Nie taki diabeł straszny
Franciszek K. kilka dni temu stał się szczęśliwym posiadaczem roweru. „Rok na niego składałem” – mówi z dumą. Nie może doczekać się soboty, kiedy wypróbuje swój nowy pojazd podczas wycieczki za miasto. „Szkoda, że do weekendu jeszcze tyle dni” – wzdycha, czule głaszcząc ramę.
Sąsiad Franciszka, zapalony cyklista, codziennie dojeżdżający do pracy rowerem, dziwi się, że Franciszek woli do szewca na drugim końcu miasta jechać samochodem. „Będziesz stał w korkach i godzinę szukał miejsca do zaparkowania” – przekonuje. „Po co kupiłeś rower, skoro nie chcesz na nim jeździć”? Drogowcy nie budują, bo rowerzyści nie jeżdżą Franciszkowi strach w oczy zagląda. Już w wyobraźni widzi siebie, malutkiego, wśród dyszących w skwarze, pędzących przez miasto tirów, mercedesów i maluchów. Ryk klaksonów świdruje w uszach. „Boję się jeździć po drogach, a ścieżek rowerowych nie ma” – szepce. Na przykład w Poznaniu, który liczy prawie 600 tysięcy mieszkańców, są tylko 33 kilometry dróg rowerowych. O każdy kilometr nowych ścieżek toczy się w polskich miastach zaciekły bój między drogowcami a działaczami organizacji rowerowych. Ciąg dalszy w numerze 4(5)/2003