarunkowy. Lewa noga maksymalnie wychylona. Zachowanie jak z motocrossu i uślizg tylnego koła strącił gromadę kamieni w przepaść. Rozkład środka ciężkości w rowerze elektrycznym przypomina motor. Lekkie zarzucenie powoduję nadmierny przechył, korekta balansem ciała i emocje opanowane. Następne spirale zakrętów były oczywiście pokonywane driftem, ale ze znacznie mniejszą prędkością. W następnych dniach wycieczki siły trzeba było rozkładać znacznie rozważniej.
Trasy pokonywać zgodnie z przeznaczeniem, zapominając o przesadnej brawurze i dostosowując tryb do przyjemnej przejażdżki rodzinnej. Na trasie od Cles, która zapoczątkowała nasz elektryczny wstrząs, ku Rifugio Peller przemierzaliśmy wysokogórskie trasy i setki metrów przewyższeń, jedząc potrawy godnie uzupełniające braki sił i witając się z uroczymi krowami.
Pokonywaliśmy kolejne kilometry. Madonna di Campiglio przeniosła nas w świat zaczarowany. Krajobrazy hipnotyzowały swoim pięknem.
Góry ukazywały stromizny, a słońce czule nas przypiekało. Rejon Lago di Molveno zaprezentował nieco odmienne widoki. Wysokogórskie szczyty zamieniły się w pełne uroku wąskie ścieżki, wokoło których pojawiły się winnice, zwiastując prawdziwą rozkosz dla zmysłów.
Docierając ścieżkami, którymi mogły kroczyć legiony rzymskie, widok ukazał piękną barwę jeziora Molveno.
Kąpiel w jeziorze z widokiem na szczyty jednych z najpiękniejszych gór świata była niczym dar od Bogów. Chwila ukojenia zmysłów i czas na ostatni podjazd do Adamelo. Zmęczeni, ale szczęśliwi, spinając mięśnie i ogniwa resztek baterii, pokonaliśmy trasę, której nikt przed nami nie pokonał na rowerach elektrycznych. Tego dnia przejechaliśmy ponad 70 km i mniej więcej 2861 m podjazdów. Jeśli chcielibyście zobaczyć z rodziną lub przyjaciółmi cudowne Dolomity, skosztować przepysznej kuchni włoskiej i przeżyć przygodę życia, wszystkie informację dotyczące trasy, noclegów, transportu bagażu czy wypożyczenia roweru lub e-bike’a znajdziecie na stronie www.dolomitibrentabike.it
Tekst: Piotr Śliwa
Zdjęcia: Piotr Śliwa oraz Trentino