Potrzeba matką wynalazku
Nawet jeśli na wyprawę rowerową zabierzemy ze sobą cały komplet potrzebnych narzędzi i zapasową dętkę oraz pompkę, zdarzyć się może, że zestaw okaże się niewystarczający… Szczególnie w trakcie dłuższych wypraw zaskoczyć nas mogą nieprzewidziane okoliczności, które spowodują, że korzystać będzie trzeba z własnej inwencji twórczej i stworzyć coś z niczego, co pozwoli nam dotrzeć co najmