Female Power!
W kobiecym kolarstwie w Polsce, mimo stosunkowo niewielu imprez i skromnej liczby ścigających się zawodniczek, panuje bardzo ciekawa sytuacja. Otóż przeplatają się tu dwie historie – historia kolarek stricte szosowych i… zawodniczek Teamu Lotto. Najpierw przyjrzymy się jednak różnicom, jakie istnieją między ściganiem kobiet i mężczyzn, nie próbując wcale odpowiedzieć na pytanie, dlaczego kobiety w kolarstwie, jak zresztą w każdym innym sporcie, są słabsze od mężczyzn.
Lepiej trzy niż zero
Opisywany na sąsiednich stronach Klasyk Pomorski był już 97. wyścigiem sezonu 2005, w którym polscy kolarze zdobywali punkty UCI. W skład cyklu UCI Europe Tour wchodzi ponad 300 wyścigów w samej Europie! Nie wnikając w analizę poziomu rywalizacji, trzeba przyznać, że wyścigów dla mężczyzn jest bardzo dużo i dyrektorzy ekip muszą skrupulatnie ustalać zagraniczne i krajowe plany wyjazdowe. Polskim grupom zawodowym zaproponowano ponadto udział w nowo powstałej, bardzo ciekawej inicjatywie, jaką jest tzw. ProLiga Polsatu „O Złoty Rower Shimano”. Liga trwa, odbyło się już siedem z jedenastu imprez (wszystkie wyścigi ProLigi są punktowane przez UCI). Do ProLigi kobiet weszły jedynie Mistrzostwa Polski w Sobótce (czas i wspólny) oraz największy polski wyścig dla kobiet „Eko Tour”. Mamy więc zaledwie trzy imprezy… Mężczyźni ścigający się w sześciu zawodowych grupach kolarskich i kilkunastu mniejszych, w większym lub mniejszym stopniu skupiają na sobie uwagę kamer telewizyjnych i dziennikarzy sportowych wypatrujących przyszłych tytanów szos. Tymczasem panie, którymi się przez chwilę zajmiemy, nie mają takiej oprawy, choć nie można im zarzucić, by miały wąsy i nie nadawały się do pokazania w telewizji. Wyścigów dla nich jest po prostu mniej. Choć Polki mogłyby teoretycznie przynajmniej „obskoczyć” większość imprez i liczyć się w Europie. Sprzyja temu łączna liczba światowych wyścigów, w których panie mogą walczyć o punkty UCI. To niecałe 50 imprez, w tym jako jedyna polska impreza Eko Tour Dookoła Polski, z kategorią 2.2.
Kobieta też potrafi?
„Podczas Eko Touru nasze zawodniczki mają możliwość porównania się z rywalkami z innych państw, dzięki jedynemu w naszym kraju wyścigowi etapowemu. W okolicach Zawiercia, Łaz czy Porąbki teren jest trudny. Należy zacząć z płaskiego i wjechać w góry, a wtedy wiadomo, kto jest mocny, ten wygrywa. Wczoraj na rundach z podjazdami odpadło 11 zawodniczek. Swego czasu trenowałem kadrę młodzieżową Polski. Czasy się jednak zmieniły. Są grupy zawodowe, więc system szkolenia jest całkiem inny, tak jak podejście ludzi do tej dyscypliny. Tak na marginesie, szkolenia naprawdę nie ma i dlatego polskie kolarstwo jest takie, jak widzimy, można powiedzieć zerowe” – powiedział Dyrektor wyścigu Eko Tour, Tadeusz Mytnik. Jak zwykle chodzi o pieniądze. Polskie kluby stać było zaledwie na wzięcie udziału w wyścigach Gracia -Orlova oraz Tour de Feminin w Krasnej Lipie. Praktycznie nie istnieją zorganizowane grupy zawodowe kobiet. Najwięcej sukcesów ma na swym koncie ekipa MKS Start Peugeot A. Kita Lublin, w której jeżdżą aktualne mistrzynie Polski – Bogumiła Matusiak i Paulina Brzeźna. Matusiak, nazywana przez dziennikarzy „weteranką szos”, zdobyła w kraju wszystko, co możliwe, i to nie pierwszy raz. Po czasówce w Sobótce zaliczyła swój 23. tytuł mistrzowski w karierze! W tym roku jej łupem padł wspomniany międzynarodowy Eko Tour, na którym pokonała znane, bardzo dobre zawodniczki – medalistkę olimpijską Charlotte Becker, uczestniczkę wyścigu w Atenach, oraz byłą mistrzynię świata, Rosjankę Własową. Zajęła także drugie miejsce, za Niemką Tiną Liebig, w końcowej klasyfikacji pięcioetapowego wyścigu kolarskiego Tour de Feminin w Krasnej Lipie (2.2). Nasza zawodniczka zapewniła sobie drugą lokatę po bardzo dobrym występie w etapie jazdy na czas, gdy uległa tylko wicemistrzyni olimpijskiej z Aten, Niemce Judith Arndt. U boku „Matusiaczki” doświadczenie zdobywa Paulina Brzeźna, pochodząca ze znanej dolnośląskiej kolarskiej rodziny. To ona w Sobótce przyprowadziła na metę 106-kilometrowego wyścigu o MP ucieczkę składającą się z czterech zawodniczek (Małgorzata Jasińska, LUKK Krokus Mazur Barczewo, Maja Włoszczowska, Lotto Team, Magda Sadłecka, Lotto Team).
