Polowanie na Rite
Polskie kolarstwo ma obecnie jedną gwiazdę. Maja Włoszczowska na dobre wbiła się do światowej czołówki i wszystko wskazuje na to, że zostanie tam na długo. Już tradycyjnie na jesień gości ona na naszych łamach. Tym razem ze swoją mamą Ewą.
Czujesz się gwiazdą? Maja: Strasznie nie lubię tego określenia… Wiem i dlatego pytam… Maja: Nie czuję się gwiazdą w negatywnym znaczeniu tego słowa. Absolutnie nie uważam siebie za „lepszą” od innych i mam nadzieję, że nie mam „gwiazdorskich zachowań”. Ale jeżeli chodzi o sport, na pewno nabrałam pewności siebie i udowodniłam, że poprzedni sezon nie był przypadkowy, że moja forma jest stabilna. Kiedy stajesz na starcie rywalki zaczynają się nerwowo rozglądać i szeptać? Maja: Chyba aż tak to nie, ale wydaje mi się, że jestem traktowana bardziej serio niż w ubiegłym roku. Pokazałam przecież, że Maja Włoszczowska jedzie zawsze po najwyższe miejsca i trzeba się z nią liczyć. Nie jestem jednak cały czas wymieniana jako potencjalna, najważniejsza faworytka. Chociaż muszę zauważyć, że spikerzy w tym roku nauczyli się już wymawiać moje nazwisko i nie robią błędów.:) A zdajesz sobie sprawę, że obecnie jesteś najlepszym polskim kolarzem Można by powiedzieć, że jesteś twarzą polskiego MTB, jeżeli nie całego kolarstwa… Maja: Nie, nie traktuję tego w ten sposób. Myślę, że nie można porównywać MTB z szosą. Tak samo jak nie można porównywać moich osiągnięć z osiągnięciami innych polskich sportowców. Jedno jest pewne, że obecnie idzie mi najlepiej z całej trójki dziewczyn z Lotto i że ostatnie dwa sezony należały do mnie, ale dziewczyny też mają w swoim dorobku sporo tytułów. Gdy ktoś mnie rozpozna, zawsze pyta też o Anię, więc można powiedzieć, że razem jesteśmy twarzą polskiego MTB. Żeby jednak mówić, że jestem twarzą polskiego kolarstwa, to chyba za wcześnie. W porządku, w takim razie Maja Włoszczowska rok po roku wygrywa, a innym nie idzie, no i cześć. Poza Twoimi medalami niewiele udało się zrobić… Maja: Trzeba spojrzeć na to z trochę innej strony. Dla mnie na przykład Mistrzostwa Świata MTB to był najważniejszy start w sezonie. Dla kolarzy szosowych najważniejszy był TdP i tam się starali pokazać. Dziewczyny na szosie raczej nie mają gdzie jeździć, bo nie ma praktycznie żadnej poważnej grupy szosowej. Kiedy Lotto wyjeżdża w zimie na pierwsze zgrupowania, one jeszcze trenują w domach. Młodzi szosowcy chcieli się pokazać, ale również nie mieli szans. MTB wygląda znacznie lepiej, mamy super warunki i co roku dobre wyniki. Jesteśmy my trzy (Anka, Majka i Magda), za rok dojdzie jeszcze do nas Ola Dawidowicz. W tej chwili ja jestem najlepsza, ale myślę, że w przyszłym roku Anka nadrobi z formą i będziemy ścigały się między sobą. W męskim MTB do Marka Galińskiego dołączają młodzi zawodnicy, jak np. Darek Batek (2. na MP). Myślę, że w tym roku wróci także Marcin Karczyński, więc wyścigi będą coraz ciekawsze. Nie sądzisz, że MTB w Polsce mimo Twoich sukcesów jest w dość dużym dołku? Maja: Nie nazwałabym tego „dołkiem”. Porównując dzisiejszy poziom do tego sprzed np. sześciu lat, widać duży postęp. Z pewnością Grupa Lotto mocno się wyróżnia i ma cele nieprzystające do obecnej sytuacji w Polsce. Ja myślami jestem już