Perfekcjonista Andrzej Piątek
Stoi za sukcesami polskich zawodniczek MTB. Gdyby nie on i pomysł na zawodową grupę MTB, prawdopodobnie nie byłoby zeszłorocznych i tegorocznych medali Mistrzostw Świata i Europy. Pionier zawodowego kolarstwa w Polsce. Za nim i jego osiągnięciami przemawiają sukcesy. Stał się „guru” młodzieży jeżdżącej na „dwóch kółkach”, wychował mistrzów Polski, medalistów Mistrzostw Europy i mistrzów świata. Chociaż zawsze stoi nieco w cieniu, patrzy daleko naprzód. Co widzi? Jak wypatruje swoich mistrzów?
Nie udało się zdobyć medalu podczas Igrzysk Olimpijskich… Niestety, nie udało się. Przesuwa to o kolejne cztery lata moje plany i zamierzenia. Realizacja ich będzie musiała poczekać. W takim razie co Pan zamierzał? Myślałem, że jak zdobędziemy medal, zajmę się szkoleniem bardziej jako koordynator. Dzięki temu miałbym również więcej czasu na życie osobiste, czasu dla mojej pięcioletniej córki i żony. Teraz trzeba zacząć od początku przygotowania do kolejnych Igrzysk. Co trzeba zrobić, żeby w Pekinie polskie kolarstwo odniosło sukces? Nie mnie o tym mówić. Odpowiadam w PZKol za kadrę MTB, nie za całe polskie kolarstwo. Ale gdyby ktoś poprosił Pana o radę? W każdej specjalności kolarskiej należy już teraz wyselekcjonować szeroką grupę zawodników, którzy potencjalnie mogą być reprezentantami na Igrzyska Olimpijskie w Pekinie. Każdy z trenerów prowadzących grupy centralnego szkolenia doskonale zna parametry psychofizyczne swoich zawodników, jak również ich dotychczasowe wyniki. Na podstawie kryteriów można wskazać tych, którzy będą mieli szanse walczyć o medale, bądź w najgorszym wypadku miejsca punktowane. Kolejnym etapem musi być stworzenie dobrze przemyślanego, czteroletniego programu szkoleniowego, uwzględniającego oczywiście cel główny, cele pośrednie (Mistrzostwa Europy i Mistrzostwa Świata), starty kontrolne. Rotacja zawodników w kadrze powinna być w miarę możliwości jak najmniejsza. Każdą grupę musi prowadzić dobry szkoleniowiec, któremu będzie pomagał zespół naukowo-medyczny (lekarz, fizjolog, psycholog). Trener z mechanikiem i masażystą mają nikłe szanse na zdobycie olimpijskiego medalu! Są jakieś większe różnice między szosą a „góralami”? Na szosie niewątpliwie należy powołać kadrę do lat 23. Prawidłowo szkolimy juniorów w trzech szkołach mistrzostwa sportowego. Najlepsi z tych szkół powinni trafiać do kadry młodzieżowej i w niej być prowadzeni przez kolejne 4 lata. Dopiero wtedy na dobrą sprawę mogliby podpisywać profesjonalne kontrakty. Zawodnicy 19- czy 20-letni trafiający do grup zawodowych są pozostawiani samym sobie. Nikt nie zajmuje się ich trenowaniem. Najczęściej patrzą się na swoich starszych kolegów i trenują tak jak oni. Te same objętości, te same intensywności. Tymczasem przeważnie jest to dla nich i za dużo, i za szybko. Stąd już po okresie przygotowawczym są zmęczeni i przeważnie do końca sezonu nie odzyskują świeżości. Albo za dużo startują, albo, jeśli dyrektorzy nie zabierają ich na wyścigi, trenują więcej, bo uważają, że są niedotrenowani. Nie ma nic gorszego dla zawodnika jak przetrenowanie. Kadra do lat 23 powinna być uniwersytetem, który będzie przygotowywał do przejścia na zawodowstwo. Po takim szkoleniu zawodnik powinien znać własny organizm, wiedzieć, jakie treningi są dla niego najodpowiedniejsze, jak należy budować makrocykl roczny, jaką prowadzić politykę startową, jak się prawidłowo odżywiać, czy i w jaki sposób korzystać z odnowy biologicznej. Tak, tylko że Pański pomysł wiąże się z wysokimi kosztami… Jeśli stworzenie kadry będzie niemożliwe, uważam, że szkolenie najzdolniejszych młodzieżowców należy oprzeć na jednym z klubów