Lubię, kiedy strzelają…
Katarzyna Niewiadoma to najlepsza juniorka ubiegłego sezonu. Zdobyła srebro w mistrzostwach Polski w jeździe na czas i złoto w górskich mistrzostwach kraju. W tym sezonie zasili nowo powstałą grupę żeńską. Projekt, który firmuje Paulina Brzeźna, powstał w oparciu o grupę Pacific. Kasia ma dziewiętnaście lat. Mieszka w Ochotnicy, skąd, jak sama mówi, wszędzie ma pod górę. Może właśnie dzięki temu jest taka dobra w górach i może właśnie dlatego stawia sobie tak wysoko poprzeczkę
Tekst: Miłosz Sajnog, Zdjęcia: Zbigniew Kordys, Fryzura i makijaż: Marcin Zaguła
Pojawił się w Polsce nowy projekt szosowy sygnowany przez Paulinę Brzeźną. Niemal zaraz po ogłoszeniu okazało się, że zostałaś w ten projekt zaangażowana. Jak doszło do współpracy z Pauliną i grupą?
Paulina wraz z mężem Pawłem Bentkowskim szukali klubu, przy którym uda im się zbudować sekcję kobiecą. Ponieważ Paweł jeździł wcześniej w Pacifiku, właśnie tam się to udało. Paweł został dyrektorem sportowym, ale nadal na czele klubu stoi trener Szyszkowski. Moimi trenerami będą zarówno Paulina, jak i Paweł, i mam nadzieję, że ta współpraca okaże się bardzo owocna. Paulina bardzo chce pomóc młodszym zawodniczkom.
Ten projekt ma szansę na dłuższe istnienie?
Na pewno nie jest planowany na rok. Ja mam wprawdzie roczny kontrakt, ale to raczej dlatego, że różnie może być. Wszyscy mamy nadzieję, że będzie to dłuższy projekt.
Tu w studio, na tej samej kanapie siedziała Paulina, wtedy bardzo sceptycznie nastawiona do kobiecego ścigania w Polsce. Teraz Ty, wschodząca gwiazda, dołączyłaś do jej grupy. Co o tym zadecydowało?
Wiadomo, że ściganie kobiece w Polsce wygląda jak wygląda. Dla mnie ważne było, że będę mogła się rozwijać i że moja kariera być może troszkę przyspieszy. Do tej pory, kiedy rozmawiałam o tym w swoim klubie, właściwie wszystko miało wydarzyć się po maturze i mistrzostwach Europy. Ponieważ jednak skończyłam ścigać się w juniorach, byłam w klubie najstarsza i właściwie nie było już w nim mojej grupy wiekowej, postanowiłam więc iść dalej. Paulina i Paweł kilkakrotnie ze mną rozmawiali na ten temat. W końcu stwierdziłam, że jest szansa spróbować mocniejszego ścigania i zdecydowałam się. Liczę, że kolarstwo kobiece się rozwinie. Obecnie z roku na rok jest więcej grup kobiecych. Słyszałam, że przy każdej grupie protourowej ma być albo zespół kontynentalny albo właśnie grupa kobieca. To powinno rozwinąć naszą część kolarstwa.
Na co możesz liczyć w nowej grupie? Faktycznie plany są tak szerokie, jak donoszą media?
Myślę, że tak. Mamy zaopatrzenie sprzętowe, rowery, stroje, odżywki. Ja dostałam już nawet rower czasowy. W planach jest pierwsze zgrupowanie w marcu, potem start w wyścigu we Włoszech i Puchar Świata. Paulina dość mądrze do tego podeszła i myślę, że ten projekt ma szansę się udać. Zbiorę doświadczenie, zgromadzę trochę punktów, chociaż one i tak będą przypisane do mojego starego klubu, no i oczywiście pokażę się w wyścigach zagranicznych.
Twoje przejście do Pacifika to duża niespodzianka. Klub nie chciał Cię zatrzymać?
Chciał. Myślę, że mój trener nie pochwala tej decyzji i niezbyt ją akceptuje. Nie lubię palić mostów, a to przejście chyba bardzo go dotknęło. Mam wrażenie, że po ostatnich mistrzostwach miał niedosyt i chciał mnie przygotować do kolejnej dużej imprezy. Dla mnie jednak największy problem to brak mojego rocznika w klubie. Z Pauliną mogę wejść na poziom wyżej.
