Mistrzostwo a la Italia

Między Mediolanem a Weroną są jeszcze małe manufaktury, w których celebruje się tradycyjne wytwarzanie ram rowerowych. Najczęściej stalowych, tak indywidualnych, jak ich twórcy. Przyszedł czas na Takaaki Sano. Gdy w dalekiej Japonii marzył o zostaniu wytwórcą ram, we Włoszech, kraju jego marzeń, nastał złoty okres na praktykowanie tej właśnie sztuki. Sano, muzyk grający na kontrabasie, kochał tak samo opery Rossiniego jak szczegółowo dopracowane stalowe ramy z filigranowymi złączkami i szlachetnymi dekoracjami z chromu Fagliero Masi czy Sante Pogliaghi, których stawiał sobie za wzór. Kompozycja utworu muzycznego i budowa ram rowerów wyścigowych oznaczały dla Japończyka to samo – mistrzowską sztukę. Długie dekady właśnie włoscy mistrzowie pokazywali rowerowemu światu, jak buduje się nowoczesne ramy stalowe. Gdy jednak Sano przed ponad dziesięciu laty wyruszył do Italii, branża ta tkwiła właśnie w kryzysie. Rynek zaczęły podbijać duże objętościowo rury aluminiowe – lżejsze i stabilniejsze podczas jazdy niż ramy stalowe ze starej włoskiej szkoły. Wytwórcy zza oceanu, bez tradycji rowerowych, lecz otwarci na innowacje, przejęli technologiczne prowadzenie. Wiele renomowanych włoskich manufaktur zignorowało ten rozwój – niejednokrotnie z odrobiną arogancji – i włoscy wytwórcy patrzyli, jak ich rynki zbytu rozpadają się. Sano zjawił się w samą porę. Po rocznej nauce u renomowanego wytwórcy w 1994 r. przeniósł się do Francesco Muraca z Masate, malutkiej wioski między Mediolanem a Bergano. Muraca, jako jeden z pierwszych wytwórców ram we Włoszech, już w latach 80. pracował za pomocą tzw. techniki spawania WIG. Do tego czasu ramy wyścigowe ze stali lutowało się zazwyczaj w złączkach, co mocno ograniczało twórców przy wyborze rur i geometrii. Spawanie WIG dało nowe możliwości: rury ze stali lub aluminium mogły być spawane ze sobą bezpośrednio, kąty i średnice rur mogły być dowolnie dobierane.