Lotto kontra reszta kraju
Dziewczyny z Lotto niespecjalnie marzą o tym, by jeździć na wyścigi szosowe. Nakłania je do tego „TAP” (trener Andrzej Piątek), traktujący szosę jako świetny element treningu. To sprawia, że oglądamy je tylko na tych wyścigach szosowych, które nie kolidują z kalendarzem imprez MTB ani z planami treningowymi Lotto. Jeśli już jadą, jadą bardzo dobrze. Jeśli są górki, wygrywają. Gdyby kogoś zawodziła pamięć, warto przypomnieć, że to one zdominowały wyścig szosowego Pucharu Polski w Wambierzycach koło Polanicy Zdroju. Zwyciężyła Anna Szafraniec przed Magdaleną Sadłecką i Mają Włoszczowską. Trzy koleżanki z ekipy Lotto uzyskały 4 minuty przewagi nad kolejnymi zawodniczkami. Czwarte miejsce zajęła Paulina Brzeźna (Start Peugeot A. Kita), piąte Aleksandra Dawidowicz (Lotto). O Oli można by już napisać spory artykuł… Dokonała niesamowitych rzeczy na szosowych mistrzostwach Polski Juniorów w Żerkowie. Walczyła o powrót do grupy po defekcie, następnie doszła ucieczkę, zaliczyła kolejny defekt, znowu doszła ucieczkę, przed metą zafiniszowała i pierwsza wpadła na kreskę! Następnie została zdyskwalifikowana przez sędziów za to, że mechanik podał jej koło z nieprzepisowym trybem. Jasne, że młodzież musi płacić „frycowe”, zanim zacznie się prawdziwe kolarstwo, ale jak to możliwe, że w ogóle do czegoś takiego doszło? Płacz Oli nie zmiękczył twardego regulaminu, ale powinien dać do myślenia „kierownikowi działu technicznego”…
To idzie młodość
„Lala” (pieszczotliwy pseudonim Oli) na szczęście szybko się zrehabilitowała, zdobywając w Moskwie złoty medal kolarskich mistrzostw Europy juniorek w jeździe indywidualnej na czas. O 25 s wyprzedziła Litwinkę Ausrine Trebaite i o kolejną sekundę Lesię Kalitowską z Ukrainy. Trasa wyścigu juniorek miała 11 km długości i wiodła w sporej części słynną pętlą Kryłatskoje, zwaną „schodami Kapitonowa”, zbudowaną specjalnie dla potrzeb wyścigu kolarskiego olimpiady w Moskwie. „To bardzo trudna trasa, z krótkimi, ale bardzo ciężkimi podjazdami o nachyleniu dochodzącym do 13%” – powiedział trener Andrzej Piątek. „Ola pojechała znakomicie technicznie i moim zdaniem nadrabiała dystans nad rywalkami w licznych, ciasnych zakrętach”. W wyścigu ze startu wspólnego na dystansie 87 km Ola zajeła 6. miejsce jako najlepsza polska juniorka. „Bardzo się cieszę z sukcesu Oli Dawidowicz, to złota dziewczyna. Obserwujemy przebieg jej kariery od samego początku” – powiedział prezes konkurencyjnego klubu KK Kross Ziemia Darłowska, pan Eugeniusz Adamów. „Ale wiem, że moje zawodniczki też są w stanie odnosić takie sukcesy, lecz po długiej podróży pociągiem do Moskwy nikt już nie da rady walczyć o medale. Chcielibyśmy kiedyś mieć równe szanse, tę prośbę adresuję do Polskiego Związku Kolarskiego” (od red.: w barwach KKKZD ścigają się m.in. Anna Skawińska, Magda Zamolska i obiecujące juniorki). Przedstawiciele Związku Kolarskiego w chwili pisania tego tekstu polecieli do Los Angeles na Torowe Mistrzostwa Świata przyglądać się organizacji imprezy. Na tych MŚ startuje nasza torowa nadzieja, 19-letnia Magdalena Sara, debiutantka, oraz Katarzyna Jagusiak (obie Stal Grudziądz). Kadrowicze od tygodnia są w Kalifornii i, co ciekawe, jest to dla nich jedna z niewielu okazji, by… potrenować na torze. Trzymamy za nich kciuki.