Lubię być szybka…
Tanja Żakelj prowadzi do tej pory w klasyfikacji Pucharu Świata XC MTB. Ta niewielka wzrostem, ale wielka duchem dziewczyna wróciła na szczyt po niezbyt udanym poprzednim sezonie.
W ciągu kilku tygodni stała się popularnym sportowcem, ściągającym na trasy tłumy słoweńskich kibiców. Zafascynowana zimowymi wyczynami Tiny Maze staje się jej letnim odpowiednikiem. Swoją dominację potwierdziła, zdobywając Mistrzostwo Europy. Do Polski przyjechała na wyścig Mai Włoszczowskiej
Tekst: Miłosz Sajnog
Spotykamy się w Jeleniej Górze na imprezie Twojej koleżanki, ale i rywalki. Zajęłaś dzisiaj drugie miejsce. Podzielisz się z nami wrażeniami z imprezy?
Wyścig faktycznie jest bardzo dobry. Wiele słyszałam o imprezie Majki, ale jestem tu pierwszy raz. Trasa fantastyczna, ciężka, ale bardzo dobra. Panuje u was fantastyczna atmosfera, ściganie jest na niezłym poziomie.
Majka zaprosiła w tym roku swoje dobre koleżanki, więc przyjechałyśmy. Mamy bardzo dobry kontakt ze sobą i cieszę się, że mogę tu być.
Byłaś jedną z faworytek tego wyścigu, a zajęłaś drugie miejsce…
Tak, nie dało się wygrać z Evą Lechner, chociaż bardzo chciałam. Dziewczyny z Colnago jechały we dwie i łatwiej im było kontrolować wyścig. Szkoda, że Majka miała defekt i odpadła z czołówki, bo od tego momentu walczyłam z nimi sama. Faktycznie, chciałam tutaj wygrać, ale czasami tak jest, że się nie udaje. Będę miała jeszcze czas zrewanżować się Evie w tym sezonie.
W piątek również nie włączyłaś się w walkę w eliminatorze, chociaż to akurat chyba nie jest Twoja ulubiona konkurencja?
To był pierwszy eliminator w tym sezonie i jeden z niewielu w życiu, które pojechałam. Nie jeżdżę tego typu wyścigów, koncentruję się na XC. Ale była dobra zabawa, fajna trasa, piękne miasto.
Przed sezonem zakładałaś, że będziesz w dziesiątce Pucharu Świata, tymczasem jesteś na czele listy pucharowej, co jest Twoim życiowym osiągnięciem. Spodziewałaś się takiego obrotu sprawy?
Przecież nie mogę narzekać (śmiech). Cykl Pucharu Świata będzie miał jeszcze kilka zawodów, więc nie przesądzajmy, jak to się skończy. Ale faktycznie, poprzednie sezony nie były tak spektakularne jak ten. Dlatego chciałam wrócić do Top 10 i to był mój właściwy cel. Po pierwszych wyścigach najpierw byłam pierwsza wraz z Majką, a teraz lideruję samodzielnie. Myślę również, że to kwestia wejścia w sezon innych zawodniczek i trochę inne akcenty postawione na cele. Zobaczymy na mistrzostwach świata, kto co miał w tym sezonie na myśli.
Poszukajmy teraz przyczyn tego sukcesu… Zmieniłaś trenera, zespół… Jak widać, pomogło.
Kwestia mojego nowego zespołu dość długo była dyskusyjna. Poprzedni musiał ze mnie zrezygnować. Rozmawiałam bardzo długo między innymi z Colnago, które chciało mnie zatrudnić, ale nie doszliśmy do porozumienia, jeżeli chodzi o szczegóły kontraktu. Zgłosił się do mnie menadżer Uniora i doszliśmy do porozumienia co do mojego zaangażowania w tę grupę. Wszystko odbyło się jesienią na zawodach, już po sezonie. Myślę, że lepiej być w takiej grupie, w sumie krajowej, z dobrym wsparciem, z ludźmi, którzy dobrze się rozumieją i mają do siebie szacunek.
Słyszeliśmy również o Meridzie?
Nie, nie było takich rozmów, ale mam nadzieję, że Merida zgłosi się po tym sezonie (śmiech).
Jak dajesz sobie radę w teamie zjazdowym, w którym jesteś jedyną zawodniczką XC, w dodatku najlepszą?
