BDC w Giveroli

W zeszłym roku zespół BDC jeździł z licencją MTB, co nie przeszkodziło mu w zdominowaniu polskiej sceny szosowej. W nowy sezon wchodzi wyraźnie wzmocniony. Ostatnie przygotowania obserwowaliśmy podczas zgrupowania w Giveroli

„Cześć, jutro rano jedziesz wyścig” – takie powitanie usłyszał każdy „młody” już na lotnisku w Barcelonie. „Pobudka o piątej”. Młodzi narzekają, ale widać, że mają już ochotę się pościgać. Angaż do najlepszej wg rankingu UCI polskiej ekipy wyraźnie ich motywuje. Najbardziej chyba Jarka Kowalczyka, który już podczas dojazdu busem do ośrodka Giverola mówi mi, że kolarstwo jest całym jego życiem: „Mam cele. Zależy mi, żeby je osiągnąć. Dlatego eliminuję wszystko, co może mi w tym przeszkadzać, skupiam się na treningach”. Jarek mocno przepracował zimę i liczy na dobre wyniki m.in. w górach. Wszedł w tym roku w skład BDC razem z Piotrem Kirpszą, z którym ma już wspólną klubową historię. Obaj są nowi i wciąż „młodzi”, ale na tyle doświadczeni, że „starzy” pokładają w nich duże nadzieje w tym sezonie. Podobny status ma wywodzący się z toru sprinter Konrad Dąbkowski.

Starzy i młodzi

Podział wiekowy jest widoczny już w pierwszych kontaktach z kolarzami. Różnice doświadczenia rzeczywiście są spore. Dzięki obecności Darka Baranowskiego, Roberta Radosza i Marcina Sapy młodzi zawodnicy mogą traktować BDC jako wyższą szkołę kolarskiej edukacji. „Możliwość jeżdżenia z nimi w jednej ekipie to dla mnie zaszczyt” – mówi Kacper Gronkiewicz, który szacunku do starszych kolarzy miał się od kogo uczyć (jest synem utytułowanego Grzegorza Gronkiewicza). Poza Kacprem świeży narybek tworzą niespełna dwudziestoletni Konrad Kott, Adrian Banaszek i Eryk Latoń. Ich wspólny trening z mocniejszymi zawodnikami jest jedną z największych zalet zgrupowania. Podstawę składu stanowią oczywiście starzy wyjadacze: Mateusz Komar, Dariusz Rudnicki, Wojciech Ziółkowski, Damian Walczak. To oni mają największe szanse i możliwości w decydujących wyścigach. Dołączył do nich teraz Adam Wadecki, który, zdaniem Radosza, mimo gorszego ostatnio okresu w karierze nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Ryba prowadzi, Radosz uczy

Wyścig (w którym ostatecznie zawodnicy nie wystartowali), miał być tylko dodatkowym elementem przygotowań. Zasadniczą ich częścią są wspólne treningi. Zgrupowanie w Giveroli, choć już drugie w tym roku, nadal przypada na okres przygotowawczy, zadaniem kolarzy jest więc praca nad podstawowymi parametrami wydolnościowymi. „Trenujemy w systemie 2+1, czyli dwa dni długich, 5-6-godzinych treningów i jeden dzień wolny” – wyjaśnia Robert Radosz. „Na razie jeździmy spokojnie, ćwiczymy wytrzymałość z elementami wytrzymałości siłowej. W trakcie trwania obozu będziemy stopniowo włączać ćwiczenia. Jakiś rancik, podwójny wachlarz, sprinty”. Dzień wolny też spędza się na rowerze, ale to spokojna przejażdżka do jakiejś przyjemnej kafejki nad morzem. Kawa jest zresztą stałym elementem każdego treningu, pełniąc tę samą rolę co w innych zawodach – najlepszego sposobu zrobienia sobie krótkiej przerwy w pracy. „Po trzech godzinach jazdy trzeba się jakoś ożywić” – tłumaczy Darek Rudnicki. „Ożywienie jest zazwyczaj duże” – dodaje. „Kto za późno wsiądzie na rower, może skończyć na samotnym powrocie do hotelu. Wczoraj lecieliśmy sobie po kawce 65 km/h”. Technika jazdy? „Też trzeba ćwiczyć. Młodzi zawodnicy nie jeździli w ostatnich latach w drużynie na czas i widać czasami braki umiejętności. A w wachlarzu jak jeden zrobi lukę, to całość może się posypać. Podobnie jest na zjazdach – wielu z nas nie ma na co dzień możliwości jazdy w górach, a jazda w zakrętach wymaga wprawy. Tutaj są idealne warunki do ćwiczenia zjazdów”. O szczegółach treningu rozmawiamy podczas jazdy ramię w ramię na krętym zjeździe. „W łuku trzeba dociskać przednie koło, żeby zwiększyć przyczepność! – krzyczy dalej Radosz i ucieka mi na zjeździe. „I przełamać się, nie prostować roweru, gdy zakręt się zacieśnia!”. Przełamuję się, bo zależy mi na kontynuowaniu rozmowy, interesują mnie metody treningu najlepszej polskiej ekipy. Okazuje się, że proste sposoby są nadal skuteczne. „Każdy z nas robi odpowiednią bazę wytrzymałościową, a w sezonie podnosimy poziom metodą startową, tak, żeby kluczowy okres polskiego sezonu przypadł na szczyt formy”.

