Więcej światła!
Słowa Goethego brzmieć mogą jak swoiste memento. Liczba rowerzystów nie używających żadnego oświetlenia przybrała już dawno rozmiar epidemii i, o zgrozo, nie idzie tu tylko o pojazdy wiejskie stanowiące ostatni pewny punkt podparcia spracowanego właściciela. Dajmy kierowcom szansę zobaczyć nas! Wystarczy zadbać tylko o właściwe dobranie oświetlenia. Czy dynamo to przeżytek? Niegdyś świat był prosty. Każdy, kto trochę dłubał przy składaku, znał te dane – 6 woltów, 3 waty, tak brzmiała mantra określająca możliwości rowerowego oświetlenia. Żarówki nie mogły mieć większej mocy, niż wyprodukowała prądnica. Właśnie dynamo stanowiło zawsze najsłabszy punkt całego układu i dotąd zdają się go nie imać elementarne zasady marketingu. Czy znacie jakiś inny produkt, który byłby równie zawodny jak dynamo, a mimo tego nadal się sprzedawał? Działał sprawnie tylko wtedy, gdy jest sucho, miał efektywność przetwarzania dostarczonej energii na prąd elektryczny nie przekraczającą 40%? Stawiał równie duże opory toczenia, niszczył opony i nagrzewał się jak mała elektrownia? No właśnie. Nawet jeśli w przedniej lampie użyjemy nowoczesnej, silniejszej żarówki halogenowej, problem nie zostanie rozwiązany. To, że dynama w ogóle jeszcze istnieją, zawdzięczają swojej prostocie i przyzwyczajeniu użytkowników, ale od dawna istnieją rozwiązania lepsze. Pierwsze dynamo w piaście zostało skonstruowane już w latach 70. przez firmę Sturmey Archer, ale historia tego komponentu ruszyła z kopyta w momencie zainteresowania się nim przez Shimano. Identycznie jak w przypadku hamulców typu V ruch giganta spowodował, że rzecz wynaleziona przez innych uległa upowszechnieniu, w dodatku ceny spadły gwałtownie. To był strzał w dziesiątkę. Dla roweru używanego na co dzień i w różnych warunkach pogodowych nie ma lepszego rozwiązania. Dynamo w piaście jest praktycznie bezobsługowe, a opory toczenia związane z jego obecnością są ledwie zauważalne. Według testów przeprowadzonych przez niemiecki magazyn „Tour” nie przekraczają 7% i, co ciekawe, są praktycznie identyczne bez względu na to, czy używamy akurat oświetlenia, czy też nie. Odkąd Shimano oferuje lżejsze wersje prądnic do rowerów sportowych, łącznie z wariantami przystosowanymi do montażu hamulców tarczowych, nic nie stoi na przeszkodzie, by używać ich i w treningowej szosówce, i w góralu. Tym bardziej, że koszt „zimowego” koła nie powinien przekroczyć 300 zł. Warto przy tym zwrócić uwagę na przewody łączące prądnicę z oświetleniem. W każdym przypadku podwójne okablowanie się opłaca. „Klasyczne” instalacje rowerowe zamiast drugiego przewodu używały elementów roweru z problematycznymi miejscami połączeń. Gwoli ścisłości wspomnieć wypada, że producenci standardowych dynam ciągle wierzą w ich przyszłość i modernizują swoje produkty. Obok bardzo cichych konstrukcji proponują warianty, które można serwisować, np. wymieniając rolkę napędzającą. Inny pomysł to przejście na 12 V, co pozwala na konstruowanie silniejszego oświetlenia. Tyle tylko, że jeśli moc rośnie, to i pedały naciskać trzeba mocniej… Oświetlenie zasilane przez prądnicę w wariantach najnowocześniejszych może być wyposażone w automatykę w dużym stopniu ułatwiającą użytkowanie i sprawiającą, że rower przypomina samochód. Specjalne sensory mogą włączać je automatycznie po zapadnięciu zmierzchu, a kondensatory o wysokiej wydajności zasilać światła postojowe w kilka minut po zatrzymaniu. Czujnik bezwładnościowy może uruchamiać dodatkowe światło stopu. Sensory często dysponują też zabezpieczeniem przed przeciążeniem, większość dynam bowiem im szybciej się jedzie, tym produkuje prąd o wyższym napięciu, co mogłoby spalić żarówki. Grzegorz Radziwonowski Ciąg dalszy w numerze 11-12/2006