Już ogłosiłaś, że ten sezon będzie najlepszy w Twojej karierze…
Trudno od razu powiedzieć, że będzie najlepszy. Postaram się, żeby taki był. Mam szanse reprezentować Polskę na mistrzostwach Europy w Brnie i temu podporządkowane są moje plany. Ponieważ mamy ścigać się na wyścigach zagranicznych, zamierzam również tam się pokazać. Dlatego już teraz bardzo sumiennie przykładam się do treningów.
Zapowiada się ciężko…
Tak, teraz jest wyjątkowo ciężko. Dostałam już pierwsze rozpiski treningów, których objętość wzrosła jak na razie o godzinę. Dodatkowo mam w tym roku maturę, do której chciałabym się jak najlepiej przygotować. Na razie staram się planować czas tak, żeby na wszystko go starczyło. Rano szkoła, potem trening, lekcje i od razu spać…
Poprzedni rok miał się dla Ciebie zakończyć przynajmniej jednym medalem mistrzowskim, nie wyszło. Czujesz niedosyt, chcesz się odegrać?
Myślę, że szczęście mi nie sprzyjało. Byłam na pewno w najlepszej dyspozycji sezonu, w dzień jazdy na czas czułam się świetnie, ale niestety, przed moim startem zaczął padać deszcz. I chociaż nawet na trasie dobrze mi szło, to pięć kilometrów przed metą był zakręt, taki na dziewięćdziesiąt stopni. A ja miałam dyski na 12 atmosfer i w kałuży ścięło mnie jak na lodowisku. Maksymalnie zwolniłam nawet przed tym zakrętem, ale i tak nie pomogło. Szkoda, bo zaraz przed upadkiem, na punkcie pomiaru czasu, byłam na trzeciej pozycji.
Przed tym startem powiedziałaś, że lubisz czasówki…
Tak, bo to prawda… Lubię, bo walczę sama ze sobą, wszystko zależy ode mnie, czy się przełamię, czy nie. I czy dam radę się zmęczyć tak strasznie, że wjeżdżając na metę nic nie będę widziała. I że to tylko ode mnie zależy.
I nie masz problemów w jeździe na czas, widząc, że jest jeszcze tyle do przejechania w równym rytmie i prędkości?
Jasne, podczas każdej czasówki jest pełno takich momentów, w których człowiek chce zejść z roweru i go pchać albo po prostu skończyć. Ale ważne jest to, co potem, ta satysfakcja, że się ukończyło, przezwyciężyło samego siebie. Że chwilę pobolało, a wyścig jest wygrany. I to jest również motywacja, żeby być jeszcze lepszą. Ale najważniejsze to myśleć o czymś innym, a nie o tym, że boli i jest ciężko. Wtedy staram się myśleć o czymś całkowicie innym niż rower.
Potem start w wyścigu wspólnym, w którym również walczyłaś o medal…
Tak i również nie poszło po mojej myśli. Meta była przesunięta o trzy kilometry i wyścig nie kończył się na Caubergu. Zaatakowałam jeszcze z dwiema zawodniczkami na ostatnim podjeździe i myślałam, że nam wyjdzie odjazd. Ale na kilometr do mety doszła nas grupka ze dwudziestu zawodniczek i było dla mnie po wyścigu. Z tej grupki już mi się nie udało.
Jesteś bardzo dobra w górach, czy to Twój największy atut?
Jak na razie tak, chociaż wiele osób mówi mi, że jestem na tyle młoda, że powinnam rozwijać się bardziej wszechstronnie, również sprintersko. Góry to na razie moja domena. Nie potrafię finiszować, rozkręcić się na finiszu, przełamać i na sprincie dać z siebie wszystko. Będziemy teraz ćwiczyć z Pauliną końcówki i myślę, że uda mi się to poprawić.
Co takiego jest w jeżdżeniu po górach, że akurat to lubisz?
