Jestem skoncentrowany i gotowy!
…dla przyjaciół chce mi się jeszcze ścigać…
Cezary, zacznę prowokacyjnie… I bardzo dobrze. 87 i 520… coś Ci to mówi? Chyba nie… To Twoje miejsca w rankingu UCI na zakończenie dwóch sezonów. Oczywiście ranking nie mówi wszystkiego, ale jest jakąś wykładnią osiągnięć kolarza w sezonie. Oczywiście. Był czas, gdy poszedłem na całość i miałem do tego odpowiednie warunki. Był znakomity klimat w drużynie i dopracowany program wyścigów. Wszyscy we mnie wierzyli i mieli do mnie zaufanie. Po prostu nie mogłem być słaby. Przeszedłeś potem do teoretycznie silniejszej, bo ścigającej się w pierwszej dywizji grupy i ten sezon zupełnie się nie udał. Drużyna spisywała się nie najlepiej, a i Twoja jazda pozostawiała wiele do życzenia. W dużej mierze przyczyną tego były kontuzje, ale chyba nie tylko? Kontuzje nie są dziełem przypadku. Uważam, że zrobiłem błąd właśnie po złapaniu kontuzji. Byłem w tym okresie za bardzo zajęty innymi sprawami, nie skupiłem się na kolarstwie. Wprawdzie trenowałem, ale nie tak, jak powinienem, i musiałem za to zapłacić. Jest to dla mnie nauczka. Osiągnąłem sukcesy w innych dziedzinach. Uważam 2004 za udany pod względem osobistym, jednak moja kariera kolarska na tym ucierpiała. Nie miałem należytej koncentracji, a bez tego nie da się osiągać wyników. Jeśli chodzi o grupę, duży wpływ na naszą postawę miała panująca w niej atmosfera. Mimo bardzo dobrego sponsora i dużych pieniędzy nie było właściwej organizacji. Dyrektorzy sportowi kłócili się między sobą. Z tego powodu nie miałem dobrego programu startów, było w nim wiele przypadkowych wyścigów. Miałem długie przerwy, a później w krótkim czasie pokonywałem tysiące kilometrów. Kontuzje nie były wynikiem poprzedniego sezonu? Nie, zupełnie nie. Przyczyny były inne, między innymi mój brak skupienia na tym, co robię. Człowiek ciągle się uczy, ale także cały czas popełnia błędy. Popełniłeś błędy? Tak i przyznaję się do tego. Jestem jednak ambitny. Wracam teraz do drużyny, która przyniosła mi dużo chwały, szczęścia i mam nadzieję, że będzie tak również w przyszłym roku. Wiem, że warunki będą jeszcze lepsze, dlatego nie mam wyjścia. Już jestem skoncentrowany i gotowy, by walczyć o jak najlepsze wyniki. Jak rozstałeś się z grupą Jacques Chocolade? W końcówce sezonu złapałem bardzo dobry kontakt z Johanem Capiot, jednym z dyrektorów, który chciałby mieć mnie u siebie, jednak nie wiadomo, czy w przyszłym roku będzie miał drużynę. Rozstanie było więc całkiem przyjemne, bo naprawdę byliśmy w ostatnich miesiącach w bardzo dobrych stosunkach. Zbyszek Piątek miał z kolei lepszy układ z drugim z dyrektorów, Planckartem. To wszystko było dosyć dziwne, takie podziały w jednej grupie. Dobrze, że udało nam się rozstać bez żadnych zgrzytów. Jedziesz jednak dalej. Wracasz do Piotrka Kosmali, Roberta Dudy, do kolegów, z którymi jeździłeś. Będziesz wśród swoich ludzi, wśród których świetnie się czujesz. Na co liczysz w najbliższym sezonie? Liczę na to, czego nie udało się dotąd zrealizować najstarszej polskiej zawodowej grupie Mróz, teraz Intel-Action. W swoich najlepszych latach drużyna ta mogła się pokusić o start w Tour de France, mam na myśli potencjał, jaki miała. Niestety, sponsor nie poszedł za ciosem. Teraz potencjał jest także bardzo duży. W grupie Action będą zawodnicy o dużym doświadczeniu, co w połączeniu z ambicjami sponsora może zaprocentować startem w Tour de France. Mówisz o przyszłości… Nie jesteś za stary? To