Rowerem przez zimę
Wiele jest zimą okoliczności zniechęcających do jazdy rowerem. Ciemno, zimno, łatwo się przeziębić, sól, błoto pośniegowe. To wszystko prawda, a jednak nie powód, by nie jeździć. Podpowiemy Wam, jak przygotować siebie i rower, oraz jak czerpać frajdę z zimowego kolarstwa
Tekst: Radosław Orszewski, Zdjęcia: Michał Kuczyński
W październikowym wydaniu MR doradzaliśmy, jak przygotować się do rowerowej jesieni. Jeśli w tym sezonie będziemy mieli szczęście i zima okaże się łagodna, wiele rad z jesiennego poradnika pozostanie aktualnych. Może się jednak zdarzyć, że będziemy potrzebowali cięższego rynsztunku.
Klasyczna metoda
Jak jesienią, tak i zimą, zaczynamy od doboru właściwej garderoby. Termoaktywna bielizna, koniecznie z długim rękawem i nogawką, będzie szkieletem naszego wielowarstwowego ubioru. Gdy temperatura spadnie mocno poniżej zera, długie spodnie z elastycznego materiału czy osobne nogawki nie wystarczą. Dobrym pomysłem będą spodnie z wstawkami z tkanin technicznych, nieprzepuszczającą wiatru mebraną w części przedniej, szczególnie na wysokości kolan. W połączeniu z odprowadzającą pot bielizną i izolacją, jaką zapewnia powietrze znajdujące się między skórą a ubraniem, stworzą komfortowy zestaw. Spodnie na szelkach, z dodatkowym zabezpieczeniem pleców i nerek, będą nadawały się nawet na silny mróz. Nie oznacza to bynajmniej konieczności rezygnacji ze spodenek z wkładką, które zakładamy pod spód. Pod nogawkę spodni wsuwamy oczywiście specjalną skarpetę, przeznaczoną do zimowego kolarstwa bądź turystyki górskiej. Co ciekawe, skarpety tego typu, polecane na bardzo niskie temperatury, nie muszą być szczególnie grube. Syntetyczne włókno (np. Thermolite), dzięki metodzie tkania, powoduje, że stosunkowo cienka skarpeta spełni swoją rolę, jednocześnie pozostawiając stopie miejsce na ruch. Istotne, by skarpeta rozciągnięta na łydce na żadnej wysokości nie uciskała zbytnio nogi. Lepiej przetestować kilka par w domowym zaciszu, niż dojść do wniosku, że tracimy czucie, gdy powietrze wokół nas ma -15 stopni Celsjusza.
Końcówki
Szczególnego rodzaju wyzwaniem jest utrzymanie w odpowiedniej temperaturze kolarskich stóp. Najbardziej oddalone od tułowia, wystawione na mróz i mało pracujące w twardym bucie, szybko mogą ulec wychłodzeniu. Z pomocą przychodzą grube ochraniacze neoprenowe (to wariant bardziej ekonomiczny) lub specjalne buty zimowe. Modele o przeznaczeniu szosowym lub terenowym mają w swojej ofercie praktycznie wszyscy producenci. Tego typu buty są ocieplane (cholewka najczęściej z GORE-TEX-u), nieprzemakalne i przystosowane do chodzenia po śliskiej nawierzchni. To pomysł godny rozważenia szczególnie dla tych, którzy jeżdżą dużo, np. kilka razy w tygodniu. W zimowym bucie można też wymienić wkładki na takie, które będą aktywnie ogrzewały stopy. Najprostsze i najtańsze rozwiązanie to wkładki, które działają przez ok. 1,5 godziny dzięki zachodzącym w nich reakcjom chemicznym (analogicznie do sprzedawanych w sklepach górskich ogrzewaczy do rąk). Jeśli chcemy czegoś bardziej zaawansowanego, możemy zdecydować się na modele elektryczne. Wkładki takie zmieszczą się w bucie (mają od 3 przy palcu do 8 mm grubości przy pięcie) i dzięki baterii pozwalają nawet na 6 godzin ogrzewania. W zależności od producenta i modelu możemy mieć zdalne sterowanie pracą wkładki lub zdać się na kontrolę automatyczną za pomocą wbudowanego termostatu. Podobnie rzecz się ma z umieszczeniem baterii na zewnątrz lub w samej wkładce. Producenci wkładek chemicznych zapewniają o możliwości ich ponownego użycia ok. 100 razy. Te elektryczne ładować możemy nawet 600 razy, co w praktyce oznacza kilka bardzo intensywnych sezonów.
