Bike Maraton

Kielce zdobyte!

Kolejna edycja DHL Powerade Bike Maratonu 2004, największego cyklu imprez kolarskich w Polsce, odbyła się 29 maja w Kielcach. Jego trasa przebiegała przez malownicze zakątki regionu od południowo-zachodniej strony miasta. Maraton składał się z pętli o długości 50 km i łącznym przewyższeniu ponad 1000 m. Chętni wybierali jedno lub dwa okrążenia. Start i meta maratonu znajdowały się na Stadionie Leśnym, a sam wyścig rozpoczął się honorową rundą po ulicach Kielc, by być kontynuowanym w bardziej urozmaiconym terenie. Na starcie pojawiło się dwóch znakomitych profi – Cezary Zamana i Piotr Wadecki oraz wielu bardzo dobrych „górali” z Action ATi czy Born Maraton Racing Team. Poziom sportowy był więc niezwykle wysoki. Dopisali też amatorzy, więc każdy miał szansę rywalizować z równymi sobie. Dojazd na stadion okazał się bardzo prosty, miejsc do parkowania było sporo, zaś rano w biurze, bez tłoku, można było spokojnie odebrać chipy i prezenty (standardowy Powerade, batonik i rowerowe skarpetki Meridy).Potem rzeka wylała, a liczba chętnych zapisujących się w ostatniej chwili spowodowała, że start nieco się opóźnił. Na szczęście pogoda dopisała. O 11:20 wszyscy znaleźli się już na trasie. Oddajmy jednak głos Łukiemu, który zdecydował się na pokonanie pełnego, ponad stukilometrowego dystansu.

W skrócie

Bardzo urozmaicona, dość trudna i długa trasa (117 km). Idealna pogoda. Niesprawdzony rower – pierwszy maraton na freeride’owym sprzęcie. Najgorsza gleba w życiu. Trochę pobłądziłem, ale i tak miałem szczęście. Dawno się tak nie wyjeździłem, ale i dawno nie miałem takiej satysfakcji.

Szczegóły

Na miejsce dotarliśmy dzień wcześniej, na tyle późno, że na objechanie większego fragmentu trasy nie starczyło już czasu. Trochę się tylko pokręciliśmy po okolicy. Dla mnie miało to o tyle duże znaczenie, że „popełniłem” coś, co nigdy nie powinno mieć miejsca. Tuż przed maratonem rozebrałem i przeczyściłem w moim fullu całe zawieszenie, suport, korby, przednie zębatki, a także podprostowałem tarcze i poustawiałem na nowo zaciski. Miałem to wszystko sprawdzić w piątek, w Kielcach, ale nie było kiedy i wystartowałem na niesprawdzonym rowerze! Oznaczało to, jak się później okazało, prawie 120 km z ocierającą się o zacisk przednią tarczą. Był to mój pierwszy start na freeride’owej wersji NRS-a (tak nazywam zimowo-miejsko-wycieczkową konfigurację mojego roweru). Szeroka, gięta kierownica, stromy i krótki mostek, większy skok z tyłu i miękko napompowany tylny SID. Bomber z ECC z przodu zapewniał na stromych podjazdach brak kłopotów z utrzymaniem przedniego koła na ziemi. Opuszczenie główki o 5-7 cm na podjazdach czyniło cuda.

W blokach, gotowi, start!

Na starcie pojawiłem się ok. 10:20 i wcale nie byłem na samym początku. Stało już pewnie ze 150 osób. Ponieważ 25 minut czekaliśmy na spóźnialskich, oznaczało to ok. godziny stania i czekania. Dobrze, że nie lunęło. Tym razem postanowiłem trzymać się blisko czoła pochodu, bo start z ostatnich rzędów w Jeleniej Górze nie przypadł mi do gustu. Po rozmowie na starcie z jednym z autochtonów wiedziałem dokładnie, gdzie będzie start ostry i jak wygląda trasa. Plan był taki: trzymać się niedaleko czoła, odpocząć dopiero po wjechaniu na teren, gdzie i tak zrobi się tłok. Tak właśnie było. Trasa przypominała Kraków, który był jednak trochę bardziej „górski”. Długie, mozolne podjazdy (nie dla mnie), szybkie, dziurawe zjazdy i nierówny teren (dla fulla raj!). Można było siedzieć sobie spokojnie, kręcić pedałami i tylko słuchać chlupotu tłumików.

