Ja Sprite! Oni pragnienie…
W Hotelu Las w Karkonoszach… Marek Galiński szykuje się do ostatecznej rozgrywki w polskim MTB. Po wiosennym wypadku „Diabłowi” pozostały już tylko blizny. Na karkonoskich ścieżkach Galiński szykuje się do dalszej części sezonu. I wierzy, że będzie to sezon zwycięski. MR: Lata lecą, a Marek Galiński cały czas wygrywa… MG: Tak, a dziennikarze piszą o mnie albo „król polskiego MTB”, albo „zachodząca gwiazda”. Moglibyście się zdecydować. Pewnie się zdecydujemy. Kiedy zamierzasz skończyć karierę? Jak zacznę liczyć, wyjdzie mi pewnie jeszcze parę lat. Najwcześniej po dwóch kolejnych igrzyskach olimpijskich. Szmat czasu, zamierzasz dalej seryjnie wygrywać? Nie wygrywam już seryjnie, w każdym razie jak mam słaby dzień, wygrywają inni. Biorąc natomiast pod uwagę moje wyniki w pucharach świata czy Mistrzostwa Polski, obecnie jestem najlepszy. Na czym polega Twoja recepta na sukces? No chyba nie myślisz, że Ci powiem. Szkoda. A zatem zupełnie z innej beczki, co jest Twoim największym atutem? W tej chwili doświadczenie. Około dziesięciu lat straciłem, chyba tak można powiedzieć, na zbieranie doświadczeń, jeżeli chodzi o trenowanie i starty w MTB. Kiedy zaczynałem jeździć, w Polsce nie było fachowców od tego sportu. Wszystkiego uczyliśmy się sami. Gdyby teraz ktoś skorzystał z mojego doświadczenia, od razu byłby dwa, a może nawet trzy lata do przodu. Dlatego nie zamierzam kończyć kariery, być może inaczej położę akcenty i skoncentruję się na innych imprezach. Moje doświadczenie to moja siła. Szanse zwiększa też to, że wybitnych fachowców do szkolenia elity mężczyzn MTB w naszym kraju nie ma, w związku z czym prawdopodobnie długo trzeba będzie poczekać na asa, który nawiąże walkę z czołówką światową Co oznacza inne rozłożenie akcentów? Tylko tyle, że częściej będę startował w maratonach, gdyż te imprezy stały się ostatnio bardzo modne i interesują również mojego sponsora. Pierwszy start nastąpi na Mistrzostwach Polski Wałbrzychu, gdzie zamierzam sięgnąć po tytuł (udało się! – od red.). Po skończeniu Grand Prix wezmę udział jeszcze w kilku imprezach maratońskich i Mistrzostwach Polski MTB. Moje starty w maratonach będą prawdopodobnie częstsze. Wezmę również udział w kilku wyścigach szosowych. Podczas naszej pierwszej rozmowy dla MR mówiłeś, że będziesz przenosił się na szosę. Co wyszło z tych planów? W sumie niewiele, chociaż mam za sobą kilka startów w dużych wyścigach. Gdyby sytuacja w kolarstwie była lepsza, pewnie zostałbym całkowicie przy szosie. Bardzo miło wspominam przygodę z peletonem. Miałem bardzo duży komfort, dzięki startom szosowym mogłem pomóc kolegom z ekipy, a jednocześnie świetnie przygotować się do startów w MTB. Jeździłem bez obciążeń i byłem zadowolony ze swojej jazdy. Jaka jest obecnie Twoja sytuacja jako zawodnika? Pojawiłeś się z nowym sponsorem, ale w starej grupie? Tak. Po zeszłym sezonie grupa Dariusza Banaszka miała problemy z pozyskaniem dużych sponsorów na utrzymanie dobrej ekipy szosowej i kolarze rozeszli się po innych zespołach. My z Marcinem Karczyńskim pozostaliśmy u Darka. Sponsorem jest włoska firma rowerowa, która akurat wchodzi na nasz rynek. Kontrakt mam podpisany jeszcze na następny sezon, więc moja pozycja jest obecnie stabilna. Bawią mnie te wszystkie plotki, że Galiński się skończył, albo że sponsor się wycofał. To chyba niezmienne w naszym środowisku, że cały czas przewiduje się czyjś upadek. O Tobie też się tak mówi? Oczywiście. Zaraz po wypadku musiałem wycofać się