praktycznie w Pekinie. W przyszłym roku zaczynają się bowiem kwalifikacje olimpijskie. W tej chwili w Polsce dołączyć do nas może jedna, ewentualnie dwie zawodniczki, jednak już widać, że w młodszych kategoriach pojawia się sporo talentów. Być może nam trochę wyścigi w Polsce spowszedniały, gdyż ścigamy się już kilka lat, ale tak naprawdę moim zdaniem MTB cały czas się rozwija i z roku na rok staje się coraz bardziej popularne. Czy w MTB coś trzeba zmienić, żeby odzyskało świeżość? Maja: Na pewno można nieco uatrakcyjnić wyścigi. Należałoby skrócić dystans i długość rundy. Właściwie już po kilku kilometrach wiadomo, jaki będzie wynik końcowy. Tak jest na większości wyścigów. Nie wiem, po co jeździmy jeszcze godzinę, skoro na przebieg wyścigu nie ma to absolutnie żadnego wpływu. Krótsze rundy i trasy dawałyby większą frajdę kibicom oraz umożliwiłyby również lepszą transmisję telewizyjną. Tyczy się to całego MTB – także Pucharów Świata i imprez Mistrzowskich. Na szczęście w tym roku UCI zaczęło wprowadzać reformy, skracając rundę do 5 km. Dodam również, że w Polsce brakuje szumu, jeżeli chodzi o MTB, brakuje tej dyscyplinie reklamy. Rowery są obecnie na topie, mamy świetną imprezę XC – SkodaAuto Grand Prix MTB, ale myślę, że należałoby ją bardziej nagłośnić. Ewa: Z moich obserwacji wynika z kolei, że zawody w Polsce bywają po prostu nudne. Organizacja jest jak najbardziej profesjonalna, ale same zawody nużą. Często brakuje w nich emocji. Przydałoby się zaprosić czasem gwiazdy z zagranicy. Maja: To prawda. Gdy w zeszłym roku odbywały się w Polsce Mistrzostwa Europy z całą czołówką kontynentu, a zarazem Świata, kibice naprawdę mieli co oglądać, także w naszym wykonaniu (byłyśmy wtedy 3 w pierwszej 10). Nam też się świetnie ścigało, gdyż na trasie były tłumy polskich kibiców, to bardzo nakręcało do rywalizacji. A jakie są tendencje światowe? Maja: Jeśli chodzi o organizację i kibiców – wszystko jest super. Zmieniają się trochę trasy. W Pucharach Świata, nie wiem naprawdę dlaczego, jest tendencja do coraz łatwiejszego prowadzenia tras. Mam wrażenie, że są one coraz mniej techniczne i łatwiejsze. Widzę wyraźną różnicę. Kiedyś nie można było przejechać trasy Pucharu Świata „na żywca” i każdy zjazd obchodziło się kilka razy. Teraz bywa tak, że nie ma takiej potrzeby. Zdarza się, że polskie trasy są trudniejsze, więc spokojnie można by u nas zorganizować imprezę PŚ, o co zresztą od dawna stara się Szczawno Zdrój. Ewa: Masz teraz chyba inną perspektywę, wiesz więcej i jesteś zdecydowanie lepsza technicznie niż wcześniej. Maja: To na pewno, ale i tak wydaje mi się, że trasy w PŚ stają się łatwiejsze. W wielu wywiadach podkreślasz, że to mama „wsadziła Cię” na rower. Pytanie więc do Ewy, jak się tworzy Mistrza Świata? Ewa: W naszym przypadku było to staranie, żeby dzieci się nie nudziły. Zawsze znajdowaliśmy im zajęcie. Częste wyjazdy, wspólne podróżowanie, nawet to bliskie, po okolicy. Było też sporo sportu – rower, narty. Myślę, że jeżeli w dzieciństwie nie ma się czasu na nudę, owocuje to sukcesami w życiu. Kiedy Maja zaczęła jeździć więcej na rowerze i zaczynało jej się to podobać, z mojej strony było już tylko podtrzymywanie zapału, żeby wytrwała w tym, co robi. Trzeba