East meets West

Dalekowzroczność Muraca sprawiła, że w połowie lat 90. stał się wziętym spawaczem. Większość najpopularniejszych marek wykańczała u niego swoje ramy (powszechnie stosowana praktyka we włoskiej branży rowerowej, o której wszakże niechętnie się mówi). Muraca przyuczał młodego Japończyka i wkrótce był pod tak wielkim wrażeniem jego perfekcyjnych spawów, że w 1995 zaproponował mu, aby ten został jego partnerem w interesach. Muraca i Sano wytwarzają obecnie około 1500 wysokogatunkowych ram stalowych i aluminiowych rocznie, z czego 5% pod własną marką „Muraca”, resztę zaś dla innych. Zdolność produkcyjna siedmioosobowego przedsiębiorstwa z własną lakiernią jest jednak dwukrotnie wyższa – fakt, który przysparza Murace zmartwień. Powód tak niewielkiego popytu szef zna bardzo dobrze. „Wielu klientów, którzy zamawiali niegdyś u nas ramy, woli dziś wersje karbonowe. Czy tego chcemy, czy nie, musimy zająć się karbonem”. Tymczasowy wynik takiego rozumowania stoi w warsztacie: kilka prototypów ram karbonowych, na których Muraca i Sano ćwiczą, gromadząc doświadczenia z nowym materiałem. Kiedy pojawią się karbonowe ramy Muraca, nie ustalono. Prototypy nie odpowiadają jeszcze ich wymaganiom. Pociecha przyszła z ojczystego kraju Sany, Japonii. Tam popyt na włoskie, ręcznie robione ramy do rowerów wyścigowych jest obecnie tak wysoki, że Muraca i Sano mogli sprzedać w ubiegłym roku w Japonii 400 sztuk. Zaledwie 30 km od zakładu Muraco i Sany znajduje się warsztat jednego z największych mistrzów wytwarzania ram, którego Takaaki Sano czcił już jako młodzieniec w Japonii. Pod ostrym wirażem Velodromu Vigorelli na północy Mediolanu schylają się trzy leżące jeden obok drugiego pomieszczenia wielkości garażu – łącznie jakieś 60 m2. Na drzwiach nazwisko, które dla wielu entuzjastów kolarstwa na całym świecie ma szczególne brzmienie – Masi. Zmarły przed trzema laty Fagliero Masi, któremu zakład zawdzięcza nazwę, w 1949 otworzył pod najszybszym wówczas torem wyścigów rowerowych na świecie swoje studio wytwarzania ram. Jak żaden inny twórca ram lat 50. i 60. zdołał wyprowadzić z masy ciała i faworyzowanej pozycji pasującą geometrię ramy. Liczne zdjęcia na ścianach, z podziękowaniami od tuzinów sław kolarstwa, pokazują, jak wielkim szacunkiem cieszył się maestro w kręgach branżowych. Jeszcze dziś w rogu warsztatu wiszą trzy wzorce z geometrią największego z włoskich mistrzów: Fausto Coppi.

Nowoczesna klasyka