Lubię się męczyć (śmiech). Tam, gdzie mieszkam, wszędzie jest pod górę, nie mogę wyjechać z domu, żeby nie było w górę. I może dlatego właśnie góry tak bardzo mi pasują. No i lubię, kiedy reszta peletonu strzela na podjeździe, kiedy dziewczyny nie dają rady jechać i zostaje się w małej grupie albo samemu. Wolę tak rozgrywane wyścigi niż czekanie na płaskim, czy się uda ustawić, czy mnie nie zamkną.
Rower to przypadek czy chciałaś uprawiać ten sport?
Do kolarstwa trafiłam dzięki ojcu, który bardzo interesował się sportem. Mamy w Ochotnicy grupę mastersów, do której trafił i z którą jeździł. Po dwóch latach namówił mnie na zawody. Ponieważ od razu udało mi się wygrać, trener mnie zauważył i zaprosił do klubu Krakus. Z początku nie chciałam trenować. Pojechałam po wielu namowach na pierwsze zgrupowanie. Po nim nadal nie miałam żadnych chęci, ale tato zabrał mnie na kilka długich treningów i tak w to weszłam. Potem przyszedł pierwszy wyścig Pucharu Polski, gdzie jechałam z innymi dziewczynami i była pełna rywalizacja. To mi się spodobało. Rodzice cały czas bardzo mnie wspierali i nadal to robią.
Od razu byłaś ustawiana na szosę, czy miałaś jakieś inne epizody kolarskie?
W juniorce młodszej jeździłam na torze, ale niezbyt mi się to podobało. Cały czas byłam ustawiana na szosę.
Pomówmy trochę o przyszłości… Zdajesz w tym roku maturę, zapewne pójdziesz na studia. Co dalej?
Maturę zamierzam zdawać z angielskiego i rozszerzonej matematyki. Faktycznie, planuję dostać się na studia. Jeszcze się zastanawiam, dzienne czy zaoczne. Główny problem to treningi i starty. Myślę, że na zaocznych byłoby mi łatwiej. No i studiować chciałabym gdzieś blisko domu, żeby niepotrzebne były kolejne dojazdy. Co do kierunku to bardzo poważnie rozważam matematykę. Studia wydają mi się potrzebne. Kolarstwo jest fajne, ale to jednak nadal duża niewiadoma i trzeba mieć jakieś wyjście w życiu.
To jeszcze o przyszłości, nie boisz się ścigania na wyższym poziomie?
Mam obawy, i to bardzo duże. Na pewno w tym roku będzie presja, czy jeżdżę lepiej, czy gorzej. Wszyscy będą patrzeć, jak po odejściu z klubu radzę sobie na wyścigach. I pewnie będą komentarze, bo tak zawsze jest, kiedy zmienia się klub. No i wyścigi będą na wyższym poziomie. Trochę się obawiam tego ścigania, zwłaszcza za granicą, gdzie poziom jest wyższy. U nas to jest taka jazda w sumie spokojna, tam ściganie jest poważniejsze. Dla mnie najważniejsze będą mistrzostwa Polski na czas i mistrzostwa Europy. Na razie wszystko dobrze się układa.
Jesteś młodą zawodniczką, która wchodzi na kolejny szczebel kariery. Masz jakiś długofalowy program rozwoju?
Nie, raczej wszystko jest jednoroczne. Wiadomo, że w kolarstwie jest ciężko. Nie sądzę, żeby ktoś miał dłuższy plan rozwojowy. Wszystko zależy od wyników i tak naprawdę też trochę od znajomości. Kogo się zna i kto może pomóc, np. znaleźć grupę czy sponsorów. Dlatego na razie koncentruję się na tym, co teraz. Oczywiście, chciałabym trafić do mocnego zespołu zagranicznego i jeździć najważniejsze wyścigi, ale do tego chyba daleka droga. Liczę, że występy międzynarodowe pomogą mi w przebiciu się dalej. Na pewno nie będę jeździć schowana w peletonie, tylko pojadę tak, żeby zostać zauważoną. Moje plany w Krakusie też były takie, że po roku w Polsce będzie szukany dla mnie klub we Włoszech. Ale teraz wybrałam grupę Pauliny i muszę walczyć.#