Poniżej zera
„Wzywany abonent ma wyłączony telefon, bądź jest poza zasięgiem” – taki komunikat usłyszymy, chcąc się dodzwonić do biura Polskiego Związku Kolarskiego. Od 7 lutego siedziba krajowej federacji w Pruszkowie jest zamknięta. Elektrociepłownia i dostawca prądu zakręciły kurek, ponieważ związek nie tylko nie wyrównał starych rachunków, ale nie był w stanie pokryć również bieżących. Dług PZKol sięga aktualnie 9 mln złotych Tekst: Wolfgang Brylla
Nie jest żadną tajemnicą, że w naszym związku źle się dzieje. Kłopoty zaczęły się wraz z budową krytego toru kolarskiego. Przypominający z zewnątrz hełm rycerza polskiej husarii obiekt pochłonął miliony złotych, lecz miał być gwarantem sukcesów polskiego kolarstwa torowego. Owszem, wraz z nowoczesnym welodromem przyszły sportowe wyniki (Małgorzata Wojtyra, Adrian Tekliński, Rafał Ratajczyk, Damian Zieliński), ale BGŻ Arena tak naprawdę zrujnowała PZKol. Budowa toru zamiast 49 kosztowała 91 mln zł, z czego 86,5 mln pochodziło ze środków publicznych. Na wniosek starego zarządu PZKol, z byłym prezesem Wojciechem Walkiewiczem na czele, Ministerstwo Edukacji Narodowej i Sportu przeznaczyło na mocy umowy z sierpnia 2003 roku 31,3 mln zł dofinansowania. Skąd ministerstwo miało tyle pieniędzy? Z dopłat do stawek w grach liczbowych. Walkiewicz przyznawał, że nie dysponował nawet 30% inwestycji. „Chodziłem więc do ministrów i finansowanie wzrosło najpierw do 90%, a potem 95%. PZKol pokrył 5% i z tego się wywiązał”. Początkowo termin oddania toru wyznaczono na styczeń 2005 roku. Budowa zdawała się jednak ciągnąć w nieskończoność. Zamiast 19 miesięcy Mostostal Puławy SA, który był głównym zleceniobiorcą, zakończył prace w 2008 roku. Po 62 miesiącach! 3000 m2 problemów Sprawą welodromu zainteresowała się Najwyższa Izba Kontroli. Jej śledztwo wykazało liczne błędy popełnione przez ekszarząd PZKol. W sporządzonym przez NIK raporcie wyliczono cały szereg formalnych niedociągnięć i dowiedziono, że budowa toru od początku była narażona na straty. Już sam projekt areny autorstwa Wojciecha Zabłockiego budził zastrzeżenia. Musiał być modyfikowany, ponieważ w pierwszej wersji nie wzięto pod uwagę, że siedziba PZKol miałaby powstać na terenie podmokłym. Zmiany pociągnęły za sobą naturalnie większe koszta. NIK zarzucił federacji, że zawczasu nie została wyodrębniona specjalna komórka, która kontrolowałaby przebieg realizacji planów. Taką powołano do życia dopiero po czterech latach! Dostało się też MENiS. Według NIK ministerstwo podjęło decyzję dofinansowania budowy ad hoc, dokładniej nie zagłębiając się w dokumenty. W wyniku opóźnienia robót w Pruszkowie nie odbyły się torowe mistrzostwa Europy (2006) oraz świata (2008), które pierwotnie miały zostać zorganizowane na 250-metrowym torze pokrytym drewnem z sosny syberyjskiej. Koszt jednego m2 wyniósł 6000 złotych. Gliniarz i prokurator Nic więc dziwnego, że w obliczu tylu biurokratycznych i merytorycznych pomyłek casusem PZKol oraz pruszkowskim torem zajęła się prokuratura. Prezes Walkiewicz nie zakwestionował zażaleń płynących z NIK-u, lecz tłumaczył, że w trakcie budowy borykał się z wieloma problemami niezależnymi od niego. Walkiewicz podawał przede wszystkim dwa argumenty: wzrost podatku VAT z 7 do 22% oraz wysoką cenę stali, która