Razem, ale osobno

Na treningi wszyscy wyjeżdżają razem, jeden za drugim, w parach. Jazda jest spokojna, zmiany trwają ok. 10 min, to raczej rozgrzewka przed właściwą pracą. Tempo zależy od zaangażowania prowadzącej dwójki, oscylując wokół 40 km/h, w dużej grupie pozwala to na dokończenie rozmów zaczętych w trakcie śniadania. Gdy zaczyna się podjazd, rozmowy cichną, ale grupa wciąż trzyma się razem. „Staramy się jeździć w grupie. Oczywiście każdy pilnuje tętna, starając się nie przekroczyć założonego progu, więc pod górę trochę rwiemy. Najmocniejsi bawią się w wyścig przed szczytem” – mówi Marcin Sapa. Kolarzom udaje się łączyć wspólną jazdę z realizacją indywidualnych celów. Sprinterzy starają się nie przesadzać, a Wojtek Ziółkowski, specjalista od jazdy na czas, koncentruje się na właściwej pozycji i technice pedałowania. Trasy treningów najczęściej ustala Darek Baranowski. „Mieszkałem w Lloret de Mar przez sześć lat, znam dobrze okolicę”. „Ryba” rzeczywiście nie jest na Costa Brava postacią anonimową. „Baranowski, Baranowski?” – dopytuje nas już wieczorem Fede stojący za barem w Giveroli. „Ja przecież mam jego koła!”. Jak się okazało, sprzęt teamu Banesto, w którym Darek jeździł przed laty, trafiał po sezonie do lokalnych sklepów rowerowych i w ten sposób koła znalazły się w rowerze siwiutkiego, ale energicznego Fede, który od lat dojeżdża na nich codziennie do pracy za barem w Giveroli. I pamięta Darka z wyścigów. Trasy w okolicy są dla kolarzy idealne. Teren urozmaicony, ale góry nie nazbyt duże. „To też ważne – mówi Radosz – Na długich podjazdach noga się zamula. Ale czasami też trzeba podjechać dłuższy podjazd, wtedy celem staje się podjazd na Santa Fe – 25 km pod górę, ok. 1400 m różnicy wysokości”. Po zjeździe oczywiście kawa i powrót przez Blane, Lloret i Tossa de Mar. Średnie prędkości treningów to ok. 33 km/h. Powrót z treningu to nie koniec programu obowiązkowego. Do pracy są już gotowi masażyści, czeka basen z solanką i maty elektromagnetyczne. Podobnie jak trening w tym okresie techniki regeneracyjne wprowadza się stopniowo. „Do masażu trzeba nogę powoli przyzwyczaić, więc masujemy zawodników na zmianę, co kilka dni” – mówią odpowiedzialni za regenerację (i wiele innych rzeczy) Łukasz Tkaczyk i Piotr Chmielewski. Z podsłuchanych przy śniadaniu rozmów wynika, że najbardziej podobają się wszystkim maty („ja dzisiaj dałem sobie na trójkę”; „Ja na dwójkę, ale też czułem” itd.), może dlatego, że wystarczy położyć się na leżance i poddać zbawiennym właściwościom pola elektromagnetycznego.

