Piotr Brzózka

Team „Rodzina” Piotr Brzózka został okrzyknięty nadzieją polskiego MTB. Najlepszy sezon w karierze zwieńczył tytułem wicemistrza świata. Po ostatnich sukcesach i przed następnymi opowiedział nam o swoim życiu. Kończy się w Twojej karierze pewien etap. W ostatnim roku juniorskich startów osiągnąłeś najlepsze wyniki. Co przed, a co za Tobą? Za mną faktycznie najlepszy sezon w życiu z dotychczasowych. Bardzo mocno przepracowany, z maksymalnym zaangażowaniem. Sezon, w którym bardzo wiele się nauczyłem i który, mam nadzieję, zaowocuje dobrymi wynikami w przyszłości. No i sezon z pierwszym poważnym sukcesem, jakim jest srebro na mistrzostwach świata. A przede mną przejście do kategorii młodzieżowców, starty w trudniejszej grupie, na dłuższych trasach i nowe wyzwania. Zostałeś okrzyknięty zawodnikiem, który ma zbawić polskie MTB. Czujesz na sobie związaną z tym odpowiedzialność? Na razie nic takiego do mnie nie doszło (śmiech), ale to miłe, że ktoś mnie tak określa. Takiej presji nie czuję, bo nie sądzę, żebym już miał zbawiać polskie MTB. Jak na razie na szczycie znajduje się Marek Galiński i wiele wskazuje na to, że jeszcze trochę tam pobędzie. Są inni polscy zawodnicy, którzy cały czas się rozwijają. Myślę, że oni będą w najbliższej przyszłości odgrywać większą rolę niż ja. Ale to Ty pojechałeś na mistrzostwach świata na medal, to Ty zajmujesz czołowe miejsca w Pucharze Świata, Ty nawiązujesz walkę ze światową czołówką w swojej kategorii. Inni polscy zawodnicy są dalej. Nie jestem typem błyskotliwego zawodnika, który, jak tylko się pojawia, zaraz odnosi sukces za sukcesem i nikt nie może z nim wygrać. Raczej wolno się rozkręcam, zarówno na wyścigu, jak i w dotychczasowej karierze. Nie było tak, że Piotr Brzózka przyjechał, wygrał, pozamiatał i nikt z nim nie może konkurować. Nawet jak zacząłem jeździć Langa, najpierw byłem w dwudziestce, potem po sezonie zacząłem jeździć na granicy pierwszej dziesiątki, po następnym zacząłem ocierać się o czołówkę. Dopiero ten sezon to eksplozja formy, ale również chyba najciężej przepracowany sezon w mojej dotychczasowej karierze. To zasługa tego, że znajdujesz się w profesjonalnej grupie i Twoja kariera w wyniku tego nabiera tempa? Z pewnością jest to zasługą wielu ludzi, zarówno z grupy, jak i z kadry, wszystkich tych osób, które bardzo mi w tym sezonie pomogły. To również w dużej mierze zasługa Marka Galińskiego, z którym trenuję i od którego wiele się uczę. A może przede wszystkim zasługa podporządkowania całego sezonu celom sportowym, jakim był najpierw start w mistrzostwach Europy, a potem w mistrzostwach świata. I zasługa ciężkich treningów, cykli przygotowań i pracy. Liczyłeś się z medalem na MŚ? Chyba bardziej liczyłem się z medalem na mistrzostwach Europy. Tamto czwarte miejsce to było takie wskazanie, że mogę faktycznie być wysoko. W sumie bardziej spodziewałem się tytułu na wcześniejszych mistrzostwach. Trochę było żal miejsca, ale to również duży doping do dalszej pracy. Tak więc byłem zmotywowany, choć pod pewną presją. Pamiętasz przebieg rywalizacji o srebro? Tak i chyba nieprędko zapomnę. Przed startem miałem sporą presję, bo, jak już wspomniałem, mocno się do mistrzostw przygotowywałem. Bałem się, że cała ta praca pójdzie na marne. Potem okazało się, że jestem za słabo rozgrzany. Temperatura była w sam raz do ścigania, jechałem z pierwszej linii i długo czekałem na start. Może dlatego trochę ostygłem, w każdym razie pierwsze rundy jechało mi się ciężko, ale wraz z przejechanym dystansem czułem się coraz mocniej i pewniej. To był dziwny wyścig, trasa miała charakterystykę raczej wyścigu szosowego. Trzeba było jechać długo w grupie, chować się, jechać na kole. Przez większość dystansu jechała nas cała grupa i już tak liczyłem, który mogę być, jak dojedziemy wszyscy razem. Ale na przedostatniej rundzie, na podjeździe, skoczył Szwajcar, a ja