w międzyczasie podrożała trzykrotnie. „Jak ja mogłem budować tor szybciej, skoro pieniądze napływały w takich transzach? Budowa była nadzorowana, był audyt i nie zgłaszano żadnych zastrzeżeń”. W toku dochodzenia prokuratury na jaw wyszły również manipulacje wokół hotelu Victor, mieszczącego się przy pruszkowskim torze. Walkiewicz i były sekretarz generalny Jarosław Potocki mieli narazić federację na straty rzędu 290 tys. zł. W myśl artykułu 296, paragraf 1 kodeksu cywilnego grozi im kara pozbawienia wolności od trzech miesięcy do pięciu lat. Nowy sekretarz generalny PZKol Marcin Melzacki powiedział nam, że warszawski sąd rejonowy rozpatruje tę sprawę. Prawdopodobnie niebawem postępowanie powinno „ruszyć z kopyta”. Między związkiem a Potockim toczy się też inny jurysdykcyjny spór. Potocki nie przystał na dyscyplinarne zwolnienie z piastowanego stanowiska i zaskarżył federację. Próbowaliśmy skontaktować się z panem P. telefonicznie, by wyraził własny pogląd na sprawę. Bezskutecznie. Tuning welodromu Bankrut PZKol potrzebował zastrzyku świeżej krwi, by przynajmniej zastopować pogłębiającą się dziurę budżetową. Ostatniego dnia marca zeszłego roku Walkiewicz podał się, po wewnętrznych przepychankach, do dymisji, a stery objął Ryszard Szurkowski, ówczesny wiceprezydent i przedstawiciel opozycji. Po Walkiewiczu odziedziczył nie tylko długi, ale też inny twardy orzech do zgryzienia – jak te długi zniwelować… Koncepcji było kilka. Nowy wiceprezes ds. finansowych Andrzej Kita chciał współpracować z innymi krajowymi związkami, które mogłyby korzystać z terenu areny i partycypować w kosztach. Bo sam miesięczny koszt utrzymania toru „przy życiu” opiewa na sumę 120 tys. złotych! W skali rocznej PZKol wydawał na welodrom prawie 1,5 mln złotych. Zważywszy, że w obiekcie imprezy sportowe odbywają się tylko okazjonalnie, a na trybunach i tak zasiada ledwie garstka kibiców, BGŻ Arena zamiast przynosić zysk generowała straty. Niestety, nie poczyniono żadnych daleko idących kroków, by ożywić pruszkowski tor. Aby przystosować arenę do norm UCI, należało zapewnić odpowiedni system wentylacyjny. Doposażenie toru kosztowało federację kolejne 5 mln złotych, które musiała wysupłać z własnego portfela. Ministerstwo tym razem postanowiło nie subwencjonować dodatkowego, aczkolwiek niezbędnego „tuningu”. Właśnie w sprawie tej sumy prowadzone są negocjacje z Mostostalem. PZKol ma nadzieję, jak wyznał sekretarz Melzacki, że Mostostal – wieloletni sponsor polskiego kolarstwa – zgodzi się na rozłożenie spłaty długu na raty, np. na okres pięciu lat. Tym bardziej, że kasa związkowa świeci pustkami. Wprawdzie PZKol uwolnił się od komornika, który zajął konta, ale nie byłoby to możliwe, gdyby nie pomoc ze strony Dariusza Miłka. Chodziło, jak się dowiedzieliśmy, o kwotę 800 tys. zł. Komu fotel prezesa, komu? Bardzo długo wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że nowym szefem związku i „mesjaszem” polskiego kolarstwa zostanie Dariusz Miłek. Jeden z najbogatszych Polaków, właściciel sieci sklepów obuwniczych CCC i strategiczny sponsor jedynej polskiej ekipy prokontynentalnej CCC Polsat Polkowice był murowanym kandydatem na fotel prezesa. Na 18 grudnia 2010 roku zwołano zjazd, podczas którego Dariusz Miłek miał zostać „namaszczony” na przewodniczącego. Ryszard Szurkowski już od dłuższego czasu skłaniał się do porzucenia swojej funkcji. Stało się jednak inaczej. Miłek powiedział „nie”, a Szurkowski pozostał do marca 2011 roku kapitanem na tonącym statku. Firma CCC podpisała jednak z PZKol umowę sponsorską, zastępując dotychczasowego głównego partnera Bank BGŻ, z którym PZKol po czterech latach rozwiązał kontrakt. Bank BGŻ nie chciał się zgodzić na podział „władzy” z CCC. „Umowa z CCC obowiązuje przez dwa lata z opcją na kolejne. Szukamy również współsponsorów” – wyjawił nam sekretarz Melzacki. Wybory zaplanowano na 5 marca, w szranki staną: Jarosław Potocki (Podlaski Związek Kolarski), Andrzej Kita (Lubelski Związek Kolarski), Piotr Kosmala (Pomorski Związek Kolarski) oraz Marek Kosicki (Małopolski Związek Kolarski). Największe szanse ma zaś reprezentant Dolnośląskiego Związku Kolarskiego, były znakomity trener Wacław Skarul. Wraz z nowym zarządem zabłyśnie iskierka nadziei, że PZKol zacznie powoli wychodzić z kryzysu, bowiem od kwietnia 2010 roku, kiedy Szurkowski został prezesem, sytuacja nie uległa poprawie ani na jotę. Związek dalej się pogrąża. Pod względem sportowym okres rządów popularnego „Bibi” i jego załogi można uznać za udany. Jego zwieńczeniem było niewątpliwie zdobycie tytułu mistrzyni świata MTB przez Maję Włoszczowską. Patrząc jednak na aspekty administracyjne, o „sukcesie” mowy być nie może. We wrześniu Szurkowski poinformował, że praktycznie codziennie zgłaszali się do federacji wierzyciele, którzy domagali się uiszczenia długów. PZKol znajdował się w tyle z płatnościami za hotel na MŚ w Szwajcarii (2009), nie przelewał pieniędzy na konto firmy zajmującej się ochroną areny i na konto ZUS-u. Zadłużenie jednak, jak podkreślał prezes Szurkowski, nie wzrosło: „Powoli wychodzimy z tego” – mówił. W lutym można było już usłyszeć całkiem inne tony: „PZKol jest w niesamowitym dołku”. Ten dołek jest na tyle głęboki, że nie starcza pieniędzy na ogrzanie obiektu. Kolarze trenują przy 15 stopniach Celsjusza, w takich warunkach 250-metrowy tor pokryty drewnem z sosny syberyjskiej za kilka tygodni będzie nadawał się tylko do wyrzucenia. Zawirowania Mniej więcej w listopadzie minionego roku głośno zrobiło się na temat wpisu do Krajowego Rejestru Sądowego. Pod numerem 0000052370 widnieje w nim Polski Związek Kolarski. Do stycznia wpisany był też Wojciech Walkiewicz. Co więcej, były prezes jest zdania, że do tego czasu mógł podważyć każdą decyzję podjętą przez zarząd Szurkowskiego. Unieważniony mógłby zostać np. aneks do umowy z Bankiem BGŻ. „Mogę powiedzieć tylko tyle, że mogłem zanegować wszystkie ruchy PZKol-u” – stwierdził Walkiewicz. Z takim punktem widzenia nie zgadza się natomiast sekretarz Melzacki – „To jakaś kompletna bzdura. Konstytuowany nowy zarząd posiadał wszelkie prawa do podejmowania decyzji. Poprawka do wpisu KRS ma charakter marginalny. Procedura skreślenia Walkiewicza z listy trwała ponad sześć miesięcy, ponieważ sąd musiał zbadać kilka spraw”. Charakter pierwszorzędny ma z kolei umowa z Ministerstwem Sportu i Turystyki. Do dnia dzisiejszego kontrakt nie został zawarty, rozmowy trwają. W 2009 roku PZKol mógł liczyć na 6,4 mln złotych dotacji z państwowego skarbca, w roku ubiegłym został zasilony 4,8 mln