Kolarstwo? Nie polecam! Ale kocham…

Paulina Brzeźna-Bentkowska jest multimedalistką mistrzostw Polski, jedną z naszych najlepszych zawodniczek. Od szesnastu lat ściga się w kobiecym peletonie. Najmilej wspomina wyścig i ósme miejsce w Pekinie. Marzy o medalu mistrzostw świata. Sama nie określa siebie jako kolarza zawodowego, do kolarstwa podchodzi jednak wyjątkowo profesjonalnie. Ma realne szanse reprezentować Polskę w Londynie i sprawić nam niespodziankę. Kocha kolarstwo i to pozwala jej odnosić cały czas sukcesy

Tekst: Miłosz Sajnog, zdjęcia: Zbyszek Kordys, fryzura i makijaż: Marcin Zaguła

Po czterech latach na obczyźnie wróciłaś do Polski i reprezentujesz klub z Dzierżoniowa. Co stało za Twoim wyborem?

Chcieliśmy z moim mężem Pawłem założyć w tym roku własny klub, który byłby nastawiony wyłącznie na mnie. Mieliśmy jednak problemy z dopięciem sponsorów. Mój indywidualny sponsor jest równocześnie sponsorem klubu w Dzierżoniowie, dlatego też postanowiłam jeździć w jego barwach. W klubie są same młode zawodniczki i jestem tam również, żeby służyć im pomocą.

Nie wolałaś zostać na Zachodzie?

Szczerze mówiąc, miałam dość ścigania się za darmo, bo tak faktycznie wyglądała moja sytuacja. Kontrakty, które miałam, były na bardzo małe kwoty. Jeździłam za cztery tysiące euro rocznie! Chciałam zakończyć karierę, jednak znalezienie dwóch prywatnych sponsorów, Elektrowni Skawina oraz Przedsiębiorstwa Budowlanego „ATOM”, umożliwiło mi kontynuację ścigania na wysokim poziomie.

Czekaj, to z czego się utrzymywałaś?

Wiele zawdzięczam mojej rodzinie, gdyż to oni wspierali mnie, również w kwestii finansowej. W roku olimpijskim miałam stypendium wynoszące około 1200 zł miesięcznie. Poza rodziną wspierał mnie również przyszły mąż.

Jak wygląda obecnie kobiece ściganie w Polsce?

Gdyby tak zebrać wszystkie dziewczyny na wyścig, uzbiera się razem z juniorkami jakieś pięćdziesiąt, sześćdziesiąt zawodniczek. W elicie jest nas około trzydziestu. Do wyścigów w Polsce podchodzę jak najbardziej poważnie, jednak nie ukrywam, że są one etapem przygotowań do wyścigów zagranicznych. Wiosną jeździłam wszystkie wyścigi w Polsce, ale od 2 miesięcy startuję też na Zachodzie. Moim głównym celem w dalszym ciągu jest start w Londynie, więc muszę być na poziomie ewentualnych rywalek. Dlatego ścigam się albo z zaprzyjaźnionym klubem w Holandii, albo startuję z juniorami.

Skoro poruszyłaś temat Igrzysk, masz realne szanse na udział w wyścigu olimpijskim?

Myślę, że jeszcze tak. Wszystko będzie jasne po mistrzostwach Polski.

Środowisko kolarskie żyło przez pewien czas dyskusją o kryteriach kadry MTB, czy na szosie te kryteria są ustalone?

Według mnie nie ma faktycznych kryteriów. Nie wiem, czy zasady, które zostały opublikowane, rzeczywiście obowiązują. Jestem w kontakcie z selekcjonerem Markiem Leśniewskim i jeszcze nie usłyszałam, że nie jadę. Wierzę, że ta decyzja zostanie podjęta po mistrzostwach Polski.

No, to o mistrzostwach… Z tego, co pamiętamy, każdy wyścig kobiecy wygląda mniej więcej tak samo, czyli trzy, cztery zawodniczki – teraz w CCC – starają się urwać Paulinę Brzeźną. Jak będzie w tym roku?

