Podobieństwo przez odwrotność – Jelenia Góra V edycja BM

Drugi dzień rowerowego weekendu w Kotlinie Jeleniogórskiej przypominał pierwszy o tyle, że był jego odwrotnością. W nocy i rano pogoda była deszczowa, by wraz z rozwojem wypadków wypogodzić się do całkiem słonecznej. Trasa też zmieniła proporcje znanych z poprzedniego dnia składników. Na starcie dominowały rozmowy o poprzednim dniu i jego wpływie na plany najbliższych kilkudziesięciu kilometrów. Najtwardsi deklarowali walkę na Giga po raz drugi z rzędu, inni mieli mniej ambitne zamiary, a startujący „na świeżości” oczekiwali dobrego wyniku na tle podmęczonej konkurencji. Jeleniogórska trasa przenosiła uczestników na drugą stronę kotliny w Rudawy Janowickie, odwracając proporcje wolnych, błotnistych odcinków do szybkich dróg na korzyść tych pierwszych. Wszystkie plany po pokonaniu pierwszych asfaltowych kilometrów zweryfikowało błoto. Drogi, zazwyczaj wolne, po ostatnich obfitych opadach stały się grzęzawiskami, w których tylne koło kręciło się, nie przekładając tego na ruch reszty roweru. Wszystkim przyszło walczyć ze spowalniającym wpływem gęstej mazi oblepiającej elementy roweru. Trasa została zgodnie określona jako najtrudniejsza z dotychczasowych w serii Bike Maratonowej. Dystans Mega miał równo 40 km, ale na tym odcinku serwował ponad 1000 m przewyższenia, i to w wysoce stężonych dawkach. Musiał budzić respekt asfaltowy podjazd zwany „Łopatą" ze średnim nachyleniem 11% na 2,5 km, a szczególnie jego końcowy kilometr ze średnimi 17% i odcinkami dochodzącymi do 25%, gdzie na mokrym asfalcie tylne koło uślizgiwało się podczas próby jazdy na stojąco. Nieznający pokory płacili za decyzję frontalnego szturmu „paraliżem nóg”, zazwyczaj już po kilkuset metrach. Za to po przelaniu strumieni potu spod kasku dotrzeć można było do niezwykłej urody zjazdów, na których technika jazdy (ale nie ta mylona z brawurą) robiła różnicę. Pięknie wijące się po kamieniach i między nimi singletraile wywoływały szeroki uśmiech na niejednej twarzy. Żądni wrażeń byli skłonni powtarzać procedurę wdrapywania się „Łopatą”, by jadąc Giga, zaznać podwójnej dawki emocji podczas zjazdów. Dzięki słonecznemu finałowi dnia dojazd do mety przez malownicze pola rozciągające się na pagórkach Karpnik i Wojanowa był sporą przyjemnością, choć niejeden uczestnik jechał już ostatkiem sił, które pochłonęły błotniste Rudawy. Do samej kreski siły natury nie odpuszczały. Kiedy nie były już w stanie utrudnić jazdy błotem, na ostatnim asfalcie smagały wiatrem, który niejeden określał jako coś, co odbierało resztkę sił i oddalało bramę mety bardziej, niż sugerował to wzrok. Ci, którzy zlekceważyli stosunkowo krótkie dystanse, dojeżdżali na metę ze spuszczonymi głowami, na pokonanie jeleniogórskich dystansów potrzeba było podobnego czasu co dzień wcześniej w Piechowicach. Swoją formę potwierdzili wśród panów Bogdan Czarnota z Kross Racing Team i Adam Drahan z KS Lechia Piechowice. Pierwszy zyciężył na Giga w czasie 2:50:37, drugi na Mega, meldując się na mecie z czasem 1:47:12. Wśród pań też bez niespodzianek. Ewelina Ortyl z Twomark Cannondale Antyradio Team pokazała, że i tym razem nie było szybszej od niej na Giga, a Mega wygrała Katarzyna Polakowska z Kellys Team. Czasy pań to: 3:44:07 i 2:16:33. Bez niespodzianki obędzie się i w przypadku tracka z GPS-a. Jest też tym razem, choć tylko Mega, ale w perspektywie udziału w Bikeadventure rozsądek pokonał ambicję. Chętni do pokonania trasy maratonu mogą pobrać plik gpx na urządzenia GPS z zapisem dystansu Mega. Niespodzianek możecie poszukać za to w naszej galerii. Może na którymś ze zdjęć znajdziecie siebie lub swoich znajomych. PS Jeszcze kilka zdań o presji wyniku i niekontrolowanych hormonach walki. W środkowej części stawki ma to szczególnie widoczne konsekwencje. Dla niektórych ściganie na pierwszych kilometrach ma dziwny posmak samobójczego ataku. Wykonują niebezpieczne manewry, przepychają się, spalają od startu, jakby maraton był dyscypliną szybkościowo-zręcznościową. Można by przejść nad tym do porządku dziennego, gdyby konsekwencje dotyczyły zawsze tylko takiej osoby, ale w grupie 200 osób, jakie starują z sektora, nietrudno w ten sposób zaszkodzić innym. Chwila refleksji nad tym pojawiła się u mnie po dotkliwym wypadku, jakiemu uległ na pierwszych, teoretycznie łatwych kilometrach jeden z uczestników i wyczynach niektórych „mistrzów” na śliskich asfaltach. Czy warto zyskać kilka sekund, ryzykując zdrowie swoje i innych? Przecież na drugi dzień większość z nas musi wracać do swoich codziennych obowiązków. Czasem chyba warto przyhamować, nawet jeśli wydaje nam się, że ten przed nami jedzie znacznie wolniej. W końcu to sport amatorski, który ma sprawiać przyjemność i odprężać po całym tygodniu pracy. foto: Robert Urbaniak

top 3

Czytaj więcej

Jeździj jak zawodowcy i zabezpiecz swój telefon na rowerze – uchwyt do telefonu na rower marki RokForm

Czytaj więcej

Filmy

Wybór redakcji

Czytaj więcej

Jeździj jak zawodowcy i zabezpiecz swój telefon na rowerze – uchwyt do telefonu na rower marki RokForm

Czytaj więcej
comments powered by Disqus

Informuj mnie o nowych artykułach