Michał GOŁAŚ
Mobilizacja
Nowy sezon witamy zmianami. Oto jedna z nich – premiera dziennika Michała Gołasia, jednego z najzdolniejszych polskich szosowców. U niego też zmiany, wszystkie na lepsze. Choćby ta, że po dwóch latach spędzonych w zespole Vacansoleil-DCM założył koszulkę Omega Pharma – Quick-Step. Kto szuka wieści, jak toczy się codzienne życie w ekipie skupiającej gwiazdy pokroju Toma Boonena czy Levy’ego Leiphaimera, w kolejnych wydaniach MR będzie je dostawał z pierwszej ręki. Czytelników zapraszamy, Michałowi oddajemy głos…
Chyba najważniejszą rzeczą, która napędza życie, są zmiany, oczywiście szeroko pojęte, bo przecież nie możemy zmieniać wszystkiego, kiedy tylko nam się podoba. Ja czuję, że ostatnio żyję aktywnie, nie ma przestojów – zmieniłem ekipę, założyłem rodzinę, rzucam sobie dalsze wyzwania, dlatego też przyjąłem propozycję od Magazynu Rowerowego, przecież szansa, żebym pisał o kolarstwie dla czasopisma, które poważnie kreuje obraz „dwóch kółek” w Polsce, nie nadarza się każdemu zawodnikowi. Prowadząc ten dziennik, będę pisał o moich przygotowaniach, wyścigach, pracy z nową ekipą. Przy okazji spróbuję pokazać peleton WorldTour widziany od środka, pokazać, jakie są gwiazdy, które widzicie w telewizji, albo inaczej – co sprawia, że nimi są.
Nie będę się cofał zbyt daleko, bo przecież sezon już w pełni, znam takich, którzy szczyt formy mieli na zgrupowaniu i już dawno zapomnieli, co to świeżość. Dla szosowców „ery nowożytnej” dobra noga na „Józefa” to wspaniała sprawa. Kilkanaście lat temu żartowano z tych, którzy mieli formę w marcu, a teraz trzeba „fruwać” od lutego do października i nikogo to nie dziwi. Moje przygotowania zasadniczo się nie zmieniły, zacząłem spokojnie pod koniec listopada, ale nie przesadzałem z ogólnorozwojem, bo czasu na to brakuje, raptem 2 tygodnie bez stresu, a później już wiele godzin na rowerze. I nie ma przebacz, jeszcze w imieniny Barbary biegałem z plecakiem pełnym piachu po belgijskich lasach, żeby kilka dni później jeździć treningi z ćwiczeniami na progu i przewyższeniami ponad 2500 metrów. Nie oszukujmy się, kolarstwo się zmieniło, musisz być gotowy od pierwszego dnia, więc biegówki mogę zostawić tym, którzy sezon zaczynają w kwietniu…
Przyznam, że zdziwiłem się, gdy pierwszego dnia (w nowej grupie – przyp. red.) zobaczyłem mapkę z Garmina, na niej zaznaczona trasa, a obok tabelka z zakresami mocy dla każdego z nas – co za precyzja. Wszystko analizowane przez trenerów, specjalny software, któremu nie uciekniesz nawet na kilometr. Nigdy nie miałem problemów z samodyscypliną, więc trochę mnie to rozdrażniło w pierwszych dniach. Z drugiej strony, skoro ich nie mam, to niech sobie patrzą na to, co robię. A jak już skończę trening, to 30 sekund później zaczynam regenerację, odżywka, rozciągania, a później kilka minut do basenu, oczywiście tego na zewnątrz, w którym (nawet w Hiszpanii) woda jest jak w Bałtyku. Sami powiedzcie, jak tu człowiek nie ma się nastawiać na sukces, skoro drużyna nie pozwala mu zrobić niczego, co mogłoby pogorszyć formę. Jak dobrze, że czasami mogę wrócić do domu i pozwolić sobie na to, żeby pobyć na takim permanentnym zmęczeniu, bez tej całej regeneracji, to jest prawdziwy test dla organizmu! Rano do banku, później księgowa, trening w deszczu 3 godziny, bo o 16.00 zamykają meblowy, a później zdążyć dobrać wieszaczki do łazienki. Jak dobrze, że na kolację przychodzą znajomi, będzie szansa usiąść przed tym, jak złożę łóżko z kawałków, które trzeba było wnieść na drugie piętro. Później to już tylko spać. Zmieniłem ADAMS-a? Zgrupowania to bułka z masłem, całe życie mógłbym trenować po 180 km, a resztę dnia spędzać w łóżku!
Poziom zintegrowania ekipy wciąż wzrasta, większości osób nie znałem, więc skąd miałem wiedzieć, że wśród nas jest tak wielu pozytywnie zakręconych. „Żeromski” – Jerome Pineau, prawdziwa gwiazda kabaretu, z profilu przypomina Roberta Górskiego, więc nawet nie znając polskiego, dałby radę rozruszać Opole. Brian Holm, on raczej bryluje w formie piśmienniczej, felietony wysyła na maila, jedzie po wszystkich, oprócz tego, który płaci. Tornado Turbo Tom – utalentowany jest inaczej, niż myślałem. Potrafi naśladować każdy silnik samochodu, od Forda Fiesty z silnikiem diesla po Ferrari Italia. Taki to beatbox! Cała reszta się w to wszystko wkomponowuje, potrzeba trochę czasu, ale mamy ludzi, żeby stworzyć fajny team. * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * * *
Nawet najwięksi optymiści nie oczekiwali takiego wejścia „smoka”, początek sezonu należy do nas, bez dyskusji! Cieszę się, że ja też dołożyłem cegiełkę do sukcesów Anrew Fenna, chłopak już potrafi wygrywać z najlepszymi, kto wie, co jeszcze pokaże sezon. Nikt nie zawodzi, każdy robi to, co do niego należy. O dziwo, od pierwszego wyścigu rozumiemy się bez słów. Ja też szybko się odnalazłem, tym bardziej, że jestem silny. Szkoda, że program został ograniczony przez anulowanie Sardynii, na dobrą sprawę sezon zacznę od Volta a Catalunya. Mam nadzieję, że wczesna praca nie poszła na marne.