Kto wie… czas pokaże. W zeszłym roku najlepsza była Ania Szafraniec, rok wcześniej Gosia Jasińska. Nie nastawiam się na czasówkę, bo ostatnio mi nie wychodzi. Parę razy byłam bardzo blisko, ale plany pokrzyżowała mi Maja albo Bodzia. Zawsze ktoś (śmiech). Ale ja lubię, jak na starcie są dziewczyny z CCC, bo wiem, że one zrobią takie tempo, że część peletonu odpadnie i zostanie grupka, a wtedy są emocje, adrenalina i zaczyna się ściganie. Im, jako ekipie, łatwiej jest przeprowadzić akcję niż mnie samej. Dlatego wolę, kiedy jest CCC.

Jak według Ciebie będzie wyglądał wyścig w tym roku?

Mistrzostwa Polski rządzą się swoimi prawami. Może to truizm, ale taka jest prawda. Ciężko jest, żeby ktoś podłożył się do końca, każdy jedzie swoje. Trasa nie jest pode mnie, jest płaska. Mam nadzieję, że przynajmniej dwie dziewczyny z CCC się pojawią na starcie i na tym jedynym podjeździe zrobimy jakąś robotę. Może utworzy się grupka z Sylwią Kapustą, Gosią Jasińską i dziewczynami. Najbardziej niechciany scenariusz to przyjazd grupy, bo wtedy pojawią się na finiszu dziewczyny, które są zagadką. Niestety, tak właśnie może się stać…

Zdecydowanie lepiej czujesz się w wyścigach górskich, z czego wynika to zamiłowanie do gór?

Zawsze lubiłam ścigać się w górach. Bardziej mnie inspirują do walki. Nie ma tam dużego peletonu ze 160 zawodniczkami, w którym trzeba walczyć o pozycję, być maksymalnie skoncentrowanym. W górach jest niewielki peletonik i możemy spokojnie się ścigać. No i nie ma tego całego taktycznego przepychania się. Jesteś silny, jedziesz. W płaskich wyścigach też chętnie startuję, ale jestem po nich bardziej zmęczona niż po najtrudniejszych górach. W Holandii jeździłam i górskie, i płaskie.

W Pekinie byłaś ósma, zajmując najlepsze miejsce w historii polskich startów. W tym roku na płaskich mistrzostwach kraju zamierzasz zdobyć kwalifikację na płaski w sumie wyścig w Londynie. Masz realne szanse zaistnieć na Igrzyskach?

Myślę, że szanse mam i to nawet spore. Moim celem – mówię to całkiem poważnie – jest powtórzenie wyniku z Pekinu albo jego poprawa. Wiem, że wiele ekip szykuje na ten wyścig sprinterki. Te największe, które wystawią po cztery, trzy zawodniczki, zrobią wszystko, żeby dowieźć sprinterkę. I dlatego na końcówkę odpadnie kilka dobrych dziewczyn, które będą typowane do wcześniejszej pracy. Peleton będzie niezbyt duży, maksymalnie 68 zawodniczek. Nie muszę pracować na dystansie, bo będą ekipy, które zrobią tempo. Mam nadzieję, że szczęście będzie sprzyjać.

Znasz trasę olimpijską?

Tylko z opowiadań. Runda ma jeden podjazd, który podobno nie jest bardzo groźny, ale może być wystarczający, by rozerwać damski peleton. Wszystko zależy od tempa. Potem jest dojazd do mety, więc wszystkie mogą się połączyć. Często słyszę głosy, że powinniśmy wysłać na ten wyścig sprinterkę, ale my nie mamy typowej sprinterki, więc nie ma tematu.

Z kim faktycznie rywalizujesz o miejsce na Igrzyska?

Z Gosią Jasińską i Sylwią Kapustą. Są pewne przecieki, że może to być ktoś z toru, ale to raczej plotki. W każdym razie dziewczyny z szosy uważają, że powinien jechać ktoś z szosy.