też pamiętać, że nie można przesadzić. Bo wtedy młody człowiek szybko sam zacznie się buntować i zrezygnuje. Maja: Tak, wsadziła mnie na rower, ale potem zaczęła powstrzymywać. Ewa: Nie zgodziłam się, żeby Majka w klasie maturalnej przeszła do grupy zawodowej. Przy takim trybie życia, jaki prowadzi obecnie, nie byłoby mowy o jakiejkolwiek nauce. Jestem zdania, że sport tak, ale to nie wszystko i człowiek musi się rozwijać również w innych kierunkach. Jak w takim razie ocenisz karierę córki? Ewa: Fantastyczne, że ma takie osiągnięcia. Mnie martwi jednak, że jej życie wydaje mi się czasami nudne. Kolarstwo zawodowe jest dla mnie strasznie nudne. Ciągle te same czynności powtarzane w kółko. Trenowanie, wyścigi, roztrenowanie… Kręćka można dostać. Czasami boję się, czy Majce się to nie znudzi i nie zacznie jeździć tak sobie, nagle rzucając wszystko… Maja: Nie zgadzam się, że zawodowstwo jest nudne. Mam spore sukcesy, a one motywują mnie do większego wysiłku. Teraz muszę udowodnić swoją klasę. Bardzo chcę w końcu pokonać Gunn Ritę, chcę zdobyć medal olimpijski. Na zajęciach na studiach musiałam ułożyć pięćdziesięcioletni plan mojego życia i zrobiłam to trochę dla żartów i na wyrost, ale jak dotąd najważniejsze cele mi się pokrywają (śmiech). Ewa: No właśnie, plan na życie… Żadnej spontaniczności… Nasza rodzina nigdy nie zaliczała się do typowych rodzin polskich. Uważam, że trzeba co jakiś czas zmieniać swoje życie. Robić nowe rzeczy, zmienić dom, pracę, zawód. Życie nie może być nudne. Cieszę się, że moja córka podróżuje i była w tylu wspaniałych miejscach. Żeby tylko nie wpadła w rutynę… Maja: Plany są po to, żeby je zmieniać (śmiech). Tymczasem Maja wpadła w świat mediów, który zaczął ją powoli odkrywać. Nie boisz się dziennikarskich hien? Maja: Raczej się nie boję, bycie w mediach to część mojego sportowego życia. W tym roku propozycji ze strony mediów jest dużo więcej niż w poprzednich latach. Musiałam nawet zatrudnić menadżera, który zajmuje się sprawami mediów i dba o mój wizerunek. On teraz umawia mnie na wywiady i programy, i wszystko sprawnie organizuje. Oprócz mnie zajmuje się również Moniką Pyrek, więc poznałyśmy się z nią bliżej. W tym roku chciałabym znaleźć się w dziesiątce najpopularniejszych polskich sportowców, bo jak do tej pory zawsze byłam tuż za nią. A że media potrafią dokopać, już wiem. Po starcie w Madrycie niektórzy przedstawiali mnie jako zawodniczkę, która zawiodła. A przecież, pomijając defekt, szans na medal i tak tam nie miałam. Ewa: Ja traktuje obecność córki w mediach jako element jej pracy. Musi dbać o swoją popularność i sponsorów. A jak skomentujesz wywiad, który ukazał się w jednej z gazet o sesjach rozbieranych? Maja: Pojawiło się w nim sporo nieścisłości, gdyż udzielałam go przez telefon i nie autoryzowałam, ale to nieistotne. Jedno jest pewne, rozbierane zdjęcia to temat nie dla mnie. Ewa: A co w tym złego? Maja: Może i nic, ale dla mnie taka sława jest krótkotrwała, kontrowersyjna i absolutnie niepotrzebna. Ale sama masz ciągotki do świata mediów. Dziennikarstwo to jedna z Twoich pasji. Masz już za sobą debiut w gazecie, prowadzisz dziennik internetowy i własną stronę internetową. Maja: Tak, dziennikarstwo to zawód, który