Dominatorka
W domowych warunkach wygrywa jak dotąd seryjnie i w tym sezonie jest nie do pokonania. Zdobyła Młodzieżowe Mistrzostwo Europy oraz znalazła się tuż za podium podczas mistrzostw świata elity. Największe sukcesy odnosi w omnium. Nazwa tajemnicza, bo i kolarstwo torowe pełne tajemnic. Jedno jest pewne, w Polsce dominuje w nim Małgorzata Wojtyra
Tekst: Miłosz Sajnog, Zdjęcia: Łukasz Rajchert, makijaż i fryzury: Ewelina Szura
Kolarstwo torowe jest lepsze, bo…? Dla mnie jest mniej stresujące, mniej męczące psychicznie i bardziej atrakcyjne niż szosowe. Na wyścigu jedziesz dwieście kilometrów, właściwie mało się dzieje, potem idzie akcja, nie załapiesz się i koniec. Na torze masz kilka konkurencji, masz widownię, doping i emocje. Tu również cały czas coś się dzieje. Na torze zdobyłam też pierwszy medal olimpiady młodzieży, może właśnie dlatego je lubię. Zawsze chciałaś być kolarzem torowym? Przepraszam za pytanie, ale samo się narzuca… Nie, wcale nie chciałam być kolarzem. Na tor trafiłam w klubie, do którego zapisałam się razem z koleżanką, to znaczy, ona mnie wciągnęła. Wcześniej siedem lat trenowałam gimnastykę sportową. I kiedy w tej dyscyplinie już mi nie szło, postanowiłam znaleźć coś nowego, bo nie jestem typem, co siedzi. Próbowałam tańczyć, chciałam grać w siatkówkę, ale mi powiedziano, że jestem za niska. Wcześniej nie wiedziałam nawet, że jest coś takiego jak tor, ani że można wjechać na taką ścianę. W sumie, to czysty przypadek… To, jak rozumiem, omnium, czyli sześć konkurencji, które musisz pojechać na podobnym poziomie, jest mniej obciążające psychicznie niż wyścig na szosie? Męczące jest wtedy, kiedy zbyt dużo o tym myślisz. Każdą konkurencję musisz pojechać na tyle dobrze, żeby nie spaść w klasyfikacji generalnej, jeśli się chce powalczyć. Wiadomo, że jak chcesz mieć dobry wynik, musisz pojechać dobrze wszystkie konkurencje. Ale, jeżeli jedna ci nie pójdzie, to jeszcze nic straconego, bo innym też któraś może nie pójść. Dlatego nie można myśleć zbyt dużo, tylko jechać swoje najlepiej jak się potrafi. Omnium to pewne zaskoczenie… Omnium wprowadzono jako dyscyplinę olimpijską, czego nikt się nie spodziewał. Sześć konkurencji, po trzy w ciągu dnia. To ciężkie, ale daje się radę. A mój pierwszy medal mistrzostw Europy zdobyłam w scratchu w 2009 roku. To jeszcze mniej stresująca konkurencja, na torze tłok i ciągła akcja… No, jedzie się w grupie i finiszuje. Przepycha i walczy o pozycje… I stara się utrzymać koło, bo tempo jest wcale niemałe… Dla widzów sytuacja na torze zmienia się wtedy jak w kalejdoskopie, jak wygląda to od środka? W męskim medisonie to sędziowie muszą mieć sokoli wzrok, bo tam jest faktycznie zamieszanie. U kobiet tak nie ma. Jak odjedzie grupka, to wiadomo, że albo nadrobi, albo zostanie skasowana. My możemy się w tym połapać bardzo łatwo. Wiemy, kto nadrobił okrążenie, wiemy, kto nam zagraża, wiemy, kto jest na którym miejscu. Mamy to wyuczone. Wiem na przykład, kto mi zagraża, kogo muszę pilnować. Dla nas akcja w środku jest szybsza niż dla widza. Często spotykam się z opinią, że jedziemy wolno. To jest złudne, bo przełożenie nie odpowiada prędkości. A ty wolisz się ścigać z czasem czy z zawodniczkami? Jeżeli chodzi o czas, to krótkie