Gosia Jasińska po mistrzostwach Polski w Dolsku wystąpiła ze łzami w oczach, prosząc o poprawę sytuacji kolarstwa kobiecego w Polsce. Coś się zmieniło?

W tym roku jest naprawdę nieciekawa sytuacja. Niby szykujemy się do Igrzysk, ale nie ma ani pieniędzy, ani szkolenia, ani wyścigów kadrowych. Gosi i Sylwii starty zapewniają ekipy, mi klub lub organizuję się sama. Związek opłacił mi w tym roku zgrupowanie, na którym byłam z ekipą CCC i za to dziękuję, bo były to rewelacyjne warunki do treningu.

Jak wyjeżdżasz na wyścigi zagraniczne, to jedziesz również za własne pieniądze?

Zdarza się, że tak. Z klubu byłyśmy w tym roku na czterech wyścigach w Holandii, Włoszech, Austrii i Czechach. Ale jak jadę sama, to sama pokrywam koszty. Staram się to robić jak najtaniej, wiadomo… Sypiam u znajomych i tak dalej.

To niedyskretne pytanie, ale ile wkładasz w kolarstwo rocznie?

Praktycznie prawie wszystko, co dostaję od sponsorów. Staram się robić to oszczędnie, bo gdybym miała pieniądze, wkładałabym więcej w sprzęt.

To stąd bierze się często powtarzany przez Ciebie temat końca kariery?

Również stąd. Czasami ludzie dziwią się, że wróciłam do Polski, ale przecież tam też nie było pieniędzy. A ja mam trzydziestkę i w końcu trzeba się jakoś w życiu odnaleźć. Również finansowo. Dlatego powiedziałam sobie, że jak w tym roku nie zrobię wyniku, to kończę ze ściganiem.

I nie ma presji w domu, ojciec, mąż, żebyś się ścigała?

Nie, w domu, jak się skarżę, że jest ciężko, słyszę krótkie, to skończ. Podchodzimy do tego tak, że kolarstwo kiedyś się skończy, a póki się ścigamy, jest fajnie.

Ale to pewnie tato wsadził Cię na rower?

Właśnie tato był przeciwko. Nie chciał, żebym się tak męczyła. Dopiero kiedy zobaczył, że faktycznie to lubię, zaczął mnie trenować i poświęcać czas. Paradoksalnie dużo jeździłam z tatą i mastersami, również wyścigi, a ze swoją kategorią ścigałam się tylko na mistrzostwach. Potem trafiłam do kadry i tak to się zaczęło. Już jako doświadczona zawodniczka poznałam Pawła, który od strony zawodowej udzielił mi wielu cennych rad. Zawsze mogę na niego liczyć i ciągle bardzo mocno mnie wspiera.

Byłaś małą dziewczynką i chciałaś być kolarzem?

Wiesz, wychowywałam się w domu, gdzie w każdym kącie można było znaleźć rower lub osprzęt do niego. Tato trenował młodych chłopaków. Zbiórka na trening była przed naszym domem. Wszystko obserwowałam i wiedziałam, że to gdzieś we mnie tkwi. W sumie samo trenowanie to był zakład z kolegą z klasy. On zaczynał trenować i gdy dowiedział się, że ja też jeżdżę, stwierdził, że nie dam rady. Po trzech miesiącach on odpadł, a ja się ścigam do dzisiaj.

Jesteś w wieku największych sukcesów, te ostatnie lata są najlepsze. Naprawdę nikomu nie zależy, żebyś się ścigała?

To trochę nie tak. W zeszłym roku spotkałam się z prezesem Skarulem. Rozmowa zaczęła się od tematu pogłosek o mojej rezygnacji z kariery. Powiedział, że wolałby, żebym jeszcze nie kończyła. Użył dokładnie tego samego argumentu co ty. Po spotkaniu okazało się, że mamy zapewniony start na Mistrzostwa Świata w Kopenhadze. Liczę, że coś się zmieni po tym sezonie.

Wierzysz, że jeden sukces zmieni sytuację?

