Amortyzatory
Serwis Erosa
Amortyzatory rowerowe, na całe szczęście dla tak zwanego grona niedzielnych użytkowników, przestały być delikatnymi, superskomplikowanymi urządzeniami technicznymi wymagającymi ciągłego serwisowania, nadgorliwej dbałości i opieki. Czasy genialnego, acz zawodnego, Marzocchi DH3 i jego ślicznych, anodowanych braci z generacji’90 odeszły na dobre w przeszłość i dziś każdy „cywilny użytkownik” może cieszyć się pełnią komfortu, subtelnego działania nowoczesnego widelca ze świadomością konieczności serwisowania go maksymalnie raz na 12 miesięcy, a nie każdej nocy poprzedzającej wyjazd w góry. Czynności obsługowe przeprowadzane przez właściciela w przypadku prostych widelców Judy, MZ Comp czy większości RST ograniczają się do utrzymywania goleni widelca w czystości i pojawianiu się z rowerem w autoryzowanym serwisie mniej więcej raz do roku. Gdy podczas zawodów SkodaAuto GP zapytaliśmy mechaników Rock Shoxa o najczęstsze awarie widelców tej firmy, a przy okazji o sposoby przeciwdziałania tym niedomaganiom, dowiedzieliśmy się, że kluczem do sukcesu jest właśnie coroczny serwis. Operacja, podczas której mechanicy mogą zlikwidować pojawiające się i powiększające luzy na goleniach, naprawić zapowietrzające się blokady w starszych modelach SID-a, a także widelec wyczyścić i nasmarować. Kultura techniczna Zdaniem mechanika zajmującego się serwisem okresowym i reklamacjami nie istnieje już problem pękających od hamulców tarczowych boosterów czy ścierania się anodowanej gładkiej warstwy na goleniach. To wszystko jest zapewne wynikiem coraz większej świadomości dzisiejszych użytkowników i ich wysokiej kultury technicznej. Zapytaliśmy także, dlaczego dziś nie stosuje się już gumowych osłon harmonijkowych na goleniach. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że to właśnie one były (w przypadkach skrajnego niedbalstwa), bezpośrednią przyczyną powstawania wżerów korozyjnych na stalowych, chromowanych goleniach i wytarć cieniutkiej „anody” na goleniach aluminiowych. Po prostu ufając w szczelność takiej osłony, zapominano o występowaniu efektu ze znanego dowcipu o wodoszczelnym zegarku, z którego nie wycieka ani kropla nalanej do niego wody. Od zbierania zanieczyszczeń są zewnętrzne, górne uszczelki, które nawet we własnym zakresie można lekko podważyć śrubokrętem (uwaga, żeby nie porysować goleni!), przestrzeń pod nimi wyczyścić i ewentualnie zaaplikować nieco smaru ułatwiającego pracę znajdującym się poniżej ślizgom (w prostych elastomerowcach i sprężynowcach) lub umieszczonej tuż nad ślizgami uszczelce olejowej (w systemach olejowo-powietrznych). Podważona górna uszczelka, tzw. zbierająca, na pewno doceni obecność lubrykantu od spodu i całe urządzenie będzie działało płynniej. Pamiętajmy, że smarowanie wystającej części goleni jest zupełnie pozbawione sensu i sprzyja zatrzymywaniu kurzu, piachu, błota, a przez to szybciej wykończymy uszczelkę zbierającą. Tyle tytułem tego, co może zrobić każdy biker niezależnie od modelu posiadanego amortyzatora. Wszystko pięknie, ale co robić w przypadku, gdy po takim hardcorowym maratonie, jak inaugurujący tegoroczny cykl BikeMaratonu słynny „wrocławski wyścig po polach kukurydzy”, świeżutki i pięknie pracujący amorek za rozsądne pieniądze przestaje działać, bo w środku znalazła się woda? Omówmy to sobie na przykładzie popularnych: Suntoura XCR, Bombera MZ Comp, Judy TT czy RST Zeta. Mimo różnic w wadze, materiałach i wyglądzie wszystkie te proste sztućce są zbudowane niemal identycznie. Ciąg dalszy w numerze 6(36)/2006