przecież ciężki sport. Wytrzymujesz kondycyjnie? Od paru lat słyszę takie pytania… No i chyba nie możesz się im dziwić? Tak. W końcu sam zacząłem je sobie zadawać, ale… już przestałem. Nie czujesz się więc za stary? Czuję, że ściganie wciąż sprawia mi wielką przyjemność. Jeśli teraz mogę jeszcze wrócić do takiej drużyny jak Action, jest to przyjemność podwójna. Mam wrażenie, że zakończenie mojej kariery znów się oddala. Wracasz do Polski. Myślisz, że może jeszcze kiedyś ruszysz na kolejną wędrówkę? Raczej zostanę. Mój wyjazd w 2003 roku był w dużej mierze dziełem przypadku. Miałem bardzo dużo punktów w rankingu UCI, a drużyna Action nie miała zamkniętego budżetu i… stało się, jak się stało. Dziś kolarstwo wymaga dużych nakładów, także ze strony samych kolarzy. Nie ukrywam, że finansowo jestem bardzo zadowolony z ubiegłego sezonu, ale z drugiej strony w Polsce też wszystko się zmienia i rozmawiamy dziś o zupełnie innych pieniądzach niż kiedyś. Liczysz na to, że w Intel-Action przypadnie Ci na niektórych wyścigach pozycja lidera? Jest w tej grupie wielu zawodników, którzy mogą wygrywać, ale myślę, że i ja będę miał swoje szanse. Na pewno na którymś z wyścigów będę chciał zostać liderem i jakąś poważną imprezę wygrać. Tour de Pologne? Dlaczego nie? Z różnych, jak wiadomo nie do końca wyjaśnionych, przyczyn nie pojechałeś na Igrzyska do Aten. Wystartowałeś jednak na Mistrzostwach Świata w Weronie. Jak oceniasz ten start? Nie było Cię w grupce, która walczyła o zwycięstwo, ale jechałeś aktywnie, przez długi czas kontrolowałeś sytuację w czołówce peletonu. Czuję niedosyt po Mistrzostwach Świata. To nie była nadzwyczajna forma, ale byłem bardzo zmobilizowany przed tym startem. Nie miałem dnia. Było bardzo duszno, nie mogłem jeść. Potwierdziło się, że najlepsze wyniki osiągam przy kiepskiej pogodzie. W Weronie nie miałem szans dojechać w pierwszej grupie, ale mogłem spokojnie zafiniszować na czele drugiej i zająć 24. czy 25. miejsce. Przez warunki i samopoczucie straciłem 10 miejsc. Cieszę się jednak, że wystartowałem na Mistrzostwach Świata, mimo nie najlepszej współpracy z Polskim Związkiem Kolarskim. Starty w Atenach i w Weronie nie były udane. Jak oceniasz poziom polskich zawodników i dobór kolarzy do reprezentacji? Wynik jest w bardzo dużym stopniu efektem kwalifikacji, sposobu doboru kolarzy do reprezentacji na Igrzyska czy Mistrzostwa Świata. Nie jest prawdą, że nie mamy dobrych kolarzy. Gdyby tak było, nie otrzymalibyśmy zaproszeń na Mistrzostwa Świata. Kolarze więc są, problem tylko w sposobie selekcji. Uważam jednak, że między startami w Atenach i w Weronie był mały postęp. Kto, Twoim zdaniem, powinien był jechać? Kogo powołałbyś do kadry? Myślę, że, nie odmawiając im talentu, zawodnicy z Legii nie byli odpowiednio przygotowani do startu w Mistrzostwach Świata. To dobrzy kolarze, ale nie byli w stanie osiągnąć odpowiedniej formy bez właściwego programu startów. Myślę, że Związek powinien mieć większe zaufanie do zawodowców, drużyn zawodowych. Tour de Pologne był bardzo dobrym wyścigiem dla wszystkich kolarzy, jednak ci, którzy nie mają na co dzień kontaktu ze światową czołówką, nie są w stanie przygotować się jednym wyścigiem do startu na mistrzostwach. Spokojnie można było porozumieć się z dobrymi zawodnikami, takimi jak Baranowski czy Piątek, którzy mieli odpowiedni program startów i na pewno pojechaliby dobrze także w Weronie. Takim zaś kolarzom, jak Skiba czy Wełniak, po prostu nie