lub krajowej grupie zawodowej, gdzie jest dobry trener (nie dyrektor sportowy) i sztab naukowo-medyczny z prawdziwego zdarzenia. Jeśli tego nie zrobimy, w dalszym ciągu najlepsi będą zawodnicy z dawnej szkoły PZKol-owskiej trenera Skarula (Piątek, Baranowski, Brożyna czy Romanik). A że oni mają już blisko 40 lat i wkrótce zakończą karierę, może się okazać, iż na kolejnego „Sprucha” będziemy czekać ładnych kilka, jak nie kilkanaście lat. Rodzynki typu Rutkiewicz czy Huzarski to za mało, aby myśleć o medalu w Pekinie. Tor podobno staje się obecnie naszą specjalnością, też Pan tak sądzi? Na torze w konkurencjach sprinterskich sytuacja wygląda dużo lepiej. Jest kilkunastu młodych zawodników, którzy zdobyli już medale na ME bądź MŚ w kategorii junior czy do lat 23. Część z nich startowała w Atenach. Zdecydowana większość to uczniowie Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Żyrardowie. Kadra juniorów jest oparta na tej szkole. Najlepsi zawodnicy trafiają do kadry seniorów prowadzonej przez Aleksandra Tołomanowa. Tu jest zachowany ciąg szkolenia. Problem jest natomiast ze średnim dystansem na torze. Uważam, że aby stworzyć drużynę, która zakwalifikuje się do IO, a następnie będzie tam walczyć o wysokie miejsca, należy podobnie jak na szosie wyselekcjonować zawodników, którzy mają odpowiednie predyspozycje do konkurencji średniodystansowych. Stworzenie kadry zawodniczej wraz z wysoko wykwalifikowaną kadrą szkoleniową jest nieodzowne. Alternatywnym rozwiązaniem jest, podobnie jak na szosie, bazowanie na klubach bądź na jednej z grup zawodowych, pod warunkiem, że jest w niej dobra kadra szkoleniowa. Polskiego MTB stan na dziś? Wydaje się, że w kolarstwie górskim jest dobra sytuacja. Mamy trzy zawodniczki (Włoszczowska, Szafraniec, Sadłecka), które są w czołówce światowej, i dwóch zawodników (Galiński, Karczyński), którzy od czasu do czasu nawiązują walkę ze światową elitą. W zasadzie głównie ten pierwszy, Karczyński, na razie dużo lepiej spisuje się w wyścigach drużynowych niż indywidualnych. Za nimi jest duża przerwa i dopiero grupa kilkorga młodych zdolnych zawodników, m.in. Ola Dawidowicz, Magda i Marlena Pyrgiesówny, Paweł Szpila, Dariusz Batek czy Kryspin Pyrgies. Jeśli tym zawodnikom zapewnimy szkolenie, jakie przez ostatnie cztery lata miały nasze olimpijki z Aten, jest szansa, że w 2007 (kwalifikacje olimpijskie) będziemy mieli 6 zawodniczek na podobnym, światowym poziomie. Z chłopakami trzeba będzie trochę dłużej popracować. Sądzę, że potrzeba 4 do 6 lat, aby osiągnęli poziom światowy. Moja grupa w dalszym ciągu będzie istnieć. Będzie kadra PZKol. Dlatego o MTB jestem spokojny. Należy jednak pamiętać, że cztery lata to dużo czasu i wszystko może się zdarzyć. Do realizacji programu potrzebne są pieniądze. Dziś są, jutro może ich nie być. A tu do programu Igrzysk Olimpijskich w Pekinie wprowadzono jeszcze BMX-y… Założył pan grupę, dla której celem były Ateny. Mówi się, że znalazł Pan sobie ciepłe gniazdko. Jeśli już gniazdko, to stworzyłem je sobie sam. Dwa lata intensywnych poszukiwań sponsorów, setki rozesłanych ofert i rozmów z firmami. To naprawdę nie przyszło łatwo i nie robiłem tego w przeświadczeniu osiągnięcia własnych korzyści, ale przede wszystkim, aby najlepsi polscy zawodnicy mieli optymalne warunki szkoleniowe i mogli spokojnie przygotowywać się do Igrzysk Olimpijskich w Atenach. Grupa powstała i działa, sponsorzy są zadowoleni, a nasze zawodniczki osiągają sukcesy. Tymczasem krążą słuchy, że trener Piątek niszczy polskie MTB. Niszczy polskie MTB?! O takiej opinii jeszcze nie słyszałem i uważam, że ten, kto to mówi, nie wie, co mówi… Dlatego właśnie