Za wcześnie, by kończyć
Większość kolarzy do szczytu formy dochodzi między 28. a 32. rokiem życia i to wtedy osiągają najlepsze wyniki w karierze. Tom Boonen zdaje się być wyjątkiem od reguły. Ten 31-letni Belg prawdziwe triumfy święcił w latach 2004-2007, sięgając m.in. po zwycięstwa w wiosennych klasykach i etapach Tour de France. Do dziś na rękawku jego koszulki widnieje pięciokolorowa tęcza mistrza świata. Czy najlepszy czas ma już za sobą, czy może uda mu się powrócić na piedestał?
Rozmawiała: Martyna M. Kobylińska,
opracował: Borys Aleksy, Zdjęcia: Michał Kuczyński
W Tour de Pologne startujesz nie pierwszy raz. Co przychodzi Ci do głowy, gdy myślisz o Polsce? Tutaj jechałem swój pierwszy zawodowy wyścig w życiu. Miałem 19 lat, kiedy stanąłem na starcie Tour de Pologne jako stażysta US Postal. Wcześniej dwa lata ścigałem się jako amator, a tu nagle pojawiłem się na wyścigu, gdzie miałem jechać obok takich gości, jak Hincapie czy Ekimov. Nigdy wcześniej ich nie widziałem. Poza tym to był wrzesień i było zimno, a etapy były naprawdę długie i dawały w kość. Pamiętam, że po 5. etapie do Wałbrzycha czułem się całkowicie „wyprany”, nie miałem na nic siły. Jaka jest różnica między tamtym Tour de Pologne a obecnym? Ogromna, wyścig bardzo się zmienił, a i ja jestem innym, mocniejszym zawodnikiem. Teraz ścigamy się w sierpniu i sądzę, że to duży plus dla Tour de Pologne. Zawodnicy znacznie poważniej traktują ten start, są bardziej zmotywowani. Kiedyś to była już końcówka sezonu, dla wielu zawodników to był ostatni start w roku i wiadomo, że nie każdemu chciało się ścigać, teraz to naprawdę dobra etapówka. Co chciałbyś tu osiągnąć? Oczywiście postaram się wygrać etap. Próbowałem wczoraj (na etapie w Katowicach – przyp. red.), ale było bardzo nerwowo w końcówce i to był trudny finisz. Jechaliśmy z prędkością ponad 80 km/h, coś niesamowitego. Masz wrażenie, że wjeżdżasz w jakiś tunel. Wszyscy walczyli o pozycje i było ciężko coś zdziałać. Zobaczymy, co przyniosą kolejne dni. A co myślisz o rundach, które są tu na każdym etapie? Wiem, że to dobre dla kibiców i sądzę, że to przyszłość kolarstwa. Nikogo nie interesuje, że peleton jedzie z jednego miasta do drugiego, ludzie chcą to przeżyć na własnej skórze, a takie doświadczenia zapewniają im przede wszystkim rundy po miastach. Poza tym to wzmaga emocje wśród samych zawodników. Wiadomo, że na rundach ściganie wygląda zupełnie inaczej. Jest bardziej dynamiczne, szybsze, oczywiście także bardziej niebezpieczne. Walczy się na każdym zakręcie i trzeba mieć oczy dookoła głowy. Na etapach prowadzących z jednego do drugiego punktu dużo łatwiej kontrolować sytuację niż podczas jazdy na okrążeniach. Na normalnej trasie wszyscy są bardziej zrelaksowani, choć nie wiem do końca, z czego to wynika. Wszystko przebiega według podobnego schematu, a na rundach jest więcej chaosu i trudno przewidzieć, co się wydarzy. Zdaje się, że osiągnąłeś już chyba wszystko, co mogłeś. Byłeś mistrzem świata, wygrywałeś trudne klasyki i etapy na Tour de France. Nie jest tak, że brakuje Ci wyzwań i stąd słabsze wyniki? Rzeczywiście, poprzedni sezon miałem naprawdę kiepski. Bardzo dobrze udało mi się w niego wejść, ale wiosną miałem kraksę podczas Tour of California i wtedy zaczęły się problemy zdrowotne. Ukończyłem wyścig, choć czas pokazał, że lepiej byłoby tego nie robić. Doznałem poważnego urazu kolana, który tak naprawdę przekreślił całą resztę sezonu. Musiałem podjąć decyzję, co zrobić i zdecydowałem się na operację, po której czekała mnie długa rehabilitacja. Wróciłem na rower pod koniec roku i zacząłem zimowe przygotowania, ale powrót do formy zajął mi dużo czasu i kosztował jeszcze więcej wysiłku. Udało mi się w tym roku sięgnąć po zwycięstwo w Gent-Wevelgem, całkiem nieźle wypadłem też w Ronde van Vlaanderen, gdzie byłem czwarty, ale muszę się zgodzić, że wyniki są poniżej mojego normalnego poziomu. Do tego zawsze dochodzi jeszcze kwestia szczęścia lub, jak w moim przypadku, jego braku. Na Tour de France miałem kraksę, po której musiałem się wycofać z wyścigu. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że to się w końcu zmieni i szczęście uśmiechnie się do mnie. Jak mocno kraksa na TdF wpłynęła na Twoją formę? Jak czujesz się teraz, podczas TdP? To mój pierwszy start po przerwie wywołanej kontuzją. Podczas jazdy czuję, że jestem w formie, noga jest dobra i liczę, że w końcu przyniesie to oczekiwane efekty. Jaki jest Twój obecny cel? Teraz myślę o mistrzostwach świata i to pod ich kątem się przygotowuję. Trasa wyścigu ze startu wspólnego bardzo mi odpowiada i chciałbym tam powalczyć. Na razie jednak jestem tutaj, w Polsce, i skupiam się na kolejnych etapach, bo nie ukrywam, że chciałbym tu coś zdziałać. Przez pierwsze trzy dni było trochę nerwowo i myślę, że na etapie do Cieszyna może być łatwiej na samym finiszu. W przyszłym sezonie dojdzie do połączenia sił Quick Step i Omega Pharma-Lotto. Jak widzisz swoją rolę w tak odświeżonej ekipie? To oczywiście całkowicie nowa sytuacja dla nas wszystkich i tak naprawdę w chwili obecnej trudno powiedzieć, jak to będzie wyglądać. Przez ostanie dwa lata nie szło nam tak dobrze jak wcześniej i zespół skupiał się wokół zaledwie kilku mocnych zawodników. Teraz, gdy dojdzie do fuzji, stworzymy bardzo mocny team. W Quick Stepie ścigasz się nieprzerwanie od 2003 roku. Myślałeś kiedyś o zmianie koszulki, o spróbowaniu czegoś nowego? Tak, oczywiście, że sporo o tym myślałem, także w tym roku, ponieważ moja obecna umowa wygasa z końcem sezonu i rozważałem różne możliwości. Szczerze mówiąc, pierwszy raz byłem w pełni wolnym zawodnikiem, ponieważ do tej pory zawsze bywało tak, że podpisywałem nowy kontrakt z Quick Stepem, nim poprzedni wygasł. Ale ja kocham tę drużynę. Zawsze stanowiliśmy mocny skład, byliśmy jedną z najsilniejszych ekip w peletonie. Poza tym to belgijski team, belgijska obsługa, belgijscy zawodnicy i zawsze mamy tu dobrą atmosferę. Faktycznie jednak myślałem teraz nad innymi opcjami, głównie w związku ze zmianami, jakie zajdą w drużynie. Sportowcowi często dobrze robi zmiana otoczenia, pozwala mu rozwinąć się w nowym kierunku, osiągnąć coś, czego nie był w stanie zrobić wcześniej. Rozmawiałem o tym z Patrikiem Lefevere i opowiedział mi o planach, jakie są w związku z naszą ekipą. Stwierdziłem, że czemu nie dać temu szansy i zdecydowałem się podpisać kontrakt. Wtedy podpisali go też kolejni zawodnicy, bo to zawsze tak jest, że jedni oglądają się na drugich i czekają. W każdym razie wygląda to teraz obiecująco i mam nadzieję, że był to dobry ruch z mojej strony. Do niedawna wszystko wskazywało na to, że w przyszłym sezonie będziesz się ścigać w jednym zespole z Philippem Gilbertem (Gilbert ostatecznie podpisał kontreakt z BMC – przyp. red.), który obecnie jest zdecydowanie najlepszym belgijskim zawodnikiem. Jesteście do siebie podobni? Gilbert jest zdecydowanie innym zawodnikiem niż ja. Ja sięgałem po zwycięstwa w wyścigach klasycznych, ale to były „moje” klasyki. Miałem kilka konkretnych wyścigów, na których potrafiłem dobrze pojechać, natomiast Gilbert dominuje wszędzie tam, gdzie tylko się pojawi. Jest niesłychanie silny, w tej chwili poza zasięgiem, jeśli chodzi o wyścigi jednodniowe. Ma najlepsze przyspieszenie i bardzo trudno go pokonać. Wiem jednak z własnego doświadczenia, że bardzo trudno jest powtórzyć tak dobry sezon. Tak to już jest, że w jednym roku wszystko idealnie potrafi się ze sobą zgrać i daje wspaniałe rezultaty, a później można stanąć na głowie i nie da się już tak pojechać. Oczywiście życzę mu, żeby był w stanie tego dokonać, ale będzie naprawdę ciężko. Powiedziałeś kiedyś, że jak stuknie Ci 30-stka, zakończysz karierę. Dziś masz 31 lat i nadal jesteś w peletonie. Co się zmieniło? Rzeczywiście, kiedyś tak powiedziałem, ale to było naprawdę dawno temu i byłem wtedy bardzo młody. Czas leci bardzo szybko i w miarę jego upływu zmienia się podejście do pewnych spraw. Teraz podpisałem kontrakt na kolejne dwa sezony, więc na razie nie myślę o tym, żeby odstawiać rower, a co będzie później, to się okaże. W najbliższym czasie zajdzie w naszej drużynie bardzo wiele zmian. Zobaczymy, jak będzie to wyglądało. W ekipie pojawią się nowe twarze, może wprowadzi to pewien powiew świeżości. Będą nowe cele, nowe wyzwania. Wciąż kocham kolarstwo i myślę, że jeszcze za wcześnie na koniec kariery.