mi się podoba i myślę, że przez dwa lata mogłabym być dziennikarzem. Tak, żeby spróbować… A która z was bardziej się denerwuje podczas wyścigów? Maja: Ja się denerwuję przed wyścigiem a mama w trakcie. Ewa: Ja się denerwuję w trakcie i jak nie mogę oglądać wyścigu. Staram się być na większości zawodów, tam, gdzie startuje Maja. Nie lubię nie widzieć wyścigu i nie lubię, jak nie mam żadnej informacji od córki, jak jej poszło. A czy starty Mai spowodowały, że weszłaś mocniej w kolarstwo? Ewa: Założyłam nawet firmę, która szyje ubrania rowerowe i sportowe. Szyjemy ubiory dla kilku ekip i z tego powodu mam mocny kontakt. Dostaje od każdej informacje o każdym sukcesie, więc jestem blisko… Maja: Ja staram się załatwiać mamie klientów, między innymi grupę Lotto (śmiech). Można powiedzieć, że wchodzę w biznes mamy… Tymczasem w tym roku polskie MTB doczekało się pierwszej małej afery dopingowej. Jak skomentujesz to zdarzenie? Maja: Było całkiem niepotrzebne i niedorzeczne. Wiadomo, że na Mistrzostwach Polski zawsze są kontrole antydopingowe. W dodatku Magda Pyrgies była juniorką i miała jedną rywalkę, Olę Dawidowicz! Branie przez nią dopingu to jakaś paranoja. Oczywiście jest możliwe, że była niewinna, ale fakty są, jakie są. Wszystkimi to mocno wstrząsnęło, tym bardziej, że Magda była jedną z polskich nadziei na medal na Mistrzostwach Świata. W tym roku Wasza grupa przygotowywała się metodą startową. Jak to oceniasz? Maja: Metoda startowa została zaczerpnięta z szosy. Pierwszy raz robiliśmy to w MTB. Kolarze szosowi budują formę przez odpowiednie dobieranie startów. W tym roku miałyśmy mieć luźniejszy sezon poolimpijski. W praktyce nie był on wcale taki luźny. Jeździłyśmy w wyścigach szosowych, często zaraz po wyścigach MTB. Brałyśmy także udział w trzech etapówkach. Okazało się to całkiem skuteczne i ja osobiście miałam kolejny dobry sezon. Obecnie jest moda na pisanie przez sportowców blogów i pamiętników. Nie zdradzacie w ten sposób swoich tajemnic, np. dotyczących treningów? Maja: Nie, bardzo uważam, żeby nie zdradzać szczegółów (śmiech). Ale tak naprawdę nie ma już wielu tajemnic we współczesnym sporcie. Sportowcy trenują często w tych samych miejscach i spotykają się podczas zawodów. Coraz trudniej ukryć plany treningowe. Piszę na przykład, że byłam na treningu, ale nie podaję, jakie robiłam interwały, bo to jest właśnie najważniejsze. Piszę, że jedziemy na trening w góry, ale unikam podawania, kiedy z nich zjeżdżamy, bo to jest również ważne. Wiem, że Lotto jest obserwowane. My również obserwujemy inne zawodniczki. Dla przykładu, Gunn Rita biega, co jest w kolarstwie ewenementem. Po raz drugi z rzędu zdobyłaś wicemistrzostwo świata. Wypada się spytać, co dalej? Maja: Jadę na uczelnię. Nauka zajmuje mi coraz więcej czasu. W trochę szerszej perspektywie mam przed sobą wyjazd na krótkie wakacje na Teneryfę, gdzie jadę się opalać, nurkować i wypoczywać przez cały tydzień. Potem już będzie czas wznowić treningi. W zimie siłownia i biegówki, zgrupowanie i już tylko rower. A jeszcze szerzej to czekają mnie eliminacje olimpijskie, które będą trwały przez dwa lata! No i mam nadzieję walczyć o medal w Pekinie i wiele, wiele więcej medali, które jeszcze mogę zdobyć.