Dziś firma prowadzona jest przez syna Fagliero – Alberto, również budowniczego ram. Alberto Masi przejął warsztat już w 1972, gdy jego ojciec chętniej tworzył ramy w słonecznej Kalifornii niż w ciągłym smogu lombardzkiej metropolii. W 1983 Masi junior stworzył model „Volumerica”, pierwszą włoską ramę stalową, w której średnice rur były większe niż powszechnie przyjęte wówczas rury Columbus czy Reynolds. Mimo że „Volumerica” jest dziś uznawana za nowoczesną klasykę, sława marki spada na Masi seniora. Alberto wie o tym i najchętniej zaprzestałby modernizować pomieszczenia pod torem Vigorelli, jednak zdaje sobie sprawę, jak ważna jest autentyczność warsztatu i otoczenia dla wielu miłośników Masi. Większość dzisiejszych rowerów, które noszą podpis „Masi”, ma zgodne z duchem czasu spawane ramy ze stali lub aluminium, szlachetnie obrobione i polakierowane, jednak nie wyprodukowane przez Masi. Z rzadka sam szef sięga po palnik lutowniczy. Możliwe jednak, że w przyszłości będzie się to zdarzać częściej… Niedawno zespawał stalową ramę z klasycznymi złączkami i polakierował ją na wzór ram zawodowego teamu „Faema” z lat 60. Możliwe, że trafi tym samym idealnie w gust fanów w USA i Japonii, gdzie ramy w stylu retro są teraz bardzo modne. Dla najlepszych spośród włoskich wytwórców rama roweru wyścigowego była zawsze czymś więcej niż tylko podstawą roweru, raczej stworzonym z pasji arcydziełem (tak się to przynajmniej chętnie przedstawia). I potwierdza się to u Ezio Grandisa, twórcy ram z Werony. Żylasty 53-latek bez odpoczynku potrafi filozofować pół godziny na temat wytwarzaniu ram na miarę. Podczas rozmowy o karbonowych widelcach, o których nie potrafi wiele powiedzieć, a które są tymczasem w 95% wszystkich rowerów wyścigowych, Grandis zaczyna się burzyć. Oddać część produkcji poza własny warsztat, jak w przypadku Masi, byłoby dla niego dopuszczeniem się zdrady honoru rodziny. Razem z bratem Mario prowadzi on przedsiębiorstwo, które jest typowe dla włoskiej gospodarki. Ośmiu na dziesięciu pracowników tej założonej w 1965 r. firmy nosi nazwisko Grandis. Żona Ezio pracuje w firmowym sklepie, synowie i córki rodzeństwa tworzą personel. Specjalnością Grandisa są perfekcyjnie obrobione, wytwarzane na miarę ramy stalowe, które tworzą pomost między klasycznym designem i nowoczesną techniką. Jako najlepszy przykład szef dumnie prezentuje model ramy „Overmax”, której rury na większości łączeń są spawane,ale środek suportu osadzony jest na specjalnie wytworzonej, powiększonej mufie suportowej. Na mufie, zgodnie ze starą, włoską szkołą wygrawerowana jest nazwa marki. Jednak Grandis potrafi również inaczej – wytwarza ramy aluminiowe na życzenie, z doklejonym karbonowym tyłem. Jego credo to – „Trzeba być na czasie, nie wolno jednak zapominać, skąd się pochodzi”. Podobnie jak jego koledze, zmartwień przysparza Enzio Grandisowi moda na ramy karbonowe. Aby być zabezpieczonym na przyszłość, od pewnego czasu znów pobiera nauki. Studiuje w instytucie nauk o tworzywach obchodzenie się z włóknami węglowymi. Zbudował już kilka prototypów karbonowych, jednak ruszyć naprawdę z ramami z materiałów high-tech Grandis chce dopiero wówczas, gdy jego syn ukończy studia inżynieryjne i będzie go mógł wspierać.