z kolejnej edycji Grand Prix, gdyż nie mogłem jechać. Natychmiast pojawiły się komentarze, że Galiński się skończył. Miałeś w tym roku pecha, bardzo dobrze zacząłeś sezon, a potem potrącił Cię samochód. I to w moim rodzinnym mieście… Tak, oprócz tego, że kierowcy w Jeleniej Górze absolutnie nie szanują rowerzystów, mam również kilka uwag do waszej służby zdrowia. W szpitalu zbadano mnie bardzo pobieżnie. Mój lekarz nie mógł w to uwierzyć, jak mu streściłem przebieg badania. Obyło się bez większych kontuzji, chociaż pęknięcie żebra nie jest najprzyjemniejsze dla kolarza. No i forma spadła, więc teraz pracuję nad jej odbudową. Po raz kolejny spotykamy się w Hotelu Las, który staje się ulubionym miejscem treningu polskich kolarzy… Właśnie wyjechał stąd Cezary Zamana. Przed sezonem można spotkać wielu szosowców. Z Marcinem Karczyńskim przyjeżdżamy tu na minizgrupowania między startami, kiedy potrzebujemy ciszy i spokoju, żeby się przygotować do kolejnych zawodów. Teraz właśnie trenowaliśmy przed Grand Prix w Polanicy. Tu się można doskonale przygotować. Jest mnóstwo dobrych ścieżek i tras do treningu. Właściwie można bezpośrednio spod hotelu wybrać się na każdy rodzaj treningu. Teraz jeździmy kilka godzin w ciągu dnia. Pogoda dopisuje, więc liczę na poprawę formy. Wróćmy do Waszej mikrogrupy. Jeździcie razem z Marcinem Karczyńskim. Skoda będzie do podziału? Najpierw trzeba ją wygrać, to raz. No i walka jest cały czas. Ostatnie kółko każdy jedzie sam. Nie ma żadnego układu, chociaż oczywiście jeździmy czasami zespołowo. Dobrze to wygląda, jak jesteśmy obaj na podium. Jedyne, co nam przeszkadza, to późne wejście Marcina w ten sezon i mój wypadek. Jak na Langu nie będzie samochodu, też się będziecie ścigać w Grand Prix? Na pewno tak, bo samochód to jedno, a wyścig drugie. Nagroda jest dodatkiem, czymś, co możesz wygrać. My mamy zapisane w kontraktach, gdzie jeździmy. A Grand Prix to świetnie zorganizowany wyścig, najlepszy w Polsce, na bardzo dobrym poziomie sportowym. Jedyny praktycznie, który jest pokazywany w telewizji. Sponsorowi zależy na tym, aby było nas widać w telewizji. Samochód nie ma tu nic do rzeczy. A nie boisz się, że polegniesz na maratonach? W końcu to trochę inne ściganie niż XC? Nie, nie boje się. Chociaż widać specjalizację w MTB. Ludzie idą w stronę poszczególnych rodzajów. Zmienimy trening pod kątem maratonów. Ale nie boję się ani dystansu, ani zmęczenia. Startowałem już niejeden raz. Myślę, że będziemy z Marcinem liczącymi się zawodnikami również w maratonach. Jak to jest, że po Was, Karczyńskim, Galińskim, Kowalu, nie pojawiają się inni zawodnicy? Teraz błyska Batek, może Pyrgies. Ale nie widać innych… Bo my trafiliśmy w czas, kiedy na MTB były jeszcze pieniądze i to było ich relatywnie dużo. Świat dopiero odkrywał ten sport. Przepaść między Polską a zachodem zaczęła się pogłębiać około1998 roku. My braliśmy udział w pucharach świata, zbierając doświadczenie, które owocuje i daje przewagę. Ja po przejściu na szosę, gdzie zetknąłem się z prawdziwym zawodowstwem i profesjonalizmem, zacząłem podejmować walkę o miejsce w pierwszej trójce w pucharach świata. Marcin Karczyński, Mariusz Kowal i ja jesteśmy cały czas w wieku startowym, można powiedzieć, że jako kolarze w wieku największych sukcesów. Mamy cały czas bardzo dobrą wydolność. Potrafimy się przygotować. Dzisiejsza młodzież nie jest w stanie tego zrobić, brak im doświadczenia, nie mają się gdzie tego nauczyć, a największym problemem jest brak finansów na