złotych. Dzięki wsparciu ministerstwa związek może szkolić młodych zawodników oraz przeznaczyć część z puli na urzeczywistnienie określonych celów sportowych. Cel na sezon 2011 jest jasny – kwalifikacje olimpijskie. Bez tych pieniędzy przyszłość federacji nie rysuje się różowo. Gdyby MSiT nie przyjęło złożonej przez PZKol oferty, należałoby się zacząć rozglądać za nowym źródłem finansowania. Największym rywalem jest uciekający czas. Melzacki się jednak nie poddaje – „Ministerstwo chce nam pomóc. W pierwszej połowie lutego przedstawiliśmy naszą propozycję, teraz musimy poczekać”. Podobno MSiT przyklepało i obiecało już fundusze na kolarstwo torowe oraz górskie, korekty wymaga jeszcze oferta dotycząca kolarstwa szosowego. PZKol walczy o około 6 mln złotych. Happy birthday Krajowe kolarstwo chyba inaczej wyobrażało sobie obchody 90-lecia Polskiego Związku Kolarskiego. Z wielką pompą urodziny federacji obchodzono w Pruszkowie na początku listopada 2010 roku podczas pierwszych historycznych torowych ME elity. W ramach świętowania mniej lub bardziej zasłużonym przyznano medale. Krzyżem oficerskim uhonorowano m.in. Czesława Langa, Lecha Piaseckiego oraz Marka Leśniewskiego. W sumie odznaczenia otrzymały 34 osoby. Dlaczego jednak zapomniano o Stanisławie Szoździe, Marku Galińskim czy Wojciechu Mrozie – pierwszym mecenasie polskiego kolarstwa zawodowego z prawdziwego zdarzenia? Czempionat starego kontynentu był trzecią poważną imprezą zorganizowaną na naszym welodromie. We wrześniu 2008 roku rozegrano ME juniorów i orlików, rok później MŚ. Z powodu deficytów ekonomicznych PZKol musiał zrezygnować z MŚ juniorów w sierpniu 2011 roku. Możemy się pochwalić robiącym wrażenie obiektem, na który ochoczo przyjeżdżaliby trenować zagraniczni kolarze. Niestety, bardzo rzadko trafiają do Pruszkowa, a jeśli już znajdą się na ulicy Andrzeja 1, wolą od razu wracać do domu… Ostatniej zimy zameldowała się grupka 30 norweskich mastersów. Wraz z nimi przybył prezydent Norweskiego Związku Kolarskiego. Na tydzień wynajęli tor, ale w zamian otrzymali… brak prądu i zimną halę. Taka reklama działa raczej odpychająco i zniechęca do odwiedzenia areny. W konsekwencji tor jest zamknięty, nie zarabia na siebie, dług rośnie. Koło się zamyka. Jeszcze Polska nie zginęła Przed nowym zarządem stoją niebagatelne wyzwania. Nowo wybrany prezes i jego najbliższe otoczenie musi wyprowadzić PZKol na prostą, spłacić długi i w końcu zacząć spijać śmietankę z jak na razie niedochodowego toru. Bo do tej pory jedynym dobrym interesem na welodromie jest wypożyczalnia rowerów Jerzego Brodawki. Bez dwóch zdań dobrym pomysłem jest zlecenie następnych wielkich kolarskich eventów firmom zewnętrznym, które zapłaciłyby PZKol-owi określoną sumę za dzierżawę toru i same odpowiedzialne byłyby za organizację zawodów. Zeszłoroczne ME elity odbyły się pod pieczą LangTeamu – związek przynajmniej na nich nie stracił. Być może Czesław Lang przeforsuje ideę pruszkowskich sześciodniówek. Federacja potrzebuje wybornego menadżera, za którym kryje się prężny sponsor. Tylko wtedy podniesie się z kolan i załata wszystkie finansowe dziury. „Musimy zrobić wszystko, by nie dopuścić do zaorania PZKol-u” – mówi Wacław Skarul. Tylko wtedy związek dożyje „setki”, czego jemu i sobie życzymy.#