Popo the Boss
W tym roku został wytypowany na następcę Lance’a Armstronga. Został najlepszym młodym kolarzem Tour de France. Jest młodzieżowym Mistrzem Świata na szosie. Yaroslav Popovych typowany był na zwycięzcę tegorocznego Tour de Pologne.
Świetnie mówisz po polsku, co dla wielu fanów kolarstwa i dziennikarzy w naszym kraju jest sporym zaskoczeniem… Polskiego nauczyłem się dzięki telewizji, ogladałem w Drohobyczu polskie programy i dlatego rozumiem, choć mówię już z problemami… Pierwszy raz ścigasz się w Polsce? Tak, chyba tak. Może kiedyś jechałem tu jakiE wyścig jako junior, ale musiało to być dawno. W każdym razie jestem częstym gościem w Polsce, bo jak jadę do domu, na Ukrainę, czy wracam do Włoch, przejeżdżam przez Polskę. Widzę ja jednak bardziej z samochodu niż z roweru… Urodziłeś się w Zwiazku Radzieckim, masz obywatelstwo Ukrainy, mieszkasz we Włoszech, Twoja żona jest z pochodzenia Włoszka, ale poznałeś ja w USA, no i jeśdzisz w amerykałskim teamie. Nie gubisz się w tym wszystkim? Nie, nie przeszkadza mi to. Jestem młodym człowiekiem, dość otwartym na Ewiat, poznaję wielu ludzi i lubię to, że cały czas coś się dzieje. Mieszkam we Włoszech, bo tak jest po prostu wygodniej. To zreszta wspaniały kraj dla kolarza, może tylko Hiszpania i niektóre regiony Francji moga się z nim równać. Na Ukrainie mieszka moja rodzina, ja też czasami zatrzymuje się tam na dłużej. Nie mam żadnych problemów z identyfikacja ani z przeprowadzkami. W jaki sposób trafiłeś na zachód? Pierwszy raz pojechałem do Włoch trenować z reprezentacja torowa Ukrainy. Był taki zwyczaj, że torowcy zawsze zabierali ze soba jednego albo dwóch szosowców, żeby też mogli pościgać się w Europie zachodniej. Tak właEnie pojechałem do Włoch i trenowałem, ale i wystartowałem w kilku wyścigach. Zostałem zauważony i dostałem propozycję od teamu włoskiego, amatorskiego właEciwie, dla którego jeśdziłem. Potem zobaczył mnie sam Colnago i zaproponował przejEcie do swojego teamu. To było już po wywalczeniu przeze mnie Mistrzostwa Świata w Portugalii w kategorii U 23. Jeździłem dwa lata dla Colnago, potem musiałem odejść. Przyszedłeś do mocnego teamu Lance’a zwanego Bossem, dlaczego mówisz, że musiałeś odejść? Poprzedni zespół nie miał pieniędzy na startowanie w Pro Tourze. Bardzo było mi w nim dobrze i miałem sukcesy w tym zespole. Jesienia okazało się jednak, że nie będzie można dopiać większego budżetu, a ja chciałem startować w najlepszych wyścigach i być tam jak najwyżej. Dlatego podjałem dość trudna w tamtym momencie decyzję o odejściu. Dla kolarza ze Wschodu każde rozwiazanie kontraktu powoduje niepewność. Ja mam np. cały czas problemy wizowe i nie mogę jechać w niektórych wyścigach. Choćby dlatego, że nie dostanę wizy na czas. Menedżerowie moga brać to pod uwagę. Trzeba na jakiś czas wrócić do siebie, a to jednocześnie oznacza utrudnienia w treningach. Trzeba negocjować nowy kontrakt, a to może nie być łatwe. Myślę, że każda decyzja o zmianie grupy jest przełomowa. Chciałem się rozwijać, a to oznaczało znalezienie lepszego pracodawcy. No i pewnie ustawiła się kolejka zainteresowanych? To nie tak. Zawsze zgłasza się kilku potencjalnych pracodawców, ale trudno dopiać wszystko dość szybko. Dość długo wahałem się co zrobić i wtedy przyszła propozycja z „Disco”. Od razu się zdecydowałem. Podpisałem z nimi kontrakt na dwa lata z opcja przedłużenia na rok. Pomyślałeś sobie w tym momencie, że to jest klub dla ciebie? Czasami myślę, że nie można lepiej trafić niż do grupy, o której wszyscy mówia i która zawsze coś znaczy. No tak, nawet tutaj wszyscy mówili, że wygrasz Tour de Pologne i że grupa jedzie na Ciebie… Od razu zapowiedziałem, że nie będę się tu liczył. Nikt mi nie wierzył… (Emiech). Wróćmy do Discovery. Co