pytamy… Ponoć doszło do zawłaszczenia kadry MTB i nie ma tam miejsca dla innych zawodników… Jakiego zawłaszczenia kadry? W kadrze przez ostatnie 4 lata byli również zawodnicy z innych klubów. Problem w tym, że tak naprawdę funkcjonowała tylko kadra olimpijska, którą tworzyli: Galiński, Karczyński, Szafraniec, Włoszczowska i Sadłecka. Być może opinia taka pojawiła się, ponieważ na MŚ czy ME jechała reprezentacja złożona w większości z zawodników grupy Lotto PZU SA. Od jakiegoś czasu przyjąłem zasadę, że na te imprezy kwalifikują się mistrzowie Polski z poszczególnych kategorii wiekowych, jak również inni zawodnicy, którzy mają realne szanse na zajęcie wysokiego miejsca. Praktycznie na imprezy te nie jedzie nikt, kto nie jest medalistą Mistrzostw Polski i nie jest w trójce klasyfikacji generalnej Skoda Auto Grand Prix. Ale z punktu widzenia zawodników lepiej być chyba w grupie Lotto PZU SA, niż w kadrze, tzn. dla mnie grupa Lotto PZU SA byłaby celem, a nie kadra Polski. Grupa z założenia jest czymś elitarnym, czymś dla najlepszych. To grupa zawodowa, od niej zależy, na co zostaną wydane pieniądze. Moi krytycy powinni natomiast pamiętać, że jako dyrektor sportowy grupy nie muszę wcale mieć w niej juniorów. Sponsorzy dają pieniądze i ma być o nich głośno. A głośno jest wtedy, gdy wygrywają seniorzy. Bo o seniorach się mówi i pisze. Juniorzy czy młodzieżowcy sponsorom nie przeszkadzają, ale nie zależy im na nich. To, że w grupie są zawodnicy z tych kategorii wiekowych i że jeżdżą z nami na zawody, to moja wizja rozwoju tej specjalności kolarskiej, bo dzięki temu mogłem m.in. zbudować dobrą drużynę, zdobyć z nią dla naszego kraju tytuł mistrzów świata w roku 2003 i brązowy medal w 2004. Znacie jeszcze jakieś inne, ciekawe opinie na mój temat? Znamy, np. taką, że trener Piątek nie ma ręki do mężczyzn… Gdzie to usłyszeliście? Na jednym z Grand Prix… Problem przede wszystkim polega na tym, że dziewczyny, które są w grupie, mają cechy psychofizyczne, predysponujące je do bycia najlepszymi w świecie. Oczywiście sam talent nie wystarczy, aby być w czołówce światowej. Parametry mężczyzn są nieco niższe. Marek Galiński osiągnął więcej, niż mógł. Doszedł do tego niesamowicie ciężką pracą i konsekwencją. Przez wiele lat szkolenia w kadrze nauczył się, na czym polega kolarstwo i można było pozwolić, aby się usamodzielnił i przeszedł do grupy szosowej. Był to dla niego kolejny etap, który mógł spowodować, że jeszcze trochę podniesie swój poziom sportowy. Tak też się stało. Nie mieliśmy jednak do tej pory mężczyzn na takim poziomie jak kobiety. Oczywiście, treningiem można pewne parametry poprawić, ale nie zmieni się predyspozycji organizmu. Zna Pan organizmy swoich zawodników bardzo dokładnie… To fakt. Inaczej być nie może, ponieważ pracujemy ze sobą już kilka lat. Wiem, na jakim poziomie jest ich aktualna forma, co powinni robić teraz i co będą robić za kilka dni. Mam rozpisany cały rok, dzień po dniu. Teraz mam gotowy program przygotowań olimpijskich aż do Pekinu. Mówię oczywiście o programie startów, zgrupowań i konsultacji. Szczegółowy program treningowy rozpisuję nie dłużej niż na miesiąc. Po tym okresie, na podstawie m.in. badań wydolnościowych, oceniam dyspozycję zawodnika i dopiero wtedy robię program na następne 3 – 4 tygodnie. Cała zabawa polega na tym, że w kolarstwie nie ma gotowego przepisu na sukces. To nie jest piekarnia, nie wystarczy zmieszać składniki. To, co wypaliło w tym roku, w przyszłym może nie dać efektu. Nie ma również uniwersalnej metody. Na przykład takiej, że wystarczy przejechać 20 000 km i będzie się mistrzem. My tymczasem szukamy odpowiedzi na pytanie, co zrobić z