ich szkolenie. Nie ma w Polsce kompleksowego szkolenia centralnego dla większości młodych polskich talentów i nie ma grup zawodowych, oczywiście męskich. Nieprawdą jest, że Polska młodzież nie ma cech psychofizycznych niezbędnych do osiągania wybitnych wyników. Młodzież jest i ma te cechy. Wracając do kwestii treningowych, korzystasz z usług trenera czy trenujesz sam? Korzystam z pomocy fizjologa, profesora Warszawskiego AWF Tomasza Gabrysia, który wykonuje mi badania wydolnościowe i konsultuje formę, dietę i kwestie fizjologiczne. Treningi układam sobie sam. „Marek Galiński ma za słabą wydolność”. To zdanie ponoć zbulwersowało? Rozbawiło. Powiedz to mojemu fizjologowi… Sformułuję to tak. W Polsce porządne badania nie są czymś normalnym. W obecnych czasach na polskim rynku mało jest dobrych fachowców zajmujących się trenerką, bo jest to relatywnie nieopłacalne. Więc jeśli ktoś to robi, to bardziej z zamiłowania do sportu. Dzisiejszy sport na wysokim poziomie wymaga wręcz współpracy z fizjologiem, lekarzem, dyrektorem sportowym i obsługą. Tylko w taki sposób może rozwijać się polskie kolarstwo. Niestety, jak wszyscy dobrze wiemy, mamy tu w Polsce jeden problem – finanse. Co się tyczy trenerów, jak masz do wyboru kilku czy kilkunastu, możesz wybrać takiego, który stosuje metody treningowe odpowiadające indywidualnym predyspozycjom zawodników. W Polsce nie ma takiej możliwości. Oprócz dwóch czy trzech klubów nikt nie prowadzi profesjonalnego szkolenia młodych zawodników, a szkolenie zawodników elity graniczy z cudem. O czym mówimy? Powiedziałeś, że długość Twojej kariery wyznaczają dwie najbliższe olimpiady. Masz szansę pojechać na kolejne igrzyska? Powiedziałem również, że nie ma sensu jechać na igrzyska tylko po to, żeby wziąć w nich udział. W moim przypadku jeżeli będę nadal w piętnastce, dwudziestce pucharu świata, widzę sens w starcie olimpijskim. Jeżeli jednak nie wchodzi się do czołówki światowej ani razu, na igrzyskach jest się tylko statystą. W tej chwili jeżdżę na puchary świata i zdobywam punkty UCI. Dzięki tym punktom kwalifikujemy miejsca na igrzyska. Ile osób pojedzie i kto, na razie nie wiadomo. W Polsce, zgodnie z polityką naszych władz, liczą się właściwie tylko wyniki z igrzysk, mistrzostw świata, pucharów świata czy mistrzostw Europy. Mój poziom sportowy nie odbiega znacząco od czołówki światowej, a obecna dyspozycja, biorąc pod uwagę wypadek, który wyhamował rozwój formy, napawa mnie optymizmem przed głównymi imprezami. Z tego, co mówisz, wyłania się trochę pesymistyczny obraz MTB. Dlaczego zaraz pesymistyczny? Jestem w dobrej formie, mam niezły kontrakt, stabilną sytuację. Odnoszę sukcesy. Nasza grupa jest wiodąca w Polsce i wierzę w to, że będzie widoczna jeszcze bardziej. W Polsce trwa bum na kolarstwo górskie. Popatrz, ilu ludzi startuje teraz w maratonach. Rozmawiałem wczoraj z Zamaną, który jest zaskoczony liczbą startujących w jego imprezach. Na jednej zafundował nawet helikopter. Polskie firmy robią coraz lepsze rowery. Myślę, że za dwa, trzy lata postanowią promować się przez nowe grupy MTB, które będą inwestować w polskich kolarzy. Zawodnicy będą jeździć na polskim sprzęcie i promować polskie marki. Będzie to wyglądało tak samo jak dziś na zachodzie. Wzrośnie poziom i przybędzie pieniędzy. Poprawi się szkolenie. Zaczniemy odnosić sukcesy międzynarodowe. Tylko musi się to zacząć już teraz. PS Marek Galiński zwyciężył w tegorocznym cyklu SkodaAuto Grand Prix i odebrał nowiutką Skodę Fabię. Gratulujemy!