Warstwowo i przylegająco
Co z tułowiem, rękami i głową? Znów warstwowo. Na bieliznę dobrze jest założyć grzejącą bluzę lub specjalną zimową koszulkę. Na warstwę zewnętrzną należy wybrać coś, co ochroni nas przed zimnem i wiatrem (Windstopper), ale też dobrze być gotowym na opady (GORE-TEX i inne tkaniny membranowe). Jak na kolarski strój wypada, najlepiej wybrać modele z przedłużonym tyłem, długim, dobrze zwężanym rękawem i stójką. Pamiętajmy również, że zimą, kiedy zmrok zapada szybciej, tym istotniejszy jest jasny kolor i elementy odblaskowe. W odcinku jesiennym przestrzegałem przed zagotowaniem rąk w zbyt grubych rękawiczkach. Zimą nie musimy się o to martwić. Jeśli temperatury spadają poniżej -5 stopni, trudno będzie przegrzać ręce. Rękawiczka powinna oddychać i najlepiej, gdyby była wykonana modułowo – grzbiet z materiału wiatro- i deszczoodpornego, a wstawki, np. między palcami, z czegoś ciepłego, ale i oddychającego. Ważny jest też długi nieuciskający ściągacz, sięgający nawet kilka centymetrów za nadgarstek. Przy wyjątkowym mrozie, lub gdy wiemy, że konieczne będzie zdejmowanie rękawiczek, możemy dobrać ich dwie warstwy – cienkie, przylegające wewnątrz, luźniejsze, np. neoprenowe, na zewnątrz. Bardzo grube rękawiczki zimowe sprawdzają się głównie w turystyce, treningi sportowe sprawiają, że ręce szybko się w nich pocą. Do kompletu brakuje nam jeszcze okrycia głowy i szyi. Przylegająca czapka w kształcie pływackiego czepka będzie nadawała się na większość zimowych wypadów. Będzie dobrze leżeć pod kaskiem, a do tego jej krój powinien przykrywać kark i całe uszy. Szyję dobrze zabezpieczyć wpuszczanym pod kurtkę kominem.
Zbroimy rower
Sprzęt należy odpowiednio zabezpieczyć przed zimą. Po pierwsze, smar do łańcucha powinien być dobrany do niskich temperatur. Najlepiej przerzucić się na tak zwane „mokre”, czyli cięższe i bardziej lepkie oleje i smary jeszcze przed nadejściem zimy. Nie mniej ważne jest regularne czyszczenie roweru, bo sól niszczy go w tempie błyskawicznym. Tu warto pamiętać nie tylko o smarowaniu napędu, ale i zabezpieczeniu lakieru czy obręczy.
Jazda po świeżym śniegu to czysta frajda. Nawet w kopnym łatwiej niż w błocie czy piasku utrzymać tor jazdy i przyczepność. Wraz ze spadkiem temperatury mieszanki gumowe tracą swoją elastyczność. Naraża nas to na uślizgi, gdy śnieg nie jest świeży a wyślizgany, lub gdy trafimy na zamarzniętą kałużę. Normalne opony nie dadzą tu rady. Jest oczywiście wiele „domowych” sposobów na zimową jazdę. Znam przypadki spędzania wieczoru na wkręcaniu w starą oponę kilkuset blachowkrętów. Efekt bywa imponujący, ale rzadko trwały i bezpieczny dla dętki. Zapinanie na obręczy kilkudziesięciu plastikowych opasek samozaciskowych czy obwiązywanie linką też wchodzi w grę, jeśli nie wiesz, co zrobić z wolnym wieczorem. Na pewno jednak łatwiej i bez ryzyka uszkodzenia obręczy czy szprych kupić kolcowaną oponę. Zakup ten oczywiście ma uzasadnienie tylko wtedy, gdy ponad wszelką wątpliwość wiemy, że z nich skorzystamy. Jak na sprzęt specjalistyczny przystało, nie są tanie, za to pozwalają na jazdę po lodzie! W każdym innym przypadku wystarczy jazda z bardzo niskim ciśnieniem w klasycznych oponach z agresywnym bieżnikiem.
Nowe, stare trasy
O ile nie mówimy o jeździe w wysokich górach, to właściwie nie ma żadnych przeciwwskazań. Tym bardziej, że brak liści odsłania nowe możliwości. Niezłym pomysłem może być rozpoczęcie sezonu zimowego od udziału w imprezie, np. rajdzie na orientację. Możliwość wspólnego startu, bezpieczniejsza jazda w grupie, szczególnie po zmroku, ma swój urok. Tu warto dodać, że zima to czas, kiedy nie możemy zapomnieć o oświetleniu. Dobry zestaw lampek, by widzieć drogę, a do tego latarka czołówka powinny towarzyszyć każdemu wypadowi. Podobnie z jedzeniem i piciem. Specjalny bidon lub termos w plecaku nie spowodują, że będziemy o wiele ciężsi, a warto być przygotowanym na dłuższy powrót. Do dziś wspominam samotną wyprawę do Puszczy Niepołomickiej, przy -14 stopniach na zewnątrz, która zakończyła się spóźnieniem na powrotny pociąg. Znalezienie małej górki, na której można by ćwiczyć w kółko podjazdy, a w końcu odstawienie roweru i rozgrzewający bieg okazały się jedynym ratunkiem. Wtedy gorąca zawartość termosu byłaby zbawieniem.
Pedałowanie w miejscu
Jeden lub dwa zimowe wypady na rower w tygodniu będą czymś odświeżającym i wzmacniającym rowerową pasję przed kolejnym sezonem. Co jeśli jednak nie daliście się przekonać do zimowej eskapady albo też jeździć się po prostu nie da, bo śnieg po pas, a mróz ścina oddech w płucach? Czas pokręcić pod dachem. Jeśli macie trenażer, sprawa jest jasna. Pohałasujecie trochę sąsiadom i zalejecie podłogę potem, ale jednostki treningowe zostaną zrealizowane. Jeśli nie czujecie potrzeby, by kręcić w samotności, warto rozejrzeć się za zajęciami spinningu (indoor cycling). Być może dwa wyjścia w tygodniu na siłownię dobrze będzie urozmaicić takim właśnie stacjonarnym treningiem.