Sprzęt

Zgrupowanie jest okazją przymierzenia się do nowych rowerów. Drużyna zmienia ramy i w tym roku będzie się ścigać na Jamisach Xenithach. Kilku zawodników miało już okazję na nich pojeździć, wiadomo więc, że są lekkie i dobrze zachowują się na zjazdach. „Krzysiu, wziąłeś 14-ki?” – na pierwszym spotkaniu pyta mechanika Konrad Kott. „Chyba PANIE Krzysiu” – poprawiają go natychmiast starsi. „Wziąłem, wziąłem” – Krzysztof Pokorski nie obraża się, dobrze rozumie za to, że kolarze nie wsiadają na rowery z mostkami krótszymi niż 130 mm. Zna zresztą na pamięć podstawowe wymiary rowerów każdego zawodnika. „Nie ma wśród nich nikogo, kto miałby szczególne wymagania pod względem ustawień roweru i wyposażenia. To profesjonaliści”. Mimo to Krzysztof w Giveroli miał wyjątkowo dużo pracy, bo rowery przyjechały prosto z fabryki. „Zawodnicy muszą się trochę przestawić, nowe Jamisy mają inne kąty niż Carrery, na których ścigali się w zeszłym roku. Niektórzy próbują innych niż dotychczas rozmiarów ram, sprawdzają różne ustawienia”. Na szczęście praca przy rowerach w typowo kolarskim hotelu jest łatwiejsza niż gdzie indziej. Ciepło, wszystko co potrzebne jest pod ręką, a rowery wracają z treningów niezbyt brudne.

Dobre warunki

Drużyna BDC pierwszy raz jest w Giveroli. Podoba im się. „Mamy tu wszystko, czego potrzebujemy. Basen, siłownia, dużo miejsca, żeby się ze wszystkim rozłożyć, a przede wszystkim – jedzenie. Wszystko robione na miejscu, świeże” – mówi Robert Radosz. Okazuje się, że znalezienie hotelu z dobrym jedzeniem jest dla ekip podstawowym problemem, wcale niełatwym do rozwiązania. „Po tych daniach z torebek i mrożonek człowiek nie czuje, żeby trening coś dawał. Brakuje pełnej regeneracji. Dlatego tutaj naprawdę jest nam dobrze”. Robert jest w ekipie kimś więcej niż tylko doświadczonym kolarzem. Przejął dużą część obowiązków organizacyjnych, wyręczając niewątpliwie kierownictwo BDC. Na zgrupowaniu to on jest szefem. Dariusz Banaszek pozostaje przede wszystkim sponsorem, dyrektorem sportowym i opiekunem drużyny. Kolarze cenią go wysoko. „Darek był kolarzem, zna nasze potrzeby, nie możemy na nic narzekać” – to zdanie przewija się w rozmowach często. Dla zawodników ważne są choćby takie szczegóły jak fakt rozbicia zgrupowania na dwie fazy (dwa tygodnie wcześniej stacjonowali w Lloret de Mar). „Niektórzy dyrektorzy wolą robić jedno dłuższe zgrupowanie, żeby zaoszczędzić na dodatkowych przelotach. My nie musimy w ten sposób kombinować, mogliśmy wrócić na chwilę do rodzin, odpocząć – to ważne”. Są więc środki, nie ma presji, kolarze mogą koncentrować się na przygotowaniach. Potwierdza to nawet Marcin Sapa znany z bezkompromisowego podejścia do kwestii uczciwości i właściwego traktowania kolarzy. Zaczynając z licencją MTB, BDC zdołało wyrobić sobie dobrą markę. Teraz jest już oficjalnie wśród najlepszych ekip w kraju, ale wszystko wskazuje, że to nie koniec aspiracji Dariusza Banaszka, który chciałby wprowadzić zespół na wyższy, międzynarodowy poziom rywalizacji. „Jeśli będziemy się dalej tak rozwijać, nie widzę żadnych przeszkód” – mówi Adam Wadecki, który jako nowy członek ekipy ma szersze spojrzenie na sytuację. Podobnie nastawieni są pozostali. Wypada teraz czekać na wyścigi, które zweryfikują, czy hasło „Możemy, nie musimy” sprawdzi się równie dobrze jak w poprzednim sezonie.#

top 3

Czytaj więcej

Jeździj jak zawodowcy i zabezpiecz swój telefon na rowerze – uchwyt do telefonu na rower marki RokForm

Czytaj więcej

Filmy

Wybór redakcji

Czytaj więcej

Jeździj jak zawodowcy i zabezpiecz swój telefon na rowerze – uchwyt do telefonu na rower marki RokForm

Czytaj więcej
comments powered by Disqus

Informuj mnie o nowych artykułach