Wielkie Janowice! – podsumowanie edycji BM
Ściganie się w maratonach tydzień po tygodniu może być trochę męczące, ale motywacja znacząco wzrasta, gdy w perspektywie ma się obietnicę czegoś ekstra. Po zobaczeniu trasy, jaką przygotowano na Janowicką edycję Bike Maratonu, już wiedzieliśmy, że musimy tam być.
Janowice Wielkie oczywiście nie są białą plamą na maratonowej mapie Polski, tyle tylko, że w ostatnich latach przemykaliśmy przez nie chyłkiem i bokiem, niejako przy okazji. Wystarczy wspomnieć ubiegłoroczne mistrzostwa Polski, które przebiegały po pobliskich górach, ze zjazdem z Bolczowa włącznie i z eską wokół Sokolików. Ostatnia oficjalna edycja w tym miejscu odbyła się jednak dość dawno, bo w 2003 roku, nic więc dziwnego, że z ciekawością powróciliśmy na lokalny stadion, gdzie mieściło się BM centrum.
Jak zwykle najciekawsza była trasa MEGA, bo to na niej skupiły się wszystkie atrakcje. Ci, którzy wybrali dystans krótszy lub dłuższy, albo przegapili najbardziej soczyste (czytaj mokre) fragmenty, albo też część musieli przejechać dwa razy. Wrócilibyśmy tam kiedyś z chęcią, choć niekoniecznie równie zmęczeni jak tego dnia... Runda zawierała w sobie znane już fragmenty, ale też zupełnie nowe oraz poodwracane odcinki szlaków przejechanych w latach ubiegłych. Całość skomponowano bardzo umiejętnie.
Zaczęło się od ośmiokilometrowego podjazdu, częściowo asfaltem, a częściowo polnymi drogami w terenie, który pozwolił rozciągnąć i uspokoić stawkę. Po zdobyciu Wołka następował zjazd aż do Zamku Bolczów, gdzie zaczynał się pierwszy z odcinków specjalnych. Ten zjazd, a raczej zejście, ze względu na fakt, że fragmentami był to strumień, znacząco wyhamował tempo, ale też dostarczył wielu emocji. Uspokoić można było się na kolejnym podjeździe wokół góry Piaskowej i odcinku odpoczynkowym po niej - to było przygotowanie do podjazdu na Krowiarki. Jeśli ktoś się spodziewał, że w tym momencie nie spotka już żadnych trudności technicznych, musiał się poważnie zdziwić, bo zjazd zielonym szlakiem był wybitnie karkołomny. Potem zaś nastąpił najbardziej irytujący fragment, czyli czterokilometrowy podjazd aż do drugiego bufetu. I tu, na 28. kilometrze, w końcu można było zacząć finiszować. 10 kilometrów zjazdu z rzadka tylko poprzetykane było fragmentami podjazdów i kończyło się efektownie stromą ścieżką z drutem kolczastym. Z tego miejsca trzeba było już tylko (albo aż) pokonać polami 5 kilometrów do mety, ciesząc się widokami na Sokoliki i inne miejscowe atrakcje. Oczywiście jeśli ktoś miał na to dość siły!
Byliśmy na miejscu i całość przeżyliśmy, a tym, którzy się nie zdecydowali, polecamy potraktować rundę Mega jako wycieczkę. Trasa jest wyjątkowo atrakcyjna - warto!
Po wyniki jak zwykle zapraszamy na www.bikemaraton.com