Jadę najszybciej, jak potrafię
Zwycięstwo w tegorocznym Tour de Pologne to największy sukces w dotychczasowej karierze młodego Słowaka. Nazywany „Supersłowakiem” młody zawodnik Liquigasu pojechał w Polsce fantastycznie
Tekst: Miłosz Sajnog, Zdjęcia: Michał Kuczyński
Przyjechałeś do Polski wygrać wyścig? Teraz mogę mówić, że tak, ale na początku cele były inne. Przede wszystkim miały to być moje przygotowania do Vuelty. Chciałem wygrać etap, może zdobyć punkty w którejś klasyfikacji. Kiedy jednak w Cieszynie założyłem koszulkę lidera, wiedziałem, że będę walczył o klasyfikację generalną. Zwyciężając w Cieszynie, miałeś coś do udowodnienia? Chciałem wygrać w Cieszynie, bo mam tu wielu kibiców i pochodzę z miejscowości leżącej zaledwie 100 km stąd. W ubiegłym roku na drodze stanęły mi problemy żołądkowe i w ogóle cały wyścig nie ułożył się po mojej myśli. W tym roku czułem się bardzo dobrze i wiedziałem, że mogę powalczyć. Zakładaliśmy już na starcie, że w Cieszynie zaatakujemy etap i jeżeli się uda, to również koszulkę lidera. Ta runda bardzo mi odpowiadała i miło było wygrać prawie u siebie w domu. Trudno było obronić koszulkę lidera? Widzieliście różnice w klasyfikacji generalnej. Wyścig był bardzo wyrównany. Etap w Zakopanem był dla nas pierwszym sprawdzianem i właściwie przejechaliśmy go spokojnie. Tylko na koniec zaatakowali dość zdecydowanie kolarze Lampre. Dużo trudniej było następnego dnia, a walka toczyła się do samego końca wyścigu. Na mecie w Krakowie byłem bardzo szczęśliwy. Kiedy na etapie do Bukowiny atakował Martin, czułeś, że zwycięstwo wymyka Ci się z rąk? Jego atak nie był taki straszny, mówię tu o skoku na Gliczarowie. Wtedy był przy mnie Nibali i wiedziałem, że jesteśmy w stanie go dojść. Tam zresztą razem goniło kilku zawodników. Najgorszy był odcinek tuż przed metą, bo tam jechałem już sam i było ciężko. Z przodu cały czas ktoś atakował, Martin kontrował, a na koniec jeszcze poprawił. Tam zależało mi, żeby strata nie była zbyt duża i to się udało. Kryzysowy moment miałem jednak wcześniej, kiedy peleton gonił ucieczkę, na przedostatnim Gliczarowie. Byłem mocno zmęczony i miałem kryzys, gdyby wówczas poszedł atak, nie wiem, jak ten etap by się skończył. Co było kluczem do zwycięstwa w wyścigu? Myślę, że regeneracja po etapie w Bukowinie. Końcówka była nieprzyjemna, padał deszcz, było zimno. Zmarzłem. Przeszedłem szybką odnowę w hotelu, ale dość długo do niego jechaliśmy. Te trzy sekundy Martina były gdzieś w głowie cały czas. Trener kazał mi się wyciszyć i nie myśleć o tym, ale wiecie, jak to jest, pewnie spałbym spokojniej, gdybym nadal został w żółtym. Ostatni etap w Krakowie dał Ci ponownie pozycję lidera, ale dzięki bonifikatom. Jak ta walka wyglądała z Twojej perspektywy? Było nerwowo. Wiedzieliśmy, że będzie nerwowo, ale nie sądziłem, że aż tak. Ja byłem zdenerwowany tak samo jak Marcato i Martin. To był w związku z tym trudny etap dla każdego z nas. Z jednej strony krótki, ale i szybki. Bardzo niebezpieczny ponieważ, było to właściwie kryterium. Widzieliście sprint na premii, mało co nie skończył się tragicznie. Czułem się zepchnięty w barierki i powiedziałem o tym Hausslerowi. On mi też powiedział parę słów, ale na dalsze rozmowy nie było czasu, bo wyścig jechał. Marcato jeszcze powiedział, że wygrałem wyścig. Jaką mieliście strategię na etap w Krakowie? Zachować spokój. Wiedziałem, że muszę wyjść do lotnego finiszu i walczyć na kresce. Garminowi zależało na tym, żeby poszedł odjazd i najlepiej, żeby dojechał do mety. Nam, żeby nikt nie zebrał bonifikat i żebym miał szanse na finisz. Martin był dużo słabszy. Bardzo chciałem wygrać premię i wyrównać czas już przed metą, ale się nie udało. Byłem drugi. Na finiszu pojechałem na kole Kittela, to była najlepsza strategia. On był w bardzo dobrej formie i wiedziałem, że będzie chciał wygrać. Na szczęście nikt mnie nie przyblokował. Nie chciałem nawet z nim wygrać, tylko pewnie przyjechać do mety. Finisz był strasznie nerwowy, z kraksą. Cały ten etap był nieprzyjemny, oczywiście do mety. To najważniejsze zwycięstwo w Twojej karierze i pewnie dlatego za kreską jeździłeś na tylnym kole? Taka niekontrolowana radość, bo to faktycznie fantastycznie wygrać taki wyścig. Przed wyścigiem mówiłeś, że