Da zdrastwuj jewropa – czyli świat po akcesji
1 maja wciągnęliśmy na maszt flagę z dwunastoma gwiazdkami, a przez następny miesiąc będziemy świętować zjednoczenie. Kiedy opadną serpentyny, wielce prawdopodobne jest, że obudzimy się z potwornym kacem. Jak wejdzie do Unii polska branża rowerowa? Kto straci, kto zyska i co powinien zrobić klient?
Polski rynek rowerów tylko w niewielkim stopniu był do tej pory wolny. Rządziły na nim duże firmy importerskie, będące przedstawicielami czołowych producentów i posiadające wyłączność na terenie kraju. Każdy z importerów budował własną sieć przedstawicieli w oparciu o sklepy partnerskie. Na porządku dziennym były umowy wyłączności oraz utrzymywanie sugerowanych cen. Sklepy składały zamówienia, importer sprowadzał tyle sprzętu, ile miał zamówień. Nic więc dziwnego, że czasami sklepom brakowało towaru, a czasami zostawały z nim na drugi rok. Nie wszyscy importerzy domawiali sprzęt w trakcie sezonu, zresztą decydujący był czas transportu z Azji. Wszystko to powodowało, że rynek polski był dość słabo zaopatrzony oraz zblokowany. Nie można mówić w przypadku Polski o zmowach kartelowych, ale pewne decyzje dużych firm były nad podziw zgodne. Tymczasem już pierwszego maja nasz słaby i płytki jak na europejskie warunki rynek rowerowy zjednoczy się w ramach Unii Europejskiej. Za zachodnią granicą kipi w międzyczasie największy w Europie i jeden z największych na świecie rynek niemiecki. Zbliża się wojna światów czy konserwacja europejskiej prowincji?Kto może stracić na Unii?
Zarówno Norbert Heller, Piotr Bednarz, jak i Maciej Lepieszkiewicz nie boją się strat, chociaż wszyscy przyznają, że niektóre firmy na pewno stracą i nawet jeżeli nie jest to przesądzone, taka możliwość wisi w powietrzu. „Cult-Bikes w znacznej części zaopatruje się na zachodzie i nie zamierzamy tego zmieniać” – deklaruje Piotr Bednarz. „Według naszych analiz Cult-Bikes nie musi się obawiać konkurencji z UE. Jeżeli chodzi o internet, mamy dobry asortyment, niskie ceny, korzystne warunki sprzedaży oraz krótki czas realizacji”. „Dzięki wspólnemu rynkowi będziemy mogli przerzucać towar między państwami unijnymi” – prognozuje Maciej Lepieszkiewicz. Zawsze będziemy mogli również przenieść towar do państw poza wspólnotą, np. do Rosji. Kto straci? Ta firma, która nie zdąży sprowadzić rowerów wyprodukowanych w Chinach do 1 maja, może zaliczyć plajtę już na drugi dzień po zjednoczeniu. Również polscy producenci będą musieli dokładnie policzyć udział w produkcie wyrobów spoza Unii. Bruksela to nie Warszawa, tam się trzeba tłumaczyć z setnych części procenta”. Jeden z naszych rozmówców, pragnący zachować anonimowość, gdyż prowadzi sklep rowerowy w zachodniej Polsce i jeszcze korzysta z usług polskich importerów, ma na półce folder niemieckiej hurtowni i zamierza skorzystać z jej usług. Biegle mówiący po polsku handlowiec pojawił się u niego w sklepie już jakiś czas temu. Ma również swój typ, jeżeli chodzi o firmę, która najwięcej straci na Unii, ale nie chce wymieniać jej nazwy. „Według mnie oni się wywrócą na sto procent, nikt, z kim rozmawiałem, nie zamierza z nimi kontynuować współpracy”. Ile firm znajdzie się w podobnej sytuacji? Czego można się obawiać? „Boimy się, że zmiany będą zachodzić bardzo powoli – deklaruje Piotr Bednarz – liczymy jak największą liberalizację i otwarcie rynku”. „Obawiamy się tylko urzędników w Warszawie – precyzuje Maciej Lepieszkiewicz. Ministerstwo miało opóźnienie w nadawaniu numerów VAT”. „Boję się, że rynek oszaleje, i nie chodzi wcale o rynek rowerowy, ale o cały rynek” – mówi nasz anonimowy sklepikarz. „Ludzie dostaną w plecy, bo wszystko może zdrożeć i to zamknie popyt na