Mój pierwszy downhill
Wraz z objęciem przez „Magazyn Rowerowy” patronatu medialnego nad cyklem zawodów Beskidia Downhill nadarzyła się okazja startu w jednej z edycji – na Palenicy obok Ustronia. Mój pierwszy udział w imprezie tego typu okazał się być świetną przygodą.
Tekst: Mateusz Tymoszyk, Zdjęcia: Łukasz Szrubkowski
Jako że był to mój pierwszy w życiu start w zawodach zjazdowych, zostałem zakwalifikowany do kategorii „Mój pierwszy start”. Obejmuje ona osoby, które zaczynają swoją przygodę z zawodami zjazdowymi, ale zasady i sposób klasyfikacji są takie same jak w kategorii „Hobby Full” – na koniec zawodów można więc śmiało porównywać się z bardziej doświadczonymi zawodnikami. Okazało się, że jeśli jeździ się w miarę dobrze, można miło się zdziwić.
Ruszamy!
Pobudka o 6:00 w sobotę brzmi jak czarny sen, zwłaszcza gdy do późnych godzin kończyło się przygotowania do wyjazdu i pisanie testu Canyona, który znajdziecie w tym numerze. Poranna kawka, śniadanko i ruszam razem z fotografem Łukaszem w 250-kilometrową podróż do Ustronia. Drogi w miarę puste, więc jazda przebiega zgodnie z planem. Na miejscu impreza już się kręci, gra muzyka, a ilość rowerów przewyższa ilość samochodów – jesteśmy w raju. Słoneczko przyjemnie grzeje, a lekki wiaterek skutecznie powstrzymuje upał. Do rozpoczęcia treningów mamy chwilę czasu, więc najpierw jedziemy zameldować się w pobliskim hotelu. Wyładowujemy NS Fuzza z auta i po zgarnięciu kluczy z recepcji meldujemy się w tymczasowym centrum dowodzenia. Czas złożyć rower, ale jak to zrobić bez imbusa 8 mm, o którym zapomnieliśmy? O tym pomyślał właściciel przybytku, wyposażając każdy pokój w łyżeczkę do herbaty z rączką o szerokości 8 mm – byliśmy uratowani. Szybka zmiana ciuchów na bojowe i ruszamy na spotkanie z biurem zawodów oraz wypożyczalnią.
Pierwszy przejazd
Na miejscu przywitała nas Eliza – mózg logistyczny całej imprezy. Odhaczyłem się na liście startowej i pobrałem numer startowy „312” – teraz już nie ma odwrotu „Go big or go home”. Jeszcze szybka wizyta w wypożyczalni sprzętu Bike Parku Palenica w celu pobrania zbroi i mogłem ruszać na wyciąg. Tutaj ważna uwaga – koniecznie przeczytajcie, ile wjazdów wyciągiem zapewnia organizator zawodów. Najczęściej pakiet startowy obejmuje tylko dzień zawodów, więc karnet na dzień treningowy trzeba doliczyć do budżetu wyjazdu. Przejście przez bramkę i już stoję w blokach, czekając na podwózkę ku szczytowi Palenicy. Na krzesełku człowiek ma czas na chwilę przemyśleń, skupienia i mentalnego wyciszenia. Jest to o tyle trudne, że w mojej głowie szaleje tylko jedna myśl – szybciej! Ależ ten wyciąg się wlecze…
Wreszcie dotarłem, szybka ewakuacja z uciekającego w drogę powrotną krzesełka i staję przed rampą startową.
c.d. w bieżącym wydaniu „MR”