stworzono warunków odpowiedniego przygotowania do tak poważnej imprezy. Kto powinien zadbać o to, by czas między Tour de Pologne i mistrzostwami nie był okresem martwym? I za to, i za sposób kwalifikacji, odpowiada Związek. Najlepszym dowodem jest dymisja Zbyszka Sprucha, który zrezygnował, bo po prostu nie miał wolnej ręki przy ustalaniu składu. Każda reprezentacja budowana jest pod lidera… Darek Baranowski, Sylwek Szmyd czy Zbyszek Piątek to bardzo dobrzy zawodnicy, jednak „na kogo” mieliby jechać? To przecież nie są kolarze, którzy byliby w stanie zafiniszować i wygrać Mistrzostwa Świata. Prawda jest taka, że Polska jest w tej chwili tylko tłem dla ekip walczących o zwycięstwo w Mistrzostwach Świata. Żeby na tej imprezie zaistnieć, trzeba mieć lidera, który może pokusić się o zwycięstwo. Nie mieliśmy takiego zawodnika. Ja sam także ani przez moment nie czułem się prawdziwym liderem, bo wiedziałem, że nie mam szans na zwycięstwo. Po takiej selekcji strategia mogła być tylko jedna – ratuj się, kto może! Gdyby dokonano właściwej selekcji, można by było walczyć o miejsce w pierwszej dwudziestce. Na to była realna szansa. Problem nie polegał więc na wyborze lidera, a na wybraniu naprawdę najsilniejszych w tym momencie zawodników, którzy są w stanie przyjechać w czołówce. Więc? Bierzemy sześciu kolarzy, którzy mają w tym momencie sezonu najlepszą formę i wysyłamy ich na Mistrzostwa? Tak. Jeśli nie budujemy składu pod lidera, który ma szansę wygrać, wyślijmy najmocniejszych i zobaczmy, co zrobią. Kto z młodych zrobił na Tobie wrażenie? Bardzo zaimponował mi Bartek Huzarski. To, co zrobił na Mistrzostwach Świata, miało o wiele większe znaczenie niż moje 35. miejsce. Podobał mi się także Mateusz Mróz, który nie tylko ukończył mistrzostwa, ale na dwie rundy przed końcem wykonał wspaniałą pracę. Dzięki niemu przez moment poczułem się liderem drużyny. Wierzę, że obaj mają przed sobą karierę. Cieszy mnie, że umieją myśleć podczas jazdy. Do uprawiania kolarstwa na najwyższym poziomie nie wystarczy talent, bardzo dużo zależy właśnie od głowy. A jak podoba Ci się Przemek Niemiec? Myślisz, że może coś zwojować w peletonie? Na pewno. Może jeszcze nie w następnym sezonie, ale przyszłość przed nim. To nie jest jednak kolarz na wyścigi klasyczne, jego specjalnością będą zapewne imprezy wieloetapowe. To zawodnik, który bardzo dobrze się rozwija. Miło oglądało się jego jazdę na mistrzostwach, ale uważam, że przyszłość Przemka to ciężkie etapowe wyścigi, takie jak Giro d’Italia. Dobrze, że może startować we Włoszech, to pomoże mu się rozwinąć. Mamy więc kilku obiecujących zawodników? Mówienie – „stawiamy na młodych” – nie ma żadnego sensu w przypadku Mistrzostw Świata. To impreza, na której ogromną rolę odgrywa doświadczenie. Skibie czy Wełniakowi, którym nie stworzono odpowiednich warunków przygotowań do startu w Weronie, nie mogło się powieść. Z góry było wiadomo, że wyścigu nie ukończą. Może to doprowadzić tylko do ich zniechęcenia. To dobijanie organizmu młodego zawodnika. Taki start może źle wpłynąć na ich karierę i myślenie o zawodowstwie. Myślisz, że wyjazdy młodych kolarzy do włoskich grup to dobry pomysł? Pytam o to, ponieważ wiem, że we Włoszech przywiązuje się ogromną wagę do wyników osiąganych w młodszych kategoriach wiekowych, co często kończy się wyeksploatowaniem organizmu. To prawda. Kolarze, tacy jak Wełniak, Mróz, Niemiec czy Szmyd, poradzili sobie i ich kariera przebiega prawidłowo. Jest jednak