Głęboko w to wierzę, lecz wiem, że będzie ciężko. Mieliśmy mistrzów świata w juniorach, mistrzów Europy, srebrnych i brązowych medalistów. Pamiętam, jak Michał Kwiatkowski został mistrzem świata na czas, a rok później kadrze juniorów obcięto budżet. Orlicy mieli swoich mistrzów i im też obcięto budżety. Trochę ciężko podać jedną receptę na wspólny sukces. Wiem jedno, ścigam się od 1997 roku i odkąd pamiętam, kobiece MTB ma szkolenie cały czas, to chyba klucz do sukcesu. Na szosie tak dobrze nigdy nie było.

A może to jest tak, że na szosie nie ma osób, które chciałyby wykonać taką pracę jak Andrzej Piątek w MTB?

Masz rację, dopóki nie znajdzie się osoba, która zacznie działać, sytuacja się nie zmieni.

To może kolarstwo kobiece jest w Polsce niepotrzebne?

(śmiech) Trochę za mocno powiedziane.

Kolarstwo jest potrzebne jak każdy inny sport, tylko musi się znaleźć właściwa osoba na właściwym miejscu. Potrzebne są również pieniądze umożliwiające rozwój utalentowanym zawodniczkom, których w Polsce nie brakuje.

Myślałaś o porzuceniu szosy dla MTB?

MTB nawet mi się podobało, ale jak wystartowałam szosę, od razu się w niej zakochałam. Tor był dla mnie zbyt nudny i monotonny. Może i kolarstwo nie jest zbyt kobiece, wiesz, większe uda, zmieniona sylwetka, ale ten sport zawrócił mi w głowie. Szczerze mówiąc, nie poleciłabym kolarstwa żadnej dziewczynie, bo jest to dyscyplina bardzo ciężka i wymagająca wielu wyrzeczeń. Ale nie widzę problemu w uprawianiu kolarstwa w przypadku osoby, która jest wytrzymała psychicznie, lubi „mocno” się zmęczyć i spędzać wiele godzin na rowerze, w samochodzie lub samolocie. Wiem, że to może zadziałać jak antyreklama kobiecego kolarstwa, nie oszukujmy się jednak, to sport dla wytrwałych albo dla tych, którzy „mają zdrowie” (śmiech). Dlatego nie do końca jestem przekonana, czy potrafiłabym zareklamować kolarstwo, być trenerem i zachęcić do niego młodych ludzi. Po zakończeniu kariery może się to jednak zmienić…

Jak coś jest naszą pasją, to po prostu to robimy! Nie potrafię wytłumaczyć mojego zamiłowania do uprawiania właśnie takiego sportu. Ja to po prostu czuję i już!

Rocznie przejeżdżasz 20 000 km, nie masz z tego dużych pieniędzy, czasami dokładasz, szanse na sukces masz ograniczone… Co Cię motywuje do ścigania?

Myślę, że motywacja bierze się z wyniku. Od początku podziwiam Niemkę Trixie Worrack, z którą ścigałam się w juniorkach młodszych i wygrałam. A potem ona w juniorkach została nagle mistrzynią świata. Zawsze starałam się rywalizować z najlepszymi. Kiedy jadę na wyścig, w którym zawsze walczyłam, to choćby nie wiem, co się działo, i tak będę walczyć.

Jesteś absolwentką AWF ze specjalnością nauczycielską. Po zakończeniu kariery pójdziesz w tę stronę, czy masz jakiś inny pomysł na siebie?

Nie mam pomysłu na siebie. Mąż zawsze mi powtarza – nie myśl o tym, życie samo pokaże. I to stało się moją dewizą.

top 3

Czytaj więcej

Jeździj jak zawodowcy i zabezpiecz swój telefon na rowerze – uchwyt do telefonu na rower marki RokForm

Czytaj więcej

Filmy

Wybór redakcji

Czytaj więcej

Jeździj jak zawodowcy i zabezpiecz swój telefon na rowerze – uchwyt do telefonu na rower marki RokForm

Czytaj więcej
comments powered by Disqus

Informuj mnie o nowych artykułach