Rządy młodej fali
Sezon 2009 miał stać pod znakiem wielkich powrotów. Po przeszło trzech latach do peletonu wracał stary mistrz z Teksasu Lance Armstrong. W cieniu „Bossa” to samo uczynił jego niedoszły następca Ivan Basso. Pierwsze wydarzenie ekscytowało fanów na całym świecie, drugie rozgrzewało umysły włoskich „tifosich”. Tymczasem pod nieobecność obu asów w latach 2007–2008 na tron króla etapówek śmiało wstąpił znacznie od nich młodszy Hiszpan Alberto Contador.
Tekst: Daniel Marszałek Wojna podjazdowa w Astanie
_Mocno zmobilizowany przybyciem Armstronga Contador od razu chciał pokazać, kto teraz rządzi w ekipie Johana Bruyneela. Już w lutym zdecydowanie wygrał Volta ao Algavre, zaś trzy tygodnie później zdawał się rządzić na trasie Paryż – Nicea. Do czasu, gdy „spuchł” na pagórkowatej końcówce przedostatniego etapu i ostatecznie musiał przełknąć gorycz porażki. Pokonał go ekskolega z Liberty Seguros Luis Leon Sanchez. Niemniej jeszcze przed wiosenną przerwą w startach „El Pistolero” odegrał się zwycięstwem w Vuelta al Pais Vasco. W owym czasie Armstrong, po pechowym upadku na Vuelta Castilla y Leon, nie był pewny swego startu w Giro d’Italia! Po spokojnym wejściu w sezon na Tour Down Under zaliczył dobry występ w Tour of California, po czym przyjechał do Europy, gdzie los nie był już dla niego łaskawy. Nie zachwycił na trasie Mediolan – San Remo, zaś w Kastylii złamał obojczyk już pierwszego dnia.
_W Kalifornii po raz trzeci z rzędu wygrał Levi Leipheimer, który zdołał też zdystansować Contadora na rodzinnej kastylijskiej ziemi. Żądni sensacji obserwatorzy tych wydarzeń mogli się zastanawiać, czy z wojny domowej Armstrong kontra Contador zwycięsko nie wyjdzie ten trzeci, czyli Leipheimer. Obaj Amerykanie reprezentowali następnie Astanę na Giro, wygranym rok wcześniej przez Contadora. Levi zaczął obiecująco, lecz osłabł w ostatnim tygodniu i musiał zadowolić się tylko szóstym miejscem. Z kolei Armstrong, jak można było oczekiwać, nie wystartował najlepiej, ale rozkręcał się od połowy wyścigu, by ostatecznie finiszować dwunasty. W tym momencie było już jasne, że „Boss” będzie w stanie kręcić wśród najlepszych także podczas Tour de France.
Prawie decydujące starcie
_Drużyna Astany, stojąc na starcie Wielkiej Pętli w Monako, wyglądała na najsilniejszy zespół od czasu La Vie Claire w sezonie 1986. Co ciekawe, drążył ją podobny konflikt interesów, jak ten, który pod skrzydłami Bernarda Tapie istniał między Bernardem Hinault i Gregiem Lemondem. Contador miał z pewnością fizyczną przewagę, lecz równie wiele miało zależeć od jego głowy. Armstrong zdołał bowiem przejąć „rząd dusz” w Astanie i mógł liczyć na pełne oddanie większości swych kolegów oraz przychylność szefa wszystkich dyrektorów czyli Bruyneela. Kastylijczyk nie dał się jednak wyprowadzić z psychicznej równowagi, nawet po „zdradzie” na etapie do La Grande-Motte. Wygrał w Verbier i Annecy, był lepszy od Armstronga na każdym z kluczowych górskich odcinków oraz we wszystkich czasówkach. A jednak niewiele brakowało, by podcięto mu skrzydła jeszcze przed Pirenejami. W Montpellier „Bossowi” do żółtej koszulki lidera zabrakło kilkudziesięciu setnych sekundy, a nie wypadałoby wszak gubić w górach lidera z własnej ekipy. Ostatecznie młody pretendent pokonał starego króla, zaś niejako przy okazji wszystkich rywali z innych ekip. Pośród nich tylko Luksemburczyk Andy Schleck z Saxo Banku zdawał być się zdolnym do niepokojenia Hiszpana.
_W przyszłym roku nie będziemy już świadkami podskórnego konfliktu, lecz możemy się spodziewać otwartego starcia. Na razie zdetronizowany władca zdaje się wygrywać rozgrywki transferowe, Armstrong wyłuskuje z szeregów Astany co lepszych pomocników do tworzonej z rozmachem ekipy The Shack.