polskim kolarstwem. Skoro nie ma uniwersalnego przepisu, co Pan proponuje? Tak, jak już wcześniej wspomniałem, niezbędne jest profesjonalne szkolenie, a do tego potrzebne są pieniądze i trenerzy, fachowcy, którym zagwarantuje się godziwe wynagrodzenie. To zacznijmy od końca, a właściwie od początku. Trenerzy kolarstwa… Pan jest ostatnimi czasy jedynym, który odnosi sukcesy. Moim zdaniem nie jedynym, ale mniejsza o to. Ja pracuje z zawodnikami na zasadzie ciągłości. Podobnie ma się sytuacja na torze, gdzie najlepsi juniorzy z SMS kontynuują szkolenie w kadrze. Nie wiem jednak, ilu jest faktycznie trenerów w polskim kolarstwie i jaki jest ich poziom. Powinno się chyba przeprowadzić jakąś weryfikację szkoleniowców. Trener musi się rozwijać razem z dyscypliną. Nie pracować samemu, ale ze sztabem naukowo-medycznym (lekarzem, psychologiem, fizjologiem, mechanikiem, fizjoterapeutą itd.). Tak teraz wygląda kolarstwo. Trener musi również wiedzieć, co się robi na świecie, musi mieć dostęp do literatury fachowej, badań itp. Przecież wszystko szybko się zmienia i trzeba być na czasie. Teraz jest zresztą dużo łatwiej zdobywać informacje, choćby w internecie. Od czasu do czasu organizowane są też międzynarodowe konferencje trenerów. Tam można się dowiedzieć, jak trenują inni. Ale w Polsce nie ma zintegrowanych ośrodków badawczych, nie ma naukowców pracujących na rzecz sportu, nie ma centrów szkoleniowych. Są, ale jest ich zdecydowanie za mało. Jeśli ktoś jest wybitnym specjalistą w swojej dziedzinie, wymaga gratyfikacji adekwatnej do wkładu w wyniki sportowe zawodników. To duże pieniądze. Weźmy np. lekarza, który prowadzi własną praktykę lekarską i zarabia dziennie kilkaset złotych, jeśli nie więcej. Czy polskie związki sportowe są w stanie nawiązać ścisłą współpracę z takim lekarzem? Raczej nie. Powód? Zbyt duże koszty. Czy wyobrażacie sobie okres bezpośredniego przygotowania startowego do Igrzysk Olimpijskich bez lekarza? Bo ja nie. Podobnie jest z fizjologami czy psychologami. A co z trenerami? Trenerzy to przede wszystkim hobbyści. Dla większości z nich w pierwszej kolejności liczy się pasja, potem pieniądze. Chociaż teraz zależności te chyba się odwróciły. Dlaczego trener kadry narodowej (z definicji powinni to być najlepsi fachowcy w kraju) ma zarabiać średnią krajową bądź niewiele więcej? Tak być nie powinno. Tym bardziej, że prowadzenie reprezentacji wymaga najwyższej odpowiedzialności przed całym społeczeństwem i blisko 300 dni w roku poza domem. Ideowców, którzy poświęcają wszystko, łącznie z własną rodziną, dla sportu, praktycznie już nie ma. Pan również jest pasjonatem? Jestem jednym z wielu pasjonatów w naszym kraju. Zawsze nim byłem, już wtedy, kiedy ścigaliśmy się na podwórku, aż do teraz, kiedy prowadzę grupę. Trzeba być pasjonatem, żeby uganiać się po całej Europie za sponsorami, częściami, ciuchami i noclegami. Takie były początki grupy. Robiłem jakieś koszmarne liczby kilometrów samochodem. Nie zarobiłem wielkich kokosów, chociaż słyszałem opinie, że Piątek dorobił się na grupie. Podobno w grupie jest Pan wszystkim – trenerem, dyrektorem, psychologiem? Jestem matką i ojcem (śmiech). Dość żartów. Faktycznie, znam zawodników doskonale. Jak może być inaczej, skoro spędzamy ze sobą trzy czwarte roku? Do mnie przychodzą ze swoimi problemami, nie tylko sportowymi. Wróćmy na koniec do fundamentalnego pytania… Czy medal w Pekinie jest możliwy? Jest, pod warunkiem, że w planach szkoleniowych naniesiemy korekty, o których mówiłem wcześniej. Jeśli medalu nie zdobędzie któraś z moich dziewczyn, może uda się to na torze. Tam jest więcej konkurencji i tym samym wiecej szans medalowych.