rowery. Pohandlowaliśmy ze trzy lata na przyzwoitym poziomie, teraz to może stanąć”. Na co może liczyć klient? „Ruch cen w dół może wynieść do 3% wartości, jeżeli chodzi o produkty z państw zachodnich. Na więcej bym nie liczył, bo nie ma czego ciąć” – wylicza Norbert Heller. „W Polsce cena zależy od importera, a oni nie będą raczej zamienieni przez własne sieci dystrybucyjne producentów, więc postarają się utrzymać ceny”. „Ceny raczej nie spadną – deklaruje również Piotr Bednarz – bo ceny dostosowuje się do klienta i do rynku. Zresztą na zachodzie ceny niektórych produktów są wyższe niż u nas. Natomiast z pewnością odczuwalnie poprawi się kwestia dostępności towaru”. „Polski rynek nie odczuje wyraźniejszych różnic i ewentualne podwyżki będą niższe niż w Czechach czy na Litwie” – przewiduje Maciej Lepieszkiewicz. Główny powód to zmiana ceł na rowery produkowane w Azji. Te wyprodukowane na Tajwanie zostaną objęte 15% cłem zamiast 12%. Jeżeli chodzi o sprzęt produkowany na kontynencie (czyli w Chinach), wprawdzie ma on cło 10,5%, ale dochodzi kara antydampingowa, co razem daje 41,5% cło. Dlatego w Polsce podstawa ceny ruszy się o 3%, a w innych państwach kandydackich wzrost ten wyniesie i 15%!
Żadnych rewolucji, może kosmetyka
„Nie spodziewałbym się po polskim rynku żadnych gwałtownych zmian” – powiedział redakcji MR Norbert Heller, przedstawiciel na Polskę kilku europejskich producentów. „Firmy zachodnie reprezentowane są w Polsce przez importerów, którzy dbają o poszczególne marki, kontrolują sieć sprzedaży i załatwiają szereg spraw, np. kwestie gwarancji lub reklamacji. Każda z firm, chcąc wejść bezpośrednio na rynek, musiałaby załatwiać te sprawy sama. Nie będę jednak ukrywał, że firmy niemieckie dyskutowały zaistniałą sytuację i szukały różnych rozwiązań. Może się okazać, że w Polsce pojawią się firmy wcześniej nieznane, może niektóre sklepy czy hurtownie zdecydują się na wejście. Może wzrosnąć ilość sprzętu oraz jego asortyment. Nie przewidywałbym natomiast wyraźnego spadku cen, gdyż w relacji Europa – Polska nie ma już ceł, więc ceny mogą być zredukowane raczej wyłącznie dzięki odjęciu kosztów obsługi dokumentów. Może natomiast wytworzyć się inna sytuacja, kiedy to mali producenci z Polski zaczną wchodzić na rynek niemiecki, a przy jego naturalnej chłonności mogą odnieść sukces”.
Niech żyje liberalizm!
„Mam nadzieję, że wejście do Unii zmieni głęboko polski rynek i bardzo tego oczekuję”. Takie europejskie nadzieje ma Piotr Bednarz – właściciel sklepu internetowego Cult Bikes. Kontrowersyjne działania sprowadziły na niego odium niechęci większości polskich importerów, z którymi Bednarz nie handluje i bardzo sobie to chwali. „W Polsce kilka dużych firm ma pozycję monopolistów, usztywniają one rynek i wprowadzają do umów klauzule, które są dość dyskusyjne, a w Unii Europejskiej na pewno zakazane (chodzi o klauzule wyłączności i utrzymania ceny sugerowanej przez importera – przyp. red.). Już to powinno poluzować polski rynek. Po drugie, pojawi się niewątpliwie więcej różnorodnego sprzętu, a jego dostępność nie będzie zależała od dobrej woli importera, bo jak nie on, to ktoś inny ten sprzęt przywiezie. Nie wierzę również w to, że w Polsce wszystko zostanie po staremu. Polski rynek jest dość płytki, sprzedaje się dużo rowerów, ale są to rowery tanie, hipermarketowe. Jeżeli chodzi o sprzęt z wyższej półki, małe sklepy niemieckie sprzedają tyle, co w Polsce udaje się sprzedać w dużych miastach. Nikt więc nie zrobi nic niemieckim firmom, jeżeli wprowadzą one do Polski np. tira osprzętu bez zgody polskiego importera, bo ich obroty są dużo większe. Problemy mogą mieć natomiast polscy importerzy”.
Żadnych obaw, tylko możliwości!