Koledzy z Columbii
_Francuska wiktoria Contadora nie była bynajmniej jedynym głośnym triumfem młodości w sezonie 2009. Na sprinterskich finiszach nie miał sobie równych zaledwie 24-letni Mark Cavendish z Team Columbia. Kolarz z wyspy Man wygrał trzy etapy Giro d’Italia, choć w początkowej fazie wyścigu mocno zalazł mu za skórę włoski supersprinter Alessandro Petacchi z LPR. Podczas Tour de France dominacja „Cava” była wręcz porażająca. Jako pierwszy zawodnik od trzech dekad wygrał aż sześć etapów. Aż dziw bierze, że mimo tego przegrał pojedynek o zieloną koszulkę z wszechstronniejszym, acz wyraźnie wolniejszym, Norwegiem Thorem Hushovdem z Cervelo. W 2009 Brytyjczyk odniósł aż 23 zwycięstwa. Najcenniejsze już w marcu po błyskotliwym pościgu na mecie klasyka Mediolan – San Remo. W cieniu Cavendish’a seryjnie zwyciężał też 27-letni Andre Greipel. Niemiec wywalczył 20 zwycięstw, w tym cztery na trasie Vuelta a Espana. Obaj sprinterzy sięgnęli więc po 43 z 85 zwycięstw Teamu Columbia, we dwójkę uzyskując dorobek równy wynikowi zespołu Saxo Bank (ekipie nr 2 w drużynowym rankingu zwycięstw).
_Wiele cegiełek do imponującego zbioru Boba Stapletona dołożył też ledwie 22-letni Norweg Edvald Boasson Hagen. W odróżnieniu od Cavendish’a i Greipela blond „Wiking”, nie dość, że szybki, jest przy okazji piekielnie wszechstronny. Świetnie jeździ krótsze czasówki i już teraz nieźle radzi sobie w średnich górach. Dlatego na razie trudno jeszcze orzec, w której z szosowych profesji będzie się wkrótce specjalizował. W sezonie 2009 wygrał 13 razy, w tym semiklasyk Gandawa – Wevelgem, etap Giro, dwa odcinki Tour de Pologne oraz klasyfikacje generalne i rozliczne etapy podczas Eneco Tour czy Tour of Britain.
Stado młodych wilczków
_Wobec słabszej postawy Oscara Freire, Daniele Bennatiego i Toma Boonena, czy ograniczonego pola działania Petacchiego, na najgroźniejszego rywala sprinterów Columbii wyrósł 25-letni Amerykanin Tyler Farrar z ekipy Garmina. Już podczas Tirreno – Adriatico wygrał z Cavendish’em na mecie w Santa Croce dell’Arno. Wystartował we wszystkich trzech Wielkich Tourach, ale długo nie miał szczęścia. Na Giro był trzy raz drugi i raz trzeci. Podczas Touru znów dwa razy drugi i dwa razy trzeci. Dopiero na Vuelcie uniósł ręce w geście triumfu na mecie w Caravaca de la Cruz. Najbardziej udany dla niego był jednak sierpień, kiedy to wygrał Vattenfall Cyclassics i aż trzy etapy Eneco Tour.
_Do grona wyróżniających się w sezonie 2009 młodych asów dorzucić trzeba jeszcze kilka nazwisk. Vincenzo Nibali (lat 25) i Roman Kreuziger (lat 23) to młode wilczki z Liquigasu, już teraz będące na równych prawach z bardziej doświadczonymi liderami tego zespołu. Włoch zrobił w tym roku spore postępy w jeździe po górach, dzięki temu wygrał prestiżowy Giro dell’Apennino i przede wszystkim zajął siódme miejsce w Tour de France. Czech wygrał Tour de Romandie, był trzeci w Tour de Suisse i dziewiąty w Wielkiej Pętli. Pechowemu Holendrowi Robertowi Gesinkowi z Rabobanku tylko groźny upadek przeszkodził w stanięciu na podium Vuelty. Tym razem skończyło się na szóstym miejscu. Równie godne uwagi są jego wyczyny w górzystych klasykach – trzecie miejsce w Amstel Gold Race i triumf w Giro dell’Emilia.