konkurencje idą mi lepiej niż trzy kilometry, nad którymi muszę jeszcze popracować. A z konkurencji grupowych lepiej czuję się w scratchu, bo wiem, że jak przyjdzie finisz, to sobie poradzę. Natomiast wyścig punktowy to dla mnie loteria, bo tam jest dziesięć finiszów i na każdy trzeba być przygotowanym. W wyścigu australijskim z kolei trzeba być bardzo mocnym, ale i uważnym, bo jeden głupi błąd i już mnie nie ma w wyścigu. Mogę powiedzieć, w której czuję się słabiej, ale trudno powiedzieć, w której konkretnie jestem najlepsza. A w której chciałabyś być najlepsza? Dla mnie najważniejsze obecnie jest omnium, bo to konkurencja olimpijska. Nie wiadomo wprawdzie, czy się utrzyma, tego dowiemy się po Londynie, ale teraz szykuję się na omnium i do wyścigu drużynowego na dochodzenie. Ostatnie mistrzostwa Polski to sześć złotych medali w elicie, do tego dwa złota w kategorii młodzieżowej. Czy w Polsce z kimś się ścigasz? Przyznam szczerze, że mistrzostwa Polski to najcięższe zawody i najbardziej stresujące. Ścigają się dziewczyny z kadry, do tego dochodzą zawodniczki z klubów, a kadra jest przecież na bardzo wyrównanym poziomie. Dobrą zawodniczką jest Kasia Pawłowska, Eugenia Bujak, też Edyta Jasińska. Do tego są młodsze zawodniczki. Można się bać. I nie jest tak, że przyjeżdżam na mistrzostwa i wiem, że wygram. Każdy obstawia najmocniejszego, a zatem mam na sobie najwięcej zawodników i każdy chce pojechać mi po kole. Ciężko przeprowadzić jakąś akcję… Omnium stało się dyscypliną olimpijską i od razu rozpoczęły się rozważania o medalu, szansach i tak dalej… Tak, poszło to moim zdaniem za daleko. Bardzo się cieszę, że udało mi się zdobyć medal w ubiegłym roku na mistrzostwach Europy, potem było podium w pucharach i już byłam przed mistrzostwami świata stawiana jako pewniak na medal. Wyszło czwarte miejsce, nie jest złe i są punkty do igrzysk. Ale teraz zaczęto mówić o igrzyskach, i o medalu, a najpierw trzeba się zakwalifikować… Moim zdaniem nie można wybiegać tak daleko. Kwalifikacje kończą się po mistrzostwach świata w kwietniu i wtedy będę mogła powiedzieć coś więcej o igrzyskach. Plany na najbliższy rok? Kolarskie, rozumiem? (śmiech). Teraz szykujemy się do mistrzostw Europy, potem przed nami Puchar Świata, co miesiąc jest start, więc między pucharami będziemy robić bazę na szosie, mam nadzieję, że w jakimś ciepłym miejscu. Potem MŚ i tam już jest pewne, że każdy kraj wystawi najmocniejszy skład, jaki ma, i najlepszych zawodników, więc po tej imprezie będzie wiadomo, kto w jakiej jest formie i jak komu idzie. Tak było w tym roku, więc nie spodziewam się nowych twarzy, a raczej najmocniejszego składu. Chciałabym w Melbourne zdobyć medal, ale jak to powiem, to zaraz będzie, że jadę po złoto. W tym roku byłam blisko medalu, ale chcę to poprawić. Zapowiada się dla was pracowity rok, pięć imprez na pięciu kontynentach. Jak dajesz sobie radę z transferami, przelotami, różnicami czasu? Zazwyczaj staramy się organizować wszystko tak, żeby organizm jak najmniej stracił, bo wiadomo, że takie przeloty bardzo obciążają. Różnica sześciu czy ośmiu godzin to jest już dużo. Staramy się przylatywać praktycznie na sam start i nie przechodzić aklimatyzacji, bo to wymaga dłuższego pobytu. Nie