Podróż w czasie

Aktualny rozwój w budowie ram nigdy nie interesował Carlo Malagniniego. Jego światem są ramy stalowe, najchętniej z mufami, okazyjnie również lutowane metodą filled-brazed. Przypadkowi przechodnie, rzucając okiem na sklep rowerowy w Erbe na południe od Werony, rzadko zdają sobie sprawę, jak bardzo zaczarowane królestwo ukrywa się w leżącym za nim warsztacie. Wszystko, co widać z zewnątrz, to kilka używanych rowerów wyścigowych i parę tanich rowerów miejskich. Jednak ten, kto wejdzie do 200-metrowego pomieszczenia za sklepem, zanurzy się w świecie małych manufaktur rowerowych, które pewnie nie wyglądały inaczej na początku zeszłego stulecia. Zbieranina metalowych części i resztek rur blokuje stoły robocze. W otwartych skrzyniach przechowywane są złączki, stalowe rury i odpady. Frezarka do przycinania rur mogłaby stać w muzeum przemysłu, pod stropem wisi przynajmniej ze sto niepolakierowanych, pokrytych rdzą stalowych ram, niektóre z nich mają ze 30 lat. Carlo Malagnini nauczył się ręcznego wytwarzania ram od swego ojca Vittorio, który z kolei przejął po II wojnie światowej założony w 1907 warsztat swego wuja. „Cicli Malagnini” miał niegdyś w okolicy Werony dobrą sławę. W tłustszych latach ta mała manufaktura sprzedawała do 150 ram, przeważnie kolarzom-amatorom z regionu. Jednak zapotrzebowanie z biegiem lat zaczęło maleć. Dziś Carlo lutuje 70 do 80 stalowych ram rocznie. To mu wystarcza: „Tak długo, jak są ludzie, którzy tęsknią za tradycyjnymi stalowymi ramami, mam środki utrzymania”. Tych jednak jest ciągle mniej i dlatego ten 47-latek jest czasem zmuszony przyjmować inne zlecenia, jak na przykład naprawienie rolnikowi z sąsiedztwa pługu. Podczas pracy w warsztacie Malagnini marzy często o założeniu muzeum rowerów. Materiału do tego celu ma bez liku: rowery ze wszystkich epok, pełne skrzynki historycznych części. Nigdy niczego nie wyrzucił. Kiedyś – ma nadzieję – znajdzie czas, aby posortować swoje zbiory. Kiedyś, może… Między warsztatami Carlo Malagniniego i Sergio Finazzi, w pobliżu Bergamo, geograficznie jest odległość ok. 100 km. Z technicznego punktu widzenia obie firmy dzieli przynajmniej 100 lat. Odwiedzający słyszy ogłuszający hałas przy wejściu do zakładu w San Paolo D’Argon, gdy wielka na 6×4 m maszyna do cięcia wodnego tnie części podwozia dla samolotów pod ciśnieniem 3,800 barów. Precyzyjna robota z dokładnością do setnych milimetra. Finazzi, pan piekielnych maszyn, jest specjalistą od obróbki tytanu i techniki cięcia wodnego i pracuje dla wszystkich możliwych zleceniodawców. Ramy rowerowe z tytanu były wprawdzie przed 12 laty punktem wyjściowym jego kariery fabrykanta, dziś jednak przynoszą zaledwie 10% obrotu firmy „Nevi – Construzioni in Titanio”. 39-letni były zawodowy kolarz, który jeździł między innymi w teamie „Chateau d’Ax”, spawa ramy tuż przy maszynie do cięcia wodnego, w zbudowanej przez siebie komorze argonowej, która przypomina klosz do nurkowania i mieści dziewięć ram. Niemal wszystkie ramy Nevi są wytwarzane na miarę, większość z wysokogatunkowego tytanu 6AL4V. „Tytan jest dla mnie materiałem na ramy numer jeden. Jeśli chodzi o jego właściwości mechaniczne, jest niedościgniony. Rama tytanowa jest na całe wieki” – tłumaczy fascynację materiałem. Konsekwencją tego jest, że każda ze 150 ram, które opuszczają w ciągu roku jego fabrykę, ma dożywotnią gwarancję. Podczas gdy wielu producentom ram starcza na tyle, aby przeżyć, jeden z nich nie może się opędzić od dobrze płacących klientów. Dario Pegoretti z Caldonazzo, nad Trento w Dolomitach, stał się obecnie kimś w rodzaju gwiazdy wśród włoskich producentów ram. Przede wszystkim Amerykanie i Japończycy szaleją na punkcie jego stalowych ram. Większość rocznej produkcji, wynoszącej 350 sztuk, wędruje do tych dwóch krajów. Kult Pegorettiego ma wiele przyczyn. Jedną z nich jest jego osoba. Ten 47-latek uchodzi w większym stopniu za artystę niż za rzemieślnika. Swoje rowery prezentuje w ramach wernisaży. Niezwykłe, samodzielnie zaprojektowane lakierowanie określa jako „art paintjobs”. Nazwy typów ram zapożycza zazwyczaj z muzyki jazzowej, której słucha na pełny regulator podczas pracy. Kolejna z przyczyn jego popularności? Pegoretti ręcznie buduje godne zaufania ramy. Zawodu nauczył się w latach 70. od swego teścia Gino Milani, znanego twórcy ram z Werony. Pod koniec lat 80. odkrył spaw WIG i stał się – podobnie jak Francesco Muraca – samodzielny. Publiczną tajemnicą jest fakt, że na początku lat 90. pewien wielki mistrz jeździł na jego ramach, które nosiły oczywiście nalepki z nazwami innych marek – plotki, które pracują dziś na Dario Pegorettiego. Najważniejsza przyczyna sukcesu Pegorettiego jest jednak inna. W 1997 poznał Giorgio Andretta, jednego z największych importerów europejskich marek rowerowych w USA. Ten nawiązał kontakt z odpowiednimi mediami, wprowadził Pegorettiego na targi i do ważnych sklepów rowerowych w Stanach. Nazywa się to marketingiem – pojęcie, które dla włoskich twórców ram było długo słowem obcym. Pegoretti przyznaje, że wielu nabywców rowerów wyścigowych nie chce dziś jakiegoś roweru, lecz taki, który ma indywidualną nutę. Argumenty techniczne schodzą niekiedy na drugi plan. Ważniejsze jest to, że rower i marka mają historię. A historii włoscy budowniczowie ram mają do opowiedzenia kilka.


