Tomasz Jaroński specjalnie dla MR
A szkoda…
Sezon kolarski w pełni, a my mamy problem z Niemcem. Przemysławem. Przemek już trzeci rok pokazuje, że umie wygrywać. A to etap w Trentino, a to Toskania. Ma swoje dwa, trzy miesiące, kiedy potrafi trzymać koło najlepszym włoskim kolarzom. Niemiec jeździ jednak w barwach grupy Miche, która nie ma szans na start w największych wyścigach, przede wszystkim tych z cyklu ProTour. Polak miał wprawdzie po poprzednim sezonie ciekawe propozycje od grup ProTeams, ale wybrał przedłużenie kontraktu z Miche, co – jak na razie – zamyka mu drogę na salony. Niemiec woli być liderem (czytaj wygrywać) nieco słabszej ekipy, niż podążać w ślady Sylwka Szmyda, który jest bardzo cenionym pomocnikiem Damiano Cunego, ale tylko pomocnikiem. A szkoda… Wybory pod słońcem Toskanii Który z nich lepiej zaplanował swoją karierę? Dylemat ten będzie pewnie dręczył kibiców kolarstwa kilka sezonów. Niemiec ma 26 lat, Szmyd 28. Przemek przy informacji „zwycięstwa” ma liczbę 9, Szmyd – 0. Kolarz z Miche nie startował jeszcze w żadnym z wielkich tourów, zawodnik Lampre zaliczył ich już kilka; o finansach nie piszę, bo nie znam kwot zapisanych w kontraktach zawodników, ale przypuszczam, że większą gażę ma Szmyd. Obaj od wielu lat ścigają się we Włoszech, ale ich kariery przebiegają różnie. I moim zdaniem dobrze. Choć żal mi, że Niemiec nie ścigał się w Giro z najlepszymi, w pełni rozumiem jego motywację. Też wolałbym chyba wygrywać pod słońcem Toskanii, niż do końca wyrzec się własnych ambicji. No ale każdy człowiek ma inną psychikę, kolarze także. Ponad dziesięć lat temu przed podobnym wyborem stanął Zenon Jaskuła. Po trzecim miejscu w Tour de France mógł zostać giermkiem Miguela Induraina w Banesto, dodam – za duże pieniądze, wybrał jednak liderowanie w Aki. Tu już sami możemy sobie prześledzić losy Zenona. Raczej mu to na dobre nie wyszło, bowiem sukcesów w Wielkiej Pętli już nie powtórzył, a szkoda… Problem, wydaje się, tkwi gdzie indziej. Gdybyśmy mieli 10, no 20 cyklistów na najwyższym poziomie, to dylematy, wybory Niemca i Szmyda, a wcześniej Jaskuły, nie byłyby dla nas tak ważne. Nie mamy, a szkoda… Miesiąc nijaki Czerwiec to w kolarstwie miesiąc między Giro a Tour de France. Taki nijaki, bez wielkich wydarzeń. Jedni odpoczywają po włoskim ściganiu, inni myślą o Francji. Dla wielu wydarzeniem numer jeden są szosowe mistrzostwa kraju. We Francji, Włoszech, Belgii to wielki spektakl, niesamowite emocje. Bywałem na wielu mistrzostwach Polski i z całą pewnością mogę stwierdzić, że bardzo ciekawa impreza. Jakoś jednak nasz krajowy czempionat nie może się doczekać należnej rangi. To na pewno jedna z porażek prezesa PZKol Wojciecha Walkiewicza, który – o ile pamiętam – obiecywał coś z tym fantem zrobić. Była próba z Ustroniem, ale później już do organizacji mistrzostw brano z łapanki. W tym roku szosowe mistrzostwa organizują Kielce, a personalnie Zbigniew Piątek, świeży emeryt. W Górach Świętokrzyskich na pewno będzie fajnie i ciekawie, ale i jak co roku nieco cicho. Bez kibiców, bez relacji „live” w którejś z TV. A szkoda…