„O Unii wiemy nie od dziś i nie budzi ona naszych obaw” – mówi Maciej Lepieszkiewicz z Giant Polska. „Nasza firma jest nie tylko importerem, ale również eksporterem, a dziewięć państw z 20, z którymi handlujemy, wchodzi do wspólnego rynku (obecnie GP to centrum dystrybucyjne na całą Europę Środkowo-Wschodnią). Dla nas jest to sytuacja wręcz komfortowa, bo ułatwi dystrybucję i uprości pracę. Do akcesji jesteśmy więc dobrze przygotowani, obserwowaliśmy wszystkie zmiany i przenieśliśmy produkcję z fabryk chińskich z powrotem na Tajwan lub do tajwańskich fabryk w Wietnamie. Dzięki temu możemy zaproponować lepszy produkt w lepszej cenie, gdyż przyjęliśmy zasadę Ôucieczki do przoduŐ. Nasze rowery będą lepiej wyposażone, gdyż takie są oczekiwania naszych klientów. Zwiększymy również produkcję, żeby niwelować zmiany ceł. Obserwujemy jednak z uwagą całość rynku i powiem, że dla nas wejście do Polski sieci sklepów – a taką możliwość widzę wśród firm z Beneluxu – będzie przyjęte pozytywnie. Opieramy się obecnie na ponad 400 sklepach (w tym 100 patronackich) i jeżeli będziemy mogli współpracować z lepszymi sklepami, skwapliwie z tego skorzystamy”.
Na zachodzie bez zmian
O ile niektóre firmy w Polsce myślą o Unii już od dłuższego czasu, u naszych zachodnich sąsiadów nie wszyscy są tak przewidujący. Sprawdziliśmy, na co możemy liczyć po wejściu do Unii i jak zmienią się dla nas ceny. Po pierwsze, dokonując zakupu w Niemczech nie będziemy mogli uzyskać zwrotu VAT na granicy. Chociaż i tak ten podatek w Niemczech wynosi na komponenty i rowery od 7% do 16%. Znikną również wszelkie sklepy bezcłowe itp. Jak to wygląda przy zakupach internetowych? Obecnie, żeby kupić sprzęt w takim sklepie, musimy po pierwsze znaleźć sklep, który obsługuje państwa spoza Unii (tak więc po pierwszym maja ta bariera zniknie). Po drugie, w tej chwili nie możemy płacić za zakupy zaliczeniem pocztowym, co powinno stać się możliwe po zjednoczeniu. Po trzecie, od członków Unii żąda się mniejszych kwot za obsługę oraz niższe są ceny transportu oraz wysyłki. W najtańszym odwiedzanym przez nas sklepie niemieckim wysłanie zamówienia do Polski kosztuje o 20 euro drożej niż w Unii i wynosi prawie 50 euro. W najdroższym ponad 70 euro i jest o 50 euro droższe niż wysyłka wewnątrz Unii. Nie będzie wymagane od nas minimalne zamówienie – w niektórych sklepach obecnie od 500 euro, a jak już, to jego wysokość spadnie do 150 euro. W niektórych sklepach za takie zamówienie dostaniemy w obrębie Unii przesyłkę za 5 euro – pakowanie i ubezpieczenie gratis. Policzmy… Za wydane w Niemczech 750 PLN dopłacimy jeszcze 25 zł i jest to wariant najkorzystniejszy (zaliczenie i przesłanie pocztą). W najdroższym przypadku do tej kwoty musimy doliczyć ok 150 zł, aby sprzęt dotarł do naszego domu (pakowanie gratis, ale płacimy za kuriera i obsługę zamówienia). Na pocieszenie możemy powiedzieć, że nic nie będzie „gniło” na cle i nie będzie żadnych bzdurnych dokumentów do podpisu. Według naszych ocen w bieżącym roku jeszcze niewiele się wydarzy. Wspólny europejski rynek jest na razie dla polskich firm czymś całkowicie niewiadomym. Nieznane są więc i trudne do przewidzenia następstwa akcesji. W porównywanej do Polski Hiszpanii po akcesji zbankrutowało około 50% firm, a kolejne 25% miało duże kłopoty, żeby utrzymać się na rynku. Można więc przypuszczać, że podobne zjawisko w zbliżonej skali może mieć miejsce i w naszym kraju. Przewidujemy, że w tym roku nie czekają nas zbyt duże zmiany. Prawdopodobnie wzrost cen w Czechach i na Słowacji, co uczyni zakupy w tych krajach mniej konkurencyjnymi. W Polsce ceny do końca bieżącego roku raczej nie ulegną zmianie, gdyż na rynku będzie towar zamówiony jeszcze w roku ubiegłym. Nowe kolekcje 2005 będą