jest źle na miejscu. Dużo gorsza jest podróż, kiedy trzeba czekać na lotniskach, albo kiedy rowery znikną po drodze. Tak było, jak lecieliśmy do Kolumbii, rowery na trzy tygodnie wyparowały i nikt nie wiedział, gdzie są. To mocno stresujące. Czekamy na lotnisku na pierwsze kartony i zawsze jest obawa, czy wyjadą. Nie masz wrażenia, że uprawiasz bardzo niszową w Polsce dyscyplinę i że lepiej byłoby przejść do innej? Na swój sukces każdy musi zapracować. Medal olimpijski Mai to jest taka ranga, że o tym się mówi. Osiągnięcia na torze już są, ale na razie jesteśmy tylko wspominane. Myślę, że jak się pojawi prawdziwy sukces, zmieni się nasza pozycja. Na torze można zdobyć więcej medali niż na szosie czy w MTB. I to również dotyczy igrzysk. Możemy przywieźć pięć medali! Mam nadzieję, że po ewentualnym sukcesie w Londynie również my trafimy na dłużej do świadomości kibiców. Co zaś się tyczy innych dyscyplin, MTB kojarzy mi się z zimnem i błotem, bo kazano nam jeździć to na jesieni i w zimie, więc nie jestem fanką tego sportu. Zaś szosa wymagałaby ode mnie bardzo dużej zmiany jako zawodnika, i na razie nie myślę o tym. Rozmawiamy na torze w Pruszkowie, na którym teraz trenuje kadra w warunkach idealnych. A jak wyglądało kolarstwo torowe wcześniej, bo przecież zaczęłaś jeździć na torze, zanim został oddany ten pruszkowski? Tory betonowe, które były w Polsce, służyły do rozgrywania zawodów, startowało się na mistrzostwach albo w Pucharach Polski. Jak byłam juniorką, nie było dłuższych zgrupowań, tylko po mistrzostwach Polski jechało się przed zawodami kilka dni wcześniej i tam już na miejscu się trenowało, albo jeździło się do Frankfurtu, bo najbliżej, i tam były krótkie zgrupowania, krótkie konsultacje. Nie było obiektu za granicą, w którym siedzielibyśmy dłużej. Dopiero kiedy pojawił się tor w Polsce, zaczęły się długie zgrupowania. Tor to również kwestia nawierzchni, profilu, szybkości. Masz jakieś ulubione, na których lubisz się ścigać? Jest jeszcze promień łuku, długość prostej i kąt nachylenia na owalu.To wszystko wpływa na jazdę. Im krótszy wiraż, tym wolniejszy tor. Tak samo jak wysokość – im wyższy, tym szybciej na przykład na 200 metrów. Na naszym torze wiraże są rozłożone i wszyscy zawodnicy mówią, że to jeden z najszybszych torów na świecie. Ale już tor w Apeldoorn jest wolny, geometrycznie i technicznie. Wprawdzie dla każdego jest wolniejszy, ale… Lubię tor w Manchesterze, Melbourne, super jest nasz tor. Publiczność jest najlepsza w Manchesterze, tam jest ogień na trybunach. Jak jedzie Brytyjczyk, to aż gęsia skórka się robi… Ale biją brawo każdemu, przy każdej akcji. Zawodnicy to słyszą, więc doping jest ważny. To dodaje skrzydeł. Jest cisza, słychać jak maszyna puszcza i od razu robi się doping. To strasznie dużo daje. Ciężko było przyzwyczaić się do ostrego koła, czy używasz go na co dzień? Ostrego koła używam tylko na torze, chyba że mamy trening szosowy i wtedy mamy ostre koło, ale i do tego hamulce. Pierwsze jazdy na ostrym kole były ciężkie, z tego, co pamiętam. Ważne, żeby się nauczyć nie puszczać korb i że noga musi cały czas chodzić. Jak się puści korby, to można zrobić salto przez kierownicę. Działa to również mobilizująco, bo jak się długo jedzie i przynajmniej