_Spokojni o przyszłość kolarstwa mogą być też nasi zachodni sąsiedzi. Tony Martin, 24-letni zawodnik z Team Columbia, to świetny czasowiec (trzeci na MŚ w Mendrisio), a przy tym coraz lepszy góral (drugi w Tour de Suisse i na etapie TdF z metą na Mont Ventoux). Dwa lata starszy Heinrich Haussler z Cervelo potrafi wygrać po finiszu z peletonu (etap Paryż – Nicea), czy też po ucieczce w górzystym terenie (Wogezy na Tour de France). Przede wszystkim jednak zachwycał w wiosennych klasykach, będąc drugi w San Remo i Flandrii oraz siódmy w Roubaix.
Waloński król jednodniówek
_Brukowane klasyki ponownie zdominowali Belgowie z Quick Stepu. Układ ten sam co przed rokiem – Flandria dla Stijna Devoldera, zaś „Piekło Północy” dla Toma Boonena. Niemniej w przekroju całego sezonu usunął ich w cień 27-letni Walon Philippe Gilbert z Silence-Lotto, który wygrał etap Giro, drugi raz z rzędu klasyk Paryż – Tours oraz włoskie semiklasyki Coppa Sabatini i Giro del Piemonte. O jego wszechstronności na polu wyścigów jednodniowych świadczy też trzecie miejsce we Flandrii czy czwarte lokaty w Amstel Gold Race i Liege – Bastogne – Liege. W swych rodzinnych ardeńskich stronach musiał tylko uznać wyższość wspomnianego już Andy Schlecka, który wygrał po rajdzie, jakiego nie powstydziliby się najwięksi mistrzowie.
Przegrani i wygrani
_Na tle comebacku Armstronga blado wypadł powrót Ivana Basso. Nie można powiedzieć, by Włoch się nie starał. Nadzieje jego fanów podgrzało zwycięstwo w Giro del Trentino. Tak jednak podczas Giro, jak i Vuelty, ani razu nie błysnął i prawdę mówiąc, nie zasłużył sobie na podium. Do Rzymu dojechał na piątym, zaś do Madrytu na czwartym miejscu. Owa regularność była bodaj jego największą zaletą. Bardziej udany powrót z banicji (szczególnie w świetle mniejszych oczekiwań) zaliczył Michele Scarponi, czyli zwycięzca Tirreno – Adriatico i dwóch etapów Giro. O tym, jak trudno jednak przejechać na wysokim poziomie dwa Wielkie Toury, przekonali się inni mistrzowie. Rosjanin Denis Mienszow z Rabobanku wygrał Giro, lecz nie zaistniał w Tourze. Podobnie Carlos Sastre, czwarty we Włoszech (gdzie wygrał też dwa etapy), na Tourze był bezbarwny i zajął ledwie siedemnaste miejsce. Klęskę we Francji poniósł też Australijczyk Cadel Evans z Silence-Lotto, lecz on akurat potrafił się podnieść z kolan w wielkim stylu. Zajął trzecie miejsce w Vuelcie i wywalczył złoty medal na trasie wyścigu o mistrzostwo świata. Miejmy nadzieję, że dzielnego kolarza z Antypodów nie będzie prześladować „klątwa tęczowej koszulki”, która w minionym sezonie dopadła Alessandro Ballana. Włoch po wiosennej chorobie potrafił się pocieszyć tylko sukcesem w TdP.
O tym, że kiepska wiosna nie musi koniecznie oznaczać straconego sezonu, przekonał wszystkich Szwajcar Fabian Cancellara z Saxo Banku. Od czerwca do września „Spartakus” był już w swoim żywiole. Po raz trzeci został mistrzem świata w jeździe indywidualnej na czas. Na trasie wokół Mendrisio wprost zdeklasował swych rywali. Wygrywał też czasówki na TdS, TdF i VaE, zaś ten pierwszy wyścig także generalnie.
_Swój narodowy tour wygrał i Hiszpan Alejandro Valverde. Zdyskwalifikowany na terenie Włoch nie mógł wystąpić w transgranicznym Tour de France. Był jednak bardzo skuteczny w innych etapówkach. O ile zwycięstw w Volta a Catalunya i Criterium du Dauphine Libere można było od niego oczekiwać, to generalna wiktoria w wielkiej Vuelcie była już nową jakością. Czy lider Caisse d’Epargne będzie mógł pójść za ciosem w przyszłym roku, zadecyduje już wkrótce Sportowy Trybunał Arbitrażowy (CAS) w Lozannie, który jest władny rozszerzyć włoską dyskwalifikację Hiszpana na pozostałe kraje świata.
_Przyszły sezon zapowiada się co najmniej równie ciekawie jak tegoroczny. Oby dochodziły do nas wieści wyłącznie z tras wyścigów, a nie laboratoriów antydopingowych czy sal sądowych.