prawdopodobnie droższe, ale równocześnie lepsze, wyższej jakości. Zwiększy się natomiast asortyment i polepszy poziom obsługi. Może również dojść do konsolidacji firm i powstania silnych grup biznesowych. Okaże się, że polski rynek zostanie wchłonięty przez niemieckie sieci dystrybucyjne jako fragment rynku niemieckiego, a wtedy ceny i warunki będą dyktowane gdzie indziej. Jeżeli więc ktoś zastanawia się nad kupnem nowego sprzętu i zależy mu na cenie, niech kupuje przed końcem tego roku. Jeżeli zaś stawia na jakość i niezawodność, może wstrzymać się z zakupem, gdyż w Polsce powinno pojawić się więcej produktów z wyższej półki cenowej, za to z polską gwarancją i za sensowne pieniądze. Wejście do Unii oznacza bowiem również zwiększone wymagania dla producentów, lepszą jakość produkcji, zwiększoną ochronę konsumenta oraz wymusi wymaganą w Unii konkurencyjność. Część sklepów, a na pewno te „zatrzymane w czasie”, zniknie z rynku. W tych, które zostaną, pojawią się rowery różnych firm. Unia zakazuje wyłączności, co powinno zwiększyć konkurencyjność oraz ruszyć rynek, możliwe są więc programy lojalnościowe oraz wojny rabatowe, gdyż wszystko to miało miejsce w państwach dwunastki. Pojawi się również więcej komponentów i osprzętu, który nie będzie mógł być ani wątpliwej jakości ani wadliwie wykonany – Unia maniakalnie dba o certyfikaty. Wszystkie te zmiany wychodzą naprzeciw konsumentowi. Jeżeli rynek polski zostanie oceniony jako wartościowy i będzie stale rósł, w kolejnych latach pojawią się na nim większe zmiany i więcej firm unijnych. Dotychczasowych polskich importerów czeka być może ciężka walka i dużo pracy nad obroną własnych pozycji. W każdym razie wszystkie zmiany powinny być rozciągnięte w czasie. W tym roku nie należy spodziewać się żadnej rewolucji. tekst: Miłosz Sajnog
Niestraszna konkurencja
Rozmowa z Tomaszem Radzkim – szefem jednej z największych polskich firm dystrybucyjnych, Velo sp. z o.o. Czy w Państwa opinii polski rynek rowerowy zmieni się po akcesji? Uważamy, że na rynku wystąpią zmiany, choć z pewnością nie gwałtowne. Nieznacznie wzrośnie poziom konkurencji, ale nie spowoduje to burzliwych zmian w strukturze dystrybucji. Czy akcesja wpłynie na kształtowanie się cen w Polsce? Naszym zdaniem nie wpłynie na zmianę cen na rynku rowerowym w bieżącym sezonie. Sytuacji w latach następnych nie da się natomiast przewidzieć. Jeżeli zostanie podjęta decyzja o przedłużeniu stosowania w Unii Europejskiej instrumentów antydumpingowych na rowery z Chin, wówczas większość importowanych do Polski rowerów będzie pochodziła z droższej produkcji na Tajwanie i w Wietnamie. Nie może to nie wpłynąć na wzrost cen rowerów. W przypadku niepodjęcia takiej decyzji stawki celne nie będą miały wielkiego wpływu na zmianę cen. Należy wspomnieć, że występuje obecnie czynnik, który wpływa na podwyższenie cen produkcji rowerów niezależnie od akcesji Polski do struktur Unii Europejskiej. W 2005 ceny rowerów wzrosną z powodu coraz wyższych cen stali. Czy obawiacie się konkurencji firm zachodnich? Staramy się stanowić silną konkurencję dla innych dystrybutorów rowerów i akcesoriów rowerowych. Ewentualną konkurencję ze strony firm unijnych traktujemy jak każdą inną. Razem z zaprzyjaźnionymi z nami sklepami stworzyliśmy Grupę Handlową „Accent”. Dzięki współpracy w Grupie liczącej obecnie około stu placówek udało się osiągnąć wysoką efektywność dystrybucji i bardzo dobry poziom zaopatrzenia. Ta swego rodzaju konsolidacja pozwala na obniżenie kosztów dystrybucji, reklamę trafiającą do szerokich mas odbiorców i na prowadzenie atrakcyjnych dla konsumentów akcji promocyjnych. Mamy w ofercie produkty cenione na całym świecie, po akcesji nie dojdzie do wyparcia ich przez towary z Niemiec lub Czech.