przewidujesz aktywną jazdę polskich zawodników, którzy będą ścigać się u siebie. Tymczasem miałeś w drużynie dwóch Polaków… Bardzo ważna była dla mnie ich pomoc. Maciej Bodnar bardzo mocno pracował przez cały wyścig przy dyktowaniu tempa, szkoda, że wczoraj źle się poczuł. Tak samo Maciej Paterski, który był wystawiony na trzecią zmianę podczas pościgów. Oni wykonali dla mnie fantastyczną pracę, a pewnie woleliby jechać na siebie. Z Sylwestrem Szmydem byłoby łatwiej na Bukowinie? Sylwester Szmyd to zawodnik znakomity i jeden z najważniejszych w naszej ekipie. Na pewno jazda z nim byłaby inna. Przecież w ubiegłym roku to on jechał jako lider ekipy. Sylwester ma w tym roku dwa toury za sobą, więc skład na TdP musiał być inny. Nikomu nie udało się obronić w kolejnych latach zwycięstwa w TdP. Będziesz próbował w przyszłym roku przełamać tę passę? Zobaczymy. Do przyszłego roku jest sporo czasu i nie wiadomo, jaki będzie program. Jeżeli pojadę Tour de France, raczej nie przyjadę do Polski, ale to zbyt odległa przyszłość. Jedziesz za chwilę Vuletę, jak oceniasz swoje szanse? Jestem w dobrej formie, z wyścigu takiego jak ten nie wychodzi się słabszym. Nie ścigałem się ponad miesiąc przed TdP, więc forma była dla mnie samego niewiadomym. Czułem, że jest dobrze, ale dopóki zawodnik nie sprawdzi się w peletonie, nie może nic powiedzieć. Jechałem tu na początku dość ostrożnie i treningowo, ale okazało się, że mogę wygrać. Na Vulecie zamierzam zrobić jak najlepszą pracę. Jakie masz cele na ten wyścig? Nie będę liderem grupy. Na pewno postaram się wygrać jakiś etap, ale moją główną rolą będzie pomóc Nibalemu, który ma na Hiszpanię wielkie plany. Tak jak on pomógł mi tu, tak ja jemu muszę pomóc tam. Tour de Pologne to wyścig, w którym wygrywają przyszli mistrzowie, jak to skomentujesz? Tak, zdaję sobie z tego sprawę. Tym bardziej jestem wdzięczny mojej drużynie. Na trasie było mnóstwo Twoich kibiców, miałeś swój fanklub. Zostałeś najpopularniejszym sportowcem w kraju po tym zwycięstwie? O, mamy wielu popularnych sportowców. Na pewno dziś dołączyłem do tego grona. Jak będziecie świętować sukces? Na pewno będziemy świętować, przynajmniej troszkę. Ale przed nami jeszcze sporo wyścigów, tak że nie będzie to jakieś huczne świętowanie. Przyznam się, że od mety nie widziałem się ze wszystkimi kolegami i ekipą techniczną, więc nawet nie wiem, jak bardzo tam jest świątecznie. Jak zaczynałeś swoją karierę kolarską? Jak wielu miałem typowy, w sumie tani rower górski, na którym jeździłem na wycieczki. Pierwszy klub, do jakiego trafiłem, był w Żilinie, potem poszedłem dalej. Jeździłem również przełaje i szosę. Po sukcesach w MTB i przełajach zostałem wypatrzony przez Liquigas, który szukał wtedy młodych zawodników. Dostałem szansę ścigania się we Włoszech, najpierw w MTB i w zawodach dla amatorów na szosie, potem zostałem neoprofi i w końcu trafiłem do ProTouru. Od tego momentu już nie ścigam się w MTB, tylko szosa jest dla mnie ważna. Zaczynałeś jeździć z bratem, to on pokazał Ci kolarstwo… Tak, zaczynaliśmy razem. Od tamtej pory pozostał mi nawyk, żeby jeździć najszybciej, jak się da, i jak widać, bardzo dobrze się to sprawdza. Wygrywałeś etapy na różnych wyścigach. Jakim typem kolarza jesteś? Bardzo często jestem porównywany do różnych zawodników. Kiedy wygrywam etapy płaskie, niektórzy porównują mnie do Cavendisha, kiedy wygrywam etap klasyczny, od razu porównują mnie do jakichś mistrzów klasyków. A ja jestem jeszcze młodym zawodnikiem i trudno powiedzieć, żeby mój styl jazdy był w pełni ukształtowany. Dyrektorzy sportowi powiedzieli o Tobie – „oto prawdziwy kolarz”… Włosi mają określenia na każdy typ zawodnika. To bardzo mnie nobilituje, ale dotyczy mojego potencjału i charakteru jazdy, czyli szybko i do przodu. Nie jestem zawodnikiem, który, przynajmniej na razie, może jeździć tak ciężkie podjazdy jak Basso. Jestem mocny na płaskich etapach i szybki na finiszach. Mogę jechać po górach, ale raczej takich jak w Polsce. Marzę o wielkich tourach, ale Vuelta pokaże, jak mi pójdzie. A w przyszłym roku chciałbym pojechać TdF…
Dossier
Peter Sagan
Data urodzenia: 26.01.1990 Ulubiona potrawa:
pizza i stek Muzyka:
punk rock Największe sukcesy: zwycięstwo w TdP 2011, Mistrz Słowacji 2011