Części dla miłośników

Radość płynąca z obcowania ze sztuką tradycyjnego rzemiosła, skłonność do nostalgii, pragnienie, by posiadać coś unikatowego. Aby dokonać zakupu u włoskiego wytwórcy ram, można mieć i inne powody, choćby takie, jak możliwie najniższa waga i optyka High-Tech. Odwiedziny (np. w trakcie urlopu we Włoszech) opłacą się w przypadku każdego z sześciu wytwórców. Niewykluczone będą spontaniczne zamówienia. Dla wszystkich, którzy są zainteresowani, mała galeria ram i adresów. Grandis „Overmax”, tak nazywają się najlepsze ramy specjalisty od stalowych ram z Werony. Kapitalne spawane spoiny, perfekcyjne lakierowanie, oryginalne szczegóły, takie jak plakietka na rurze sterowej z prawdziwego srebra. Ceny od 600 do 2200 euro. Grandis, Viale Venezia 79, 37131 Verona Tel. 0039 / 045 / 52 51 45, www.cicligrandis.com Malagnini Jeśli chcesz, u Carlo Malagniniego dostaniesz ramy z rur Columbus SL, zestawu rur z lat 70. Są tu również ramy z rur zgodnych z duchem czasu. Warunek: stal lutowana. Ceny: kwestia negocjacji. Cicli Malagnini, Via 25 Aprile, 37060 ErbŽ (VR) Faks 0039 / 045 / 668 31 68, e-mail: > Masi Najnowszy projekt z Mediolanu to stalowa rama z lakierowaniem drużyny Faema z lat 60., łączenia klasyczne za pomocą muf, prosta główka widelca i napis Faema na górnej rurze. Takim właśnie jeździł Eddy Merckx przed 35 laty. Cena za replikę: 1350 euro. Masi, Velodromo Vigorelli, Via Arona 19, 20149 Milano Tel. 0039 / 02 / 33 10 16 47, www.albertomasi.it Muraca&Sano Subtelny design, perfekcja w szczegółach, to cechuje ramy włosko-japońskiej kooperacji. Kto przywiązuje wagę do understatementu, dobrze trafił. Lista marek, które zaopatruje Muraca&Sano jest imponująca, pozostaje jednak tajemnicą firmy. Ceny: od 600 do 1500 euro. Muraca&Sano, Via Confalonieri 21, 20060 Masate (MI) Tel. 0039 / 029 / 576 21 01, e-mail: > Nevi Ramy tytanowe na miarę? U Sergio Finazziego nie ma z tym problemu. Ten mieszkaniec Bergamo samodzielnie wykańcza zarówno haki, jak i niektóre rury. Obróbka jest tu na wysokim poziomie. Ceny ram: od 1300 euro. Nevi, Via Bergamo 28, 24060 San Paolo d’Argon (BG) Tel. 0039 / 035 / 44 27 012, www.nevi.it Pegoretti Stalowe ramy „Marcelo” (1450 euro łącznie z karbonowym widelcem) są bestsellerem tego producenta. Pegoretti rezygnuje z detali, wzbudza zaufanie perfekcyjną sztuką spawania i oryginalnymi lakierowaniami. Pegoretti, Via Brenta 46, 38052 Caldonazzo Tel. 0039 / 04 61 / 71 81 63, www.pegoretticicli.com

top 3

Czytaj więcej

Jeździj jak zawodowcy i zabezpiecz swój telefon na rowerze – uchwyt do telefonu na rower marki RokForm

Czytaj więcej

Filmy

Wybór redakcji

Czytaj więcej

Jeździj jak zawodowcy i zabezpiecz swój telefon na rowerze – uchwyt do telefonu na rower marki RokForm

Czytaj więcej
comments powered by Disqus

Informuj mnie o nowych artykułach