wiele przykładów na to, o czym przed chwilą mówiłeś. Nie chcę podawać nazwisk czy nazw grup, ale akurat w przypadku Włoch wydaje się, że więcej talentów zostało tam zmarnowanych niż wykorzystanych. Jak to jest w Twoim przypadku? Skąd u Ciebie taka wydolność i kondycja? Jak sam powiedziałeś, nie myślisz o zakończeniu kariery, a masz w końcu 37 lat. Przede wszystkim nie jestem wyeksploatowany, choć rozwój mojej kariery nie był może podręcznikowy. Normalnie jest tak, że wszystko odbywa się systematycznie, kolarz z każdym rokiem się rozwija. U mnie było raczej spontanicznie, ale dzięki temu organizm mógł czasem wypocząć. Kto wie, czy to nie jest dobra metoda. Po drugie miałem szczęście trafiać na dobrych i wyrozumiałych trenerów, takich jak mój pierwszy szkoleniowiec Waldemar Grygo czy później Wacław Skarul. Byłem zawodnikiem kontrowersyjnym, a ich tolerancja pozwoliła mi się rozwijać. Być może inni trenerzy staraliby się mnie „uziemić”, ale podejrzewam, że to źle wpłynęłoby na moją (jak to nazywam) wyobraźnię sportową. Co to znaczy, że byłeś kontrowersyjny? Chodziłem swoimi ścieżkami, miałem swój punkt widzenia i mało kogo słuchałem. Być może za szybko przyszły dobre wyniki i uznałem, że już wszystko umiem. Dopiero w zawodowstwie zrozumiałem, jakiej pracy i ilu wyrzeczeń wymaga ten sport. Jednak nie żałuję, że postępowałem właśnie w ten sposób. Zawodnik musi mieć pewną przestrzeń, w której może sobie pozwolić na spontaniczność. Jest wtedy w stanie dać z siebie więcej niż 100%. Uporządkowanie wszystkiego może ograniczyć fantazję, a bez niej trudno o wyniki. Charakter przeszkadzał mi często w początkach kariery, nie byłem w stanie zachować odpowiedniej równowagi między wykonywaniem poleceń trenerów a chęcią robienia wszystkiego po swojemu. Potrafiłem jednak wznosić się na wyżyny, nawet jeśli badania lekarskie nie sugerowały u mnie talentu do tego sportu. Zdarzały się także słabsze momenty. Być może wszystko razem doprowadziło do tego, że jestem w stanie osiągać teraz dobre wyniki. W kolarstwie często jest tak, że zawodnicy odnoszą sukcesy dopiero w starszym wieku. W zawodowstwie ogromną role odgrywa doświadczenie. Jako młody zawodnik nie wiedziałem tak naprawdę, co dokładnie znaczy dyscyplina, ciężka praca, jaką rolę może odgrywać pomoc rodziny. Teraz to wiem. Moja rodzina, którą bardzo kocham, daje mi przyzwolenie na robienie tego, co lubię, na oddawanie się pasji. Dlatego właśnie nie czuję się jeszcze wypalony. Na pewno nie stoję na straconej pozycji. Czy zeszłoroczne przerwy w ściganiu mogą się okazać przydatne w nowym sezonie? Czy Twój organizm trochę się dzięki nim zregenerował? Postaram się je wykorzystać właśnie w ten sposób. Chciałbym sezon 2005 rozpocząć wcześniej. W moim wieku nie można pozwalać sobie na zbyt długie przerwy. Młodsi zawodnicy dużo łatwiej dochodzą do wysokiej formy po przerwie, ja zaś nie mogę sobie już pozwolić na odpuszczanie, schodzenie z pewnego poziomu. Moją przewagą jest duża wytrzymałość, coś, czego często młodym chłopakom brakuje. Będę robił w sezonie krótsze przerwy, ale będzie ich więcej. Chciałbym zacząć ściganie już w styczniu, żeby w marcu czy w kwietniu móc trochę odpuścić. Jestem przekonany, że sezon 2005 będzie lepszy od poprzedniego. Co myślisz o wprowadzeniu cyklu Pro Tour? To duża zmiana, która dotknęła miedzy innymi drużynę Jacques Chocolade. Stać ich było na utrzymanie się w I Dywizji, jednak nie mieli pieniędzy na wpłatę 4-letniej kaucji do Pro Tour. To