zostałem za Francuzem, który odpuścił gonienie. I tak przejechałem jeszcze jedną rundę. Na ostatniej w tym samym miejscu skoczyłem ja i pogoniłem za Szwajcarem. Po podjeździe miałem do niego tylko kilka sekund straty, ale wtedy obudziła się kalkulacja, że mam już medal i żebym nie ryzykował na zjeździe. On zjeżdżał szybciej i wygrał z większą przewagą. Jak dziś pamiętam, jak w tym zwężeniu przed podjazdem Marek Galiński krzyknął – „młody, jak nie teraz, to zapomnij”. Skoczyłem i zdobyłem srebro. Z Markiem Galińskim razem trenujecie, jeździcie w jednej grupie. Jak układa się Wasza współpraca? Chyba najlepiej, jak tylko można. Marek Galiński to najbardziej doświadczony w Polsce kolarz MTB. Ma potężną wiedzę o rowerach, zawodach i całym życiu związanym z MTB. Przy nim bardzo dużo się nauczyłem, a wspólne treningi dały mi bardzo wiele. Marek jest otwarty, a ja staram się o wszystko pytać. Nasza współpraca nie wygląda tak, że on mówi do mnie coś w stylu – „dzisiaj pojedziesz dwie godziny” i na tym koniec. Zawsze wyjaśnia mi, a ja pilnie słucham. Dzięki temu staję się lepszym zawodnikiem. Od początku sezonu słucham tego, co on mówi i patrzę co robi. Zasługą Marka są nasze zgrupowania, wspólne treningi w hotelu „Las”. Jak wygląda Wasza pozycja jako zawodników MTB w grupie CCC, bądź co bądź szosowej? Jesteśmy częścią grupy, chociaż mamy inaczej ułożony kalendarz startów i mieliśmy inne cele. Byliśmy na pierwszym zimowym zgrupowaniu z szosowcami, ale później nasze kalendarze bardzo się rozminęły i przygotowywaliśmy się sami. Bardzo lubię jeździć na szosie, zwłaszcza po górach. Większość mojego treningu to trening szosowy. W tym sezonie nie mogłem jednak startować w wyścigach szosowych, bo junior nie może brać udziału w większości imprez, w których startowała drużyna CCC. Ale nie powiem, że nie chciałbym raz czy dwa wystartować w górskim wyścigu na szosie. Mój brat jest mistrzem Polski w wyścigu górskim i chętnie bym się sprawdził w tej kategorii. Poznałem cały zespół CCC, ale potem mieliśmy własne zadania do wykonania. Zawodnicy MTB mieli własne zgrupowania, kalendarz startów, mikrocykle. Tak to jest zorganizowane. Wspomniałeś o bracie, ale cała Twoja rodzina jest wyjątkowo, hm, zrowerowana… Tak, oprócz brata i mnie aktywnym kolarzem jest jeszcze ojciec, który startuje w kategorii Masters. Od kiedy pamiętam, rower w mojej rodzinie był podstawowym sposobem spędzania wolnego czasu. Teraz rodzina kręci się wokół roweru w nie mniejszym stopniu niż ja. Brat przecież również jeździ i trenuje. Ojciec jest obecnie mistrzem Polski w kategorii masters. Razem tworzymy taki mały team. W okresie jesienno-zimowym zdarza się, że nawet w trójkę jeździmy na treningi rowerowe. Potem każdy z nas ma swoje cykle, w sezonie ojciec przejeżdża niekiedy więcej niż ja na treningach. Mama nie miała wyjścia i po prostu się do tego przyzwyczaiła. Pełni rolę dietetyka i doradcy. Wie, że nie ma po co gotować tłustych potraw i cała domowa kuchnia to raczej kolarskie dania. Tak więc w domu jest jak w drużynie. Nawet podobne zamieszanie, treningi, wyjazdy na zawody, cykle przygotowań. Rowerowa rodzina. Jesteś jeszcze uczniem… Czy całe Twoje życie podporządkowane jest rowerowi? Mój dzień wygląda chyba tak samo jak dzień większości sportowców. Rano wstaję, potem idę do szkoły, po powrocie trening, po treningu odnowa i siadam do lekcji. W tym roku czeka mnie matura, więc muszę wygospodarować więcej czasu na naukę. Na inne zainteresowania nie mam praktycznie czasu. Wolne dni, zwłaszcza jak jest ich więcej, zamieniam natychmiast w małe zgrupowania, żeby mocniej potrenować. Tak samo jak wakacje czy ferie. W tym roku na całe lato przeniosłem się do Wisły i mocno trenowałem. Wyjeżdżałem również na zgrupowania do hotelu Las, który nas sponsorował. Tam trenowałem wspólnie z Markiem Galińskim. Byliśmy również na dwóch zgrupowaniach za granicą, jednym w