Tak, to prawda, Unior jest głównie nastawiony na downhill. Ale już w ubiegłym sezonie została podjęta decyzja o rozszerzeniu zespołu o zawodników cross country. Faktycznie, moi koledzy są dość szaleni, i jak w każdym zespole tego typu czasami panuje trochę szalona atmosfera. Widać to, zwłaszcza kiedy wspólnie startujemy, jesteśmy razem. Ale przez większą część sezonu mój kalendarz jest odrębny i wtedy czuje się niesamowity profesjonalizm tego teamu. Mam do dyspozycji mechanika, masażystę, menadżer również poświęca mi bardzo wiele czasu. Z chłopakami dogaduję się bardzo dobrze i razem sporo jeździmy. Zawdzięczam im wiele uwag i pomocy w ćwiczeniu techniki zjazdów.
Parę lat temu stwierdziłaś, że najwięcej możesz zyskać na poprawie techniki jazdy. Na Pucharach Świata widać było, że niesamowicie zjeżdżasz. To zasługa pomocy zjazdowców?
W sumie nad techniką pracuję od startów w juniorach. Dość szybko zobaczyłam, że tracę na wyścigach w miejscach, w których sprowadzam rower, i że na tym elemencie mogę zyskiwać cenne sekundy. Zjazdowcy mają lepszą koordynację, perfekcyjnie układają się w zakrętach, prowadzą rower… Kiedy z nimi zjeżdżasz, widzisz, ile jeszcze można zyskać. Na pewno takie wspólne jeżdżenie bardzo pomaga. No i chyba mniej się boją (śmiech).
Jeździsz również enduro, co może jest małą tajemnicą. Co ten rodzaj MTB wprowadza do Twojej jazdy XC?
Enduro to moja wielka pasja. Startuję nawet w zawodach, ale robię to po zakończeniu sezonu XC, kiedy nie ma presji i mogę jechać na kompletnym luzie. Jeżdżę też enduro dla przyjemności, po prostu lubię to robić. Różnica jest spora, bo rower ma pełną amortyzację i inną geometrię, więc inaczej się układa niż rower do XC. Inna jest też technika, więc nie przekłada się to w prosty sposób na jazdę na zawodach. Ale enduro daje mi pewność siebie, a także opanowanie i elementy dynamicznego prowadzenia roweru. Wiesz, zjeżdżam wtedy po trudniejszym terenie, więc potem na zawodach jestem pewniejsza i chyba również szybsza.
Widać to było na odcinkach singlowych…
Tak, tam chyba taka wypracowana technika najlepiej się sprawdza. Dobrze być szybszym na zjazdach…
Ale podczas startu w mistrzostwach Europy miałaś chyba pewne obawy na sekcji northshore?
Miałam. Ten element robił wrażenie na wszystkich zawodniczkach i myślę, że na zawodnikach również. Na pierwszym okrążeniu wybrałam objazd, bo było faktycznie ciężko do tego podejść. Potem stwierdziłam, że przecież jeżdżę cięższe odcinki i wjechałam na przeszkody. Wtedy reszta dziewczyn pojechała za mną. Ale niektórzy faceci objeżdżali do końca (śmiech).
Podczas wyścigów atakujesz mniej więcej w połowie dystansu i z bardzo dużą mocą. Jak wybierasz moment ataku?
Faktycznie, wychodzi na to, że atakuję w połowie zawodów. Chyba że muszę się przebijać do przodu. Dla mnie ważna jest taktyka na zawodach. Myślę, że to równie ważne jak szybkość i technika jazdy. Staram się wybierać taki moment, kiedy wiem, że moje rywalki nie odpowiedzą. No i siła tego ataku musi być taka, żeby nikt nie poprawił. Czasami żartuję, że jak już jadę, to nikt nie ma prawa wejść na koło i zabrać się ze mną. Tak staram się zawsze atakować i przynosi to efekty. No i lubię być szybka (śmiech).
Wiemy, że pochodzisz z małej miejscowości, ale Twoje sportowe początki są dla nas tajemnicą.