Na nos…

Na ok. 20. kilometrze (tuż przed pierwszym bufetem) mój rower zaczął wydawać tak przeraźliwe odgłosy, że myślałem, iż pękła rama. Zaczęło coś makabrycznie trzeszczeć i piszczeć przy każdym obrocie korbami. Nawet zatrzymałem się na chwilę, ale na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało w porządku. Z nadzieją, że oddzielenie się dwóch części „ewentualnie” pękniętej ramy nastąpi przy szybkości poniżej 50 km/h, pojechałem dalej. Na ok. 50. km trzeszczenie ustało równie nagle jak się pojawiło. Czary. Jeżeli ktoś między 20. a 50. km widział lub słyszał „starszego pana z brzuszkiem” na czarnym rowerze z makabrycznie piszczącym zawieszeniem, to byłem ja.

II runda

Na rozjazd meta-giga dotarłem chyba po 2 godzinach i 45 minutach od ostrego startu. Decyzja, czy jechać na giga, została podjęta po Danielkach 2002, gdy stchórzyłem, zjeżdżając po pierwszej pętli na metę. Żałowałem tego przez cały rok. Powiedziałem sobie wtedy – „jeżeli dłuższy dystans jest otwarty, jadę!”. Zaraz po rozjeździe złapał mnie pierwszy skurcz, kiepsko. Całą drugą rundę stosowałem terapię przeciwskurczową – częste przesuwanie się na siodełku przód-tył, wyższa kadencja, rozciąganie nóg na zjazdach. Druga runda okazała się zupełnie nietypowa. Cały czas jechałem z kimś, a nawet z większymi grupkami. Działało mobilizująco (cały czas ma się kogoś z przodu i za sobą). Ostatnie 5 km było wyścigiem! Wjechałem wtedy na podjazd, który na 100% pokonałbym „z buta”, gdyby nie to, że czułem czyjś oddech na plecach… No i wreszcie meta! Czas – ok. 6:20. Miejsce 108. w Open i 25. w M3.

Podsumowanie

Dawno już nie miałem takiej satysfakcji z ukończenia maratonu. Było super!

Wyniki DHL Powerade Bike Maraton 2004, Kielce 29.05.2004

MegaMaraton (krótki dystans)

Kategoria Open mężczyźni: 1. Damian Mroncz, Bytom 2. Marcin Przybyła, Szczyrk 3. Albert Fokt, Kalisz 4. Dariusz Fokt, Kalisz 5. Cezary Zamana, Warszawa Kategoria Open kobiety: 1. Magdalena Balana, Ustrzyki Dolne 2. Anna Świerkowicz, Gdynia 3. Edyta Szczepaniak, Gliwice 4. Alicja Rucińska, Józefów 5. Sława Staszczak, Warszawa Zwycięzcy kategorii: M1 – Marcin Grzonka, Puszczykowo; M2 – Damian Mroncz, Bytom; M3 – Daniel Pepla, Wieruchów; M4 – Armand Surwilo, Tychy; M5 – Kazimierz Malag, Antonin; K1 – Karolina Bach, Lubin; K2 – Magdalena Balana, Born Team; K3 – Edyta Szczepaniak, Gliwice. Kategoria Open mężczyźni: 1. Wojciech Rakowski, Poznań 2. Dariusz Woźniak, Borzytuchom 3. Rafał Lukawski, Born Team 4. Marcin Uciński, Opole 5. Sławomir Kulej, Jelenia Góra Kategoria Open kobiety: 1. Katarzyna Szczurek, Born Team Zwycięzcy kategorii: M1 – Artur Kaczmarski, Radom; M2 – Dariusz Woźniak, Born Team; M3 – Wojciech Rakowski, Born Team; M4 – Sławomir Kulej, Jelenia Góra; M5 – Jerzy Pleskot, Otwock; K1 – Katarzyna Szczurek, Born Team.

top 3

Czytaj więcej

Jeździj jak zawodowcy i zabezpiecz swój telefon na rowerze – uchwyt do telefonu na rower marki RokForm

Czytaj więcej

Filmy

Wybór redakcji

Czytaj więcej

Jeździj jak zawodowcy i zabezpiecz swój telefon na rowerze – uchwyt do telefonu na rower marki RokForm

Czytaj więcej
comments powered by Disqus

Informuj mnie o nowych artykułach