Hiszpanii i drugim w Szwajcarii. Mam dwa psy i nawet one odczuwają skutki mojego zawodniczego życia. W okresie roztrenowania i na początku sezonu biegam z nimi po lasach, więc w zimie mają doskonałą formę. Kiedy zaczynają się starty, psy muszą zadowolić się bieganiem po ogródku i natychmiast stają się leniwe. Tak więc ich forma zależy od sezonu ich pana (śmiech). Kolejny sezon to przejście do wyższej kategorii wiekowej, jakie masz plany z nim związane? To będzie dla mnie wyjątkowo trudny sezon, ale każdy sportowiec przez to przechodzi, więc i ja dam radę. Po pierwsze, w szkole kończę liceum i mam maturę, co oznacza więcej czasu przeznaczonego na naukę. Na pewno będę studiował i nie zakończę edukacji, więc zdanie matury jest priorytetem w życiu pozasportowym. Natomiast jako zawodnik będę jeździł w kategorii młodzieżowców, co oznacza całkowitą zmianę. Dystans się wydłuży, czas wyścigu się wydłuży, poziom wzrośnie, no i będziemy startować razem z elitą, co doda jeszcze więcej emocji. Będzie ciężko. U każdego, kogo znam, ten pierwszy sezon jest dość trudny, u mnie będzie podobnie. Ale nie załamuję rąk, biorę się ostro do pracy. Jak tylko skończy się roztrenowanie, wracam do treningów. W planach na pewno pokazanie się i dobre miejsca w cyklu Langa, następnie mistrzostwa Polski, no i ze dwa starty w Pucharach Świata. Sam jestem ciekaw, jak będzie wyglądać konfrontacja ze starszymi zawodnikami i nie mogę się jej już doczekać. Specjalizujesz się w wyścigach XC, czy myślałeś o startach w maratonach? I tak, i nie. Jeździłem maratony kilka razy, ale nie stanowią one mojego celu. Jak już mówiłem, mam problem z czasem i dlatego wolę krótkie, ale intensywne treningi, które są w sam raz, żeby się przygotować do wyścigu XC. Do maratonów musiałbym zmienić cykl treningowy, a na to nie mam czasu. Pozostanę na razie w XC. Gdzie trenujesz? Masz jakieś swoje wypracowane metody treningowe? Trenuję najczęściej koło domu. Mieszkam w Rydułtowach. To jest miasto zbudowane koło kopalni, ale są wokół tereny, gdzie można pojeździć na rowerze. Jak tylko mam czas, wyjeżdżam do Wisły lub Szklarskiej Poręby. Miejsce treningu nie stanowi więc problemu. Co się zaś tyczy metod? Cóż, jestem młodym zawodnikiem i dopiero wypracowuję swoje metody. Staram się cały czas być w ruchu, nawet w okresie roztrenowania uważam, żeby się nie zasiedzieć. Narty, bieganie, sala, siłownia. Staram się też dużo czytać, z teorii sportu, fizjologii, dietetyki. Widzę, że takiej wiedzy mi brakuje, więc uczę się, ile mogę. Jakie są Twoje najlepsze cechy jako sportowca? Na pewno wytrzymałość. Czuję się urodzonym góralem i jazda pod górę jest dla mnie wyjątkowo przyjemna. Do tego dochodzi siła psychiczna, raczej nie miękną mi nogi przed startem. Wszystko to powoduje, że jestem dobry w drugiej części wyścigu, kiedy rywale są już zmęczeni. Wtedy mogę atakować i wygrywać, a o to przecież w sporcie chodzi. I na koniec… Chciałbym podziękować wszystkim osobom, które pomagały mi w tym sezonie, zarówno w klubie, jak i w kadrze, oraz tym, którzy we mnie wierzyli i kibicowali mi. Mój sukces nie byłby możliwy bez Waszego zaangażowania. Bardzo dziękuję. Dossier: Imię i nazwisko: Piotr Brzózka Urodzony 14.10.1989 Miejsce zamieszkania: Rydułtowy Hobby: rower, czasami motoryzacja (zrobione prawo jazdy, trwają poszukiwania samochodu, dość szybkiego, jak na kolarza przystało) Ulubiona potrawa: stek półkrwisty z sałatką Ulubiona muzyka: motywująca i relaksująca Zwierzak: dwa psy – labrador i owczarek niemiecki Słowa: Miłosz Sajnog

top 3

Czytaj więcej

Jeździj jak zawodowcy i zabezpiecz swój telefon na rowerze – uchwyt do telefonu na rower marki RokForm

Czytaj więcej

Filmy

Wybór redakcji

Czytaj więcej

Jeździj jak zawodowcy i zabezpiecz swój telefon na rowerze – uchwyt do telefonu na rower marki RokForm

Czytaj więcej
comments powered by Disqus

Informuj mnie o nowych artykułach