Zaczęłam od biegów na orientację, u was też jest taka dyscyplina? Tak? Biega się z mapą po okolicy (śmiech). I chyba dobrze mi szło, bo zawsze byłam uparta i chętnie trenowałam. Ale dość szybko trenerzy powiedzieli mi, że bardziej będę nadawała się do rowerów górskich. Dlatego przeszłam do MTB, co było dobrym rozwiązaniem, zwłaszcza że wokół mojej miejscowości teren jest pofałdowany i rower górski tam pasuje.
Ponoć Twoi rodzice mają gospodarstwo rolne, w którym pomagasz?
Tak (śmiech), widzę, że menadżer sporo o mnie opowiada. Faktycznie, jak jestem w domu, nie jest to często, pomagam rodzicom. W przeszłości było to źródłem niezłych kłopotów, bo wsadziłam rękę do sieczkarni (Tania opisuje maszynę, która sieka, więc chyba chodzi o sieczkarnię…).
Czekaj, po co wsadzałaś tam ręce?
Zacięło się podawane zboże, dlatego chciałam wyciągnąć je i maszyna odcięła mi prawie całkiem dwa palce, mały i serdeczny, które trzymały się na skórce. Teraz tego nie widać (Tania pokazuje dłoń ze sztywnymi palcami), ale myślałam, że już po nich. Wieźli mnie helikopterem do szpitala i tam palce przyszyto. Myślałam, że to koniec mojej przygody z rowerami, bo nie wiedziałam, jak to się zagoi, a trudno się ścigać z takim urazem dłoni. Lekarze jednak bardzo się postarali. Nie miałam w nich czucia przez parę miesięcy, ale teraz jest lepiej.
Byłaś objęta szkoleniem UCI dla młodych zawodników. Na czym polegał ten program?
Spędziłam trzy tygodnie w Szwajcarii, gdzie trenowaliśmy w bardzo urozmaicony sposób. Jeździłam między innymi na torze. Mieliśmy sporo zajęć na szosie. Było to bardzo dobre szkolenie, które młodym zawodnikom pomaga ułożyć kwestie treningowe.
I jak Ci się podobała szosa i tor?
Na torze byłam pierwszy raz w życiu i jak na razie ostatni. Nie sądzę, żebym się w tym widziała, dla mnie ważne jest kolarstwo górskie, jeżdżenie w kółko wydało mi się mało ekscytujące. Szosa natomiast to również część moich treningów. Nie wiem, może kiedyś będę się ścigać na szosie.
Ten sezon to dla Ciebie powrót na czołowe lokaty, na miejsce, które już wcześniej zajmowałaś, i w juniorach, i w U 23. Ponoć Twoja popularność jest bardzo duża i w Ljubljanie Twoje starty transmitowane są na telebimach?
Nie wiem, czy moja popularność jest oszałamiająca. W Słowenii jest bardzo dużo sportowców, a MTB nie jest jakoś superpopularne. Wy na pewno znacie naszych skoczków czy Tine Maze, która wygrała Puchar Świata. Dla ludzi ważny jest futbol i koszykówka. I to są chyba główne sporty. Na rowerach górskich wiele osób jeździ dla przyjemności i amatorsko. Moje sukcesy z młodości nie odbiły się jakimś większym echem. Ale teraz faktycznie Unior zadał o to, żeby było o mnie głośno. To część pracy sportowca. To dzięki sponsorom postawiono w stolicy telebim i to prawda, że przyszło sporo ludzi, aby mnie oglądać. To bardzo miłe, kiedy słyszysz, że jest taka transmisja. Tak samo jak widzisz kibiców z flagami na trasie. Myślę, że ostatnio jest ich więcej (śmiech). Dopowiem jeszcze jedno – Tina Maze wygrywała w zimie i strasznie mnie to motywowało do treningów. Też chciałam wygrywać.
Na koniec pytanie o niedaleką przyszłość. Przed Tobą konfrontacja na mistrzostwach świata i ciekawi nas, jakie masz odczucia przed tą imprezą?
Hm… będzie to pewnie trudny wyścig. To bardzo daleko, inny klimat, inne ściganie. Trasa jest bardzo wymagająca, a słyszałam, że ma być jeszcze modyfikowana na same mistrzostwa. Na pewno będę chciała tam wygrać, ale wiem, że takich pretendentek do tytułu będzie sporo. Nabrałam sporo pewności siebie, jestem bardzo blisko czołówki… Tak, chciałabym tam wygrać.