olbrzymie koszty i niewiele jest na świecie firm, które mogą sobie pozwolić na taki wydatek. Odpadnie więc z rywalizacji sporo ekip, które do tej pory jakoś radziły sobie w I Dywizji. Uważasz, że to dobrze dla kolarstwa? Może pojawią się w tym sporcie nowi sponsorzy. Przy 4-letnich gwarancjach firmy mogą zacząć traktować kolarstwo jak NBA czy NHL. W piłce nożnej też wprowadzono niedawno podobne zmiany. Będziemy mieli kolarską Ligę Mistrzów… Tak i myślę, że dla ogólnego wizerunku naszej dyscypliny jest to dobre, w przypadku polskiego kolarstwa zmienia niewiele. I tak właściwie nie było polskich grup w największych imprezach, a jeśli się czasem pojawiały, niewiele mogły zdziałać. Wyjątkiem jest TdP, ale w tym wyścigu wciąż będziemy mieli najlepsze polskie drużyny. Czy według Ciebie grupa Intel-Action może pojawić się w cyklu Pro Tour? Wierzę, że tak. Stworzono w tej drużynie solidne zaplecze finansowe i będzie to procentować. Właśnie dla takich ekip stworzono Pro Tour. Czteroletnia gwarancja finansowa jest dobra dla grup i samych zawodników, którzy też potrzebują pewnego zabezpieczenia, chcą być pewni swojej najbliższej przyszłości. Dobrej ekipy nie buduje się w ciągu roku, potrzeba co najmniej kilku lat, by osiągnąć stabilizację na wysokim poziomie. Niełatwo będzie znaleźć się w cyklu Pro Tour, ale możliwości będą. Mówię o zaletach reform UCI, ale zdaję sobie sprawę także z minusów. Wszyscy raczej krytykują, więc postanowiłem poszukać kilku zalet, ale sam jestem w tej chwili tylko połowicznie przekonany. Musimy poczekać z ocenami. Mówiłeś, że kiedyś byłeś zawodnikiem kontrowersyjnym. Odnoszę jednak wrażenie, że ciągle lubisz chodzić własnymi ścieżkami i masz swoje zdanie. Tak i dlatego jestem bardzo wdzięczny moim trenerom, dyrektorom sportowym i Ewie, mojej żonie. Gdyby nie ich wyrozumiałość, pewnie dawno przestałbym jeździć. Nie tylko wytrzymywali wybryki, ale zawsze pomagali mi wrócić, gdy moje ścieżki okazywały się drogami do nikąd. Bardzo im za to dziękuję, za ich tolerancję. Lubisz jeździć ze słuchawką w uchu? Nie za bardzo, uważam, że przez możliwość ciągłej łączności dyrektorów z zawodnikami nasz sport stracił trochę ze swojego charakteru. Kiedyś kapitan drużyny musiał brać na siebie odpowiedzialność, wiedzieć, co się dzieje na trasie, i podejmować właściwe decyzje. Teraz wszystkie dyspozycje przychodzą z samochodu. To trochę tak jak z meczami rugby i futbolu amerykańskiego. W rugby decydują ludzie na boisku, wszystko dzieje się spontanicznie. W futbolu amerykańskim decyzje zapadają poza boiskiem, cała strategia jest precyzyjnie planowana przed każdym kolejnym rozegraniem. Wolę rugby. Gdy patrzysz z perspektywy na miniony sezon, powiedz, co zrobiło na Tobie największe wrażenie? Zapowiadane zmiany dotyczące Pro Touru i Lance Armstrong. O nim mówi się co roku, ale w tej chwili jest już po prostu jeżdżącą legendą kolarstwa. Czy, podsumowując swój miniony sezon, chciałbyś komuś podziękować? To nie był dla mnie kolarsko dobry sezon, jednak pod względem osobistym uważam rok 2004 za udany, między innymi dlatego, że tak wielu ludzi ciągle we mnie wierzy i za to im wszystkim bardzo dziękuję. Ta grupa przyjaciół, bo chyba mogę ich tak nazwać, wyzwala we mnie dodatkową energię i sprawia, że chcę wznieść się jeszcze na wyżyny. Takie wsparcie jest bardzo ważne dla zawodnika w moim wieku, bo sam dla siebie swoje już w kolarstwie zrobiłem, ale dla przyjaciół chce mi się jeszcze ścigać i wygrywać.