trochę odpuści, to od razu dostaje się impuls i to jest mobilizujące. No i hamuje się nogami, więc trochę to trwa… Tor to również jazda w tłoku, na łokcie, upadki, uślizgi, pewnie już do tego przywykłaś, ale na widzach zawsze robi to wrażenie. Są nawet zawodnicy, którzy bardzo lubią tak jeździć na łokcie, kiedy walczy się o pozycję i lekko się spycha jeden drugiego… Kraksy na torze zdarzają się wszędzie, i z przodu, i z tyłu. Właściwie nie wiadomo, gdzie jest gorzej. Jak położy się przód, to leżą najczęściej wszyscy na torze. Kobiety mają to do siebie, że krzyczą, jak coś się dzieje, więc wszystko jest sygnalizowane. No i nie ma wielu zawodniczek, które jadą na maksa i nie patrzą na to, co się dzieje. Ja nie lubię takich akcji, ale jak przy sprincie ktoś mi wchodzi w linię, to nie dam sobie wjechać. Dla niektórych mężczyzn szlify to powód do dumy. Ale my kobiety też potrafimy, i łokciem, i kolanem, i kaskiem, i łokciem w udo. Dzieje się na wyścigu… Masz jakąś modelową taktykę, swój sposób na zwyciężanie? Zazwyczaj jest tak, że trener przedstawia swoją taktykę przed, a zawodnik robi swoją taktykę w trakcie ścigania. Łatwo się mówi, ale tak naprawdę nie wiadomo ani jak ja się będę czuła, ani jak pojadą inne zawodniczki. Najważniejsza jest jazda ekonomiczna, czyli jazda za taką zawodniczką, która może mnie wyciągnąć na finisze za darmo. Jeżeli chodzi o wyścig punktowy, to ważne jest, żeby jechać na finisze, które można wygrać. Nie mocować się o jeden czy dwa punkty, tylko walczyć o pierwsze miejsca. Taktyka jest niestety za każdym razem inna. Najczęściej zależy to od sytuacji na torze i w konkurencji. Ale zawsze jest inaczej. Macie, wy, zawodnicy torowi, inaczej rozłożony sezon, bo ścigacie się w zimie. Ile masz wolnego w roku? Kiedy masz okres roztrenowania? Jak policzę ostatni rok, ze wszystkimi wolnymi weekendami, to wyjdzie mi może ze czterdzieści dni w roku. Ale miałam też takie okresy, że było tego znacznie mniej. Okres roztrenowania w naszym przypadku jest zazwyczaj po mistrzostwach świata w kwietniu i wtedy mamy miesiąc wolny. Ja na przykład miałam tak w tym roku. Potem już wchodzimy w sezon szosowy w Polsce, startujemy dla klubu i ten okres przygotowań jest krótszy niż u tych, którzy nie ścigają się zimą. Ale teraz nie wiem, jak będzie, po mistrzostwach ruszą przygotowania do igrzysk i chyba najbliższe wolne już było… A dotknęła Cię już karząca uwaga poprzedniego prezesa PZKol, że nasze zawodniczki torowe są zbyt grube i muszą schudnąć? Tak, miałam takie przeboje cały czas. To było podstawowe pytanie Prezesa, ile przytyłam, ile schudłam, ile nie schudłam. Chociaż waga stała praktycznie w miejscu. Zresztą w dyscyplinach torowych jest ona trochę inaczej postrzegana, bo zwłaszcza w średnim dystansie mięśnie są duże i muskulatura większa. Tu nie ma takiego wycieniowania jak na szosie, tu jest mięsień. I zmora wszystkich kobiet, które się ścigają na torze, czyli udo, bo trzeba mieć z czego depnąć.
Dossier
Małgorzata Wojtyra
Urodzona: 21.09.1989 Zamieszkała: Szczecin Klub: Bo-Go Szczecin Osiągnięcia: IV miejsce na Mistrzostwach Świata Elity (omnium), I miejsce na Młodzieżowych Mistrzostwach Europy (omnium) Kuchnia: włoska Zwierzę: bokserka Zoja Ulubiona muzyka: różna