jest w tej grupie tak nadzwyczajnego, że od razu chciałeś w niej jeśdzićł Przecież teraz przed nia raczej gorszy okres, choćby dlatego, że Boss właEnie się wycofał? Po pierwsze, w tej grupie zawsze walczy się o główne cele. Nie jedziemy jako statyści, zawsze chcemy coś osiagnać. Po drugie, masz szansę być w drużynie, która dołoży wszystkim w TdF, a to dużo. Można się przez całe życie Ecigać, a nie przeżyć takiej chwili. Najważniejszym chyba atutem jest jednak profesjonalizm. Zobaczcie, nawet teraz, po kolacji, nasz menadżer robi rozpiskę na jutro, chociaż raczej nie będziemy się już liczyć. Tu każdy wie, czego się od niego oczekuje i ile musi z siebie dać. Na poczatku roku, na pierwszym zgrupowaniu, dostajesz plan, gdzie będziesz startował. Inne grupy też to pewnie robia, ale tu jest to perfekcyjnie dopracowane. Dlatego warto tu być… Musimy spytać o ten jeden jedyny „czynnik”, jakim jest Lance Armstrong. Byłeś jego pomocnikiem. Jak to jest, kiedy jedziesz na niego? Na pewno jest ciężko. Lance wymaga maksymalnego zaangażowania. OczywiEcie, możesz nie dać rady, ale musisz walczyć. Trzeba też powiedzieć, że ten człowiek ma niespotykana charyzmę. Myślę, że niewielu jest na Ewiecie ludzi takich jak on. Lance mówi, co masz robić, co chciałby, żebyś dla niego zrobił, a ty to robisz ze wszystkich sił. Niesamowita siła. Jest również skupiony i skoncentrowany na sukcesie, na zwycięstwie. Ma zdolność koncentrowania się na tym, co najważniejsze. To całkowicie go pochłania i dlatego wygrywa. To chyba też najważniejsza rzecz, której możesz się nauczyć od niego. Koncentracji na sukcesie, na zwycięstwie. Obecnie Lance wzbudza kontrowersje… Nie u mnie. Czasami mam wrażenie, że płaci jakąś straszna cenę za swoje sukcesy. Jest pożywka dla dziennikarzy i mediów. Podam wam jeden przykład. Był taki etap podczas tegorocznego TdF, kiedy Lance został sam, zostawiliEmy go bez pomocy. Wtedy wszyscy spekulowali, że jest w strasznych opałach i że będzie miał problemy. Dziennikarze napisali, że przy kolacji zrobił nam straszna awanturę, krzyczał na nas itp. Tymczasem to nie było wcale tak. SiedzieliEmy przy stole i on powiedział, żebyśmy się nie przejmowali, bo dzisiaj wyszło tak, jak wyszło, a jutro pójdzie nam lepiej. Powiem jeszcze jedna rzecz. Ten człowiek jest niesamowicie skromny. Jest bogaty, ale nigdy nie obnosi się ze swoim bogactwem, ani ze swoimi znajomościami, ani z wpływami. Nie przechwala się bez sensu i nikogo nie traktuje z góry. Wiem, że dziennikarze musza mieć pożywkę, ale czasami przesadzacie. Wróćmy do tegorocznego TdF. Zostałeś najlepszym młodym zawodnikiem. Liczyłeś na taki sukces? Wcale nie liczyłem. Bałem się, że w ogóle mi ten start nie wyjdzie. Na pierwszym spotkaniu przed sezonem wiedziałem, że będę jechał TdF. Ale wiosna nie dostałem wizy włoskiej i musiałem trenować na Ukrainie. Pojechałem na Krym, gdzie warunki do treningów sa bardzo dobre, ale góry nie tak wysokie, jak we Włoszech. Po prostu bałem się, że jestem nie dość dobrze przygotowany. A przed wyścigami wielodniowymi odpowiednio intensywny trening jest bardzo ważny. Nie brałem też udziału w częEci treningów grupy, a w Discovery to jest bardzo ważne. Jesteśmy podzieleni na składy i przygotowujemy się do konkretnych wyścigów. La Tour jest tym najważniejszym, dlatego grupa ćwiczy razem przed wyścigiem. Dzięki temu jesteśmy potem lepiej zgrani i Ewietnie się znamy. W każdym razie ja częEć przygotował spędziłem na Ukrainie i bałem się, czy dam radę. Tymczasem po tegorocznym TdF zaczęto mówić, że Yaroslav Popovych to następca Lance’a. Jak się czujesz w takiej roli? Zaszczycony. Nikt jednak nie mówi, i to warto podkreślić, że mam być następca od następnego sezonu. Jeżeli zastapię Lance’a, to pewnie za kilka lat. W tej chwili dużo większe szanse na „objęcie” czołowego miejsca ma Savoldelli. Po to zreszta został przez grupę zakontraktowany. Dla Discovery najważniejszym wyścigiem jest i pozostanie TdF. Myślę, że przez kilka kolejnych lat będziemy starali się wygrywać etapy oraz być wysoko w klasyfikacji drużynowej, po to, żeby w kołcu znowu zdominować ten wyścig. Czy wtedy to Ty będziesz kolejnym Bossem w peletonie? Byłoby miło. Ale już teraz drażni mnie trochę ten szum wokół wypowiedzi menadżera. Jestem inna osoba niż Armstrong, nie mam takiej charyzmy, może i takiej waleczności i koncentracji. Nie potrafię tak skupiać ludzi wokół siebie jak on, tak ich motywować. Będę więc innym zawodnikiem. Mam nadzieję, że równie zwycięskim. Zaczynałeś karierę jeszcze w ZSRR. Teraz sporo kolarzy z tego kraju Eciga się w najlepszych grupach. Czy istniało coś takiego jak radziecka szkoła kolarska, czy możesz ja jakoś scharakteryzować? Jeżeli można mówić o tej szkole, to jej główna cecha była intensywność treningów. Odkad pamiętam, jeśdziliEmy dużo na rowerach. Treningi były bardzo wyczerpujace. Długie, ale i urozmaicone. Było dużo klubów kolarskich, praktycznie w każdym mieście. Tak trafiłem do tego sportu. Pod oknami szkoły, do której chodziłem, każdego dnia przejeżdżali zawodnicy i ja też tak chciałem jeśdzić. Mój ojciec wolał, żebym był bokserem… (Emiech). Było też dużo dobrych trenerów, którzy mieli doświadczenie. Szkoła przetrwała już tylko, jeżeli chodzi właEnie o trenerów. Treningi stały się mniej wyczerpujace. Kiedy patrzę na dzisiejszych juniorów, widzę, że jeżdża dużo mniej niż my. Kolarze z Ukrainy Ecigaja się w Polsce. Utrzymujesz z nimi kontakt? Tak, oczywiEcie. „Bondo” Eciga się w Intelu i stale ze soba rozmawiamy. Tutaj w kółko się go pytam, co i jak będzie wygladało dalej. On doskonale zna ten wyścig. Wszyscy liczyli na Twoje dobre miejsce w tegorocznym TdP. Kiedy mijaliEmy Cię, jak zostałeś za czołówka, było to dla nas zaskoczeniem… Ten wyścig jest bardzo ciężki, a dzisiejszy dzieł to horror (rozmawialiEmy po etapie Piechowice – Karpacz – przyp. red). Do TdP trzeba się specjalnie przygotowywać, a ja już jestem w cyklu przed mistrzostwami Ewiata, gdzie wystartuję tylko w jeśdzie na czas. Wybaczcie więc, ale nie odegram tu większej roli. Może gdyby ten etap był w słołcu, mógłbym powalczyć. Ale przy złej pogodzie nie miałem żadnych szans. Dużo mówisz o specjalnych przygotowaniach i treningu, jak to wyglada w Twoim przypadku? Chyba wszyscy kolarze o tym mówiał (Emiech). Ja uważam, że odpowiednie przygotowanie nie jest ważne, jest bardzo ważne (Emiech). Trenowanie nie jest dla mnie jakaE męka czy kara. Przed każdym wyścigiem wielodniowym trzeba się odpowiednio przygotować, przejechać wiele kilometrów. Od razu widać, kto się szykował na wyścig, a kto jest tu jako pomocnik czy statysta. Przed wielkimi tourami dochodzi do tego jazda na czas, która trzeba dobrze wyćwiczyć. Ja trenuję dużo na rowerze stacjonarnym, żeby nauczyć się odpowiedniego rytmu. Teraz też głównie ćwiczyłem jazdę na czas, więc nie miałem możliwości jeśdzić po górach. Ale to trening daje siłę. Długi, żmudny trening. Masz jakieś preferencje sprzętowe? Nie mam. Albo inaczej, moje preferencje sprzętowe to mocna noga. Jak jesteś silny, możesz wygrać na każdym rowerze. A jak jesteś słaby, najlepszy sprzęt ci nie pomoże. Czy jesteś znana postacia na Ukrainie? Teraz już tak, chociaż tłumy nie szaleja na mój widok. Na pewno mam znane nazwisko. To dzięki jednemu dziennikarzowi, który pojechał na TdF i relacjonował ten wyścig dla wszystkich mediów w kraju. Moja twarz natomiast na razie nie jest jeszcze znana, ale mam nadzieje, że jak przyjda większe sukcesy, to i to się zmieni. Czego szczerze Jarosławowi życzyliśmy.