Wyrób roweropodobny
Odsłona druga
Niekwestionowany bohater marcowego Magazynu, górski „tygrys” marki Tigger 2000 aktualnie dokonuje żywota na parkowych alejkach i miejskich pagórkach, doświadczany bezlitosną ręką i brutalnym „kopytem” Śrubexa – jednego z naszych najsilniejszych (i najodważniejszych) testerów. To kat nad katy, potrafiący wykańczać ofiary z finezją Kuby Rozpruwacza. Nie zabija od razu. Powoli, smakując każde uszkodzenie, obserwując i odnotowując każdy ubytek w funkcjonalności, zawsze dbając, by podstawowe mechanizmy działały, Śrubex pastwi się nad bezbronnym „chińczykiem”. W odzieży wartej kilka Tiggerów, kasku droższym niż naczepa pełna części do tego „marketowca”, zabierał nasz tester to rowerowe pośmiewisko na wrocławskie „kilimandżaro”. Tam, ku uciesze trenującej XC gawiedzi, niczym nieułożony doberman, któremu trafił się ślamazarny kocur, dokonywał swego barbarzyńskiego dzieła. My jesteśmy niewinni! Pozwalaliśmy testerowi na ten niecny proceder, gdyż z naszej perspektywy Śrubex po prostu sobie na nim jeździł… W wyniku kilkumiesięcznej eksploatacji Tiggera odnotowaliśmy szereg plusów i minusów, jakie musi mieć każdy testowany produkt, w szczególności tak tani (299 zł). Aby podtrzymać napięcie, plusy (jest ich naprawdę sporo) przedstawimy później. Na razie pokażemy, co z nim jest nie tak.
Usterki
- Podczas jednego z pierwszych hamowań (a jak wiadomo, bezwładność powoduje, że masa rowerzysty wywiera większą siłę na punkty podparcia) popękały pedały. W korbach zostały same ośki. Łożysk w pedałach nie stwierdzono.
- Z niewyjaśnionych przyczyn zablokowało się tylne koło. Śrubex depnął mocniej na pedały, „przeczekał” problem i koło zaczęło się znowu lekko obracać, ale po obejrzeniu okolic tylnej piasty wyszło na jaw, że wolnobieg zmienił lokalizację i szlifował śrubę mocującą tylną przerzutkę.
- Swobodnie obracająca się trzecia koronka (patrz MR 3/05) przekazała swe cudowne umiejętności koleżance z piątego piętra. W rowerze zostało 16 biegów.
- System indeksacji biegów renomowanej chińskiej firmy Qilong nie działał najlepiej. Prawdę mówiąc, wcale. O położeniu łańcucha najczęściej decydowała sprężyna tylnej przerzutki w porozumieniu ze swobodnie „pływającym” mechanizmem korbowym.
- Z piast zaczęła wyciekać czarna maź, ale nadal boimy się tam zaglądać.
- Zawieszenie roweru, aktywne tylko w pozycji siedzącej, nie pełni żadnej pożytecznej funkcji. Przeszkadza w prowadzeniu, odbiera energię pedałowania i źle wpływa na jednośladowość.
- Opony Superdiamond mają najwyższy znany nam współczynnik oporów toczenia dla opon 1,9’’. Ciężej jeździ się już tylko na zjazdowych trzycalówkach.
- Dokręcanie śruby podsiodłowej spowodowało, że „uszy” zacisku zeszły się ze sobą. To obrazuje, z jak miękkiego materiału zespawano ramę.
Zalety
- Bezwładna podpórka w końcu zmusiła nas do jej odkręcenia. Dzięki temu rower stracił na wadze około 400 g, a my zyskaliśmy świetny pogrzebacz do grilla.
- Tigger 2000 jest świetnym narzędziem do wytwarzania luzów. Kilkanaście kilometrów pokonanych w spokojnym tempie spowodowało powstanie luzów wszędzie i w dużej ilości. Jeśli ktoś ma w życiu za mało luzu, niech kupi Tiggera.
- Na żadnym innym rowerze nie moglibyście doświadczyć podobnego uczucia niepewności i zagrożenia.
- Jeśli uzależniliście się od adrenaliny, a nie kręcą was już sporty ekstremalne, spróbujcie zjazdu na Tiggerze. Odkryjecie na nowo uczucie ulgi i satysfakcji, jeśli zabawa skończy się bez obrażeń.
Miejsce na epitafium
Tak, dopiero dziś, patrząc na rower po dziewięciu miesiącach od daty zakupu, dostrzegliśmy subtelne i doskonale zakamuflowane piękno tego smutnego wyrobu hutniczego i budzące współczucie ślady sadyzmu, jakiego doznawało od nas to niewinne mechaniczne stworzenie. Zdecydowaliśmy uznać go za stworzenie, ponieważ słowu „Tigger” bliżej do „tygrysa” niż do rewolwerowego spustu (ang. trigger), nie zapominając, iż w hucie żelaza też używa się słowa „spust”. Dumny, niegdyś lśniący Tigger 2000 przypomina teraz wyliniałego, kulawego kota bez ogonka, z którym nikt już nie chce się bawić i którego lepiej nie dotykać, bo nie wiadomo, czym jeszcze to źle traktowane „zwierzę” może odpłacić za miesiące „opieki”. Tigger, stojący dziś obok mego redakcyjnego biurka, jest jak drażniący wyrzut sumienia, który lepiej dobić i zakopać w lesie, niż dawać mu lichą nadzieję, że może jeszcze ozdrowieje i pewnego dnia wyjedzie na piękne górskie ścieżki. Tiggerku nasz nieszczęsny, ty już nigdy nie wdrapiesz się na Halę pod Śnieżnikiem, nie sturlasz się z Gubałówki, nie weźmie Cię nikt na nadmorski maraton ani nawet na pobliską Ślężę. Ty nawet nie stałeś obok prawdziwych rowerów wiedzących, co to Bike Maraton… Trzeba jednak przyznać, że ten pokręcony kawałek żelaza i tak trafił dobrze, przecież mógł zostać szyną tramwajową, kawałkiem mostu (choć to może lepiej dla wszystkich, że nim nie został) albo wałem korbowym Dacii Logan. Ktoś tam w Chinach dał mu szansę, dzięki czyjejś decyzji został byle jakim, ale jednak rowerem. I co my mamy z tobą, biedaku, teraz zrobić? Przecież nie istnieją Schroniska Dla Dorżniętych Rowerów… Już wiem, pojedziemy do serwisu! A co tam! Może wcale nie jest aż tak źle. Może wszystko jeszcze da się naprawić? Może przedwcześnie uznaliśmy Tiggera za złom? Najlepiej zapytać o opinię fachowców. Na liście serwisów liczącej 131 „Punktów Serwisowych dla Marketów” odnajdujemy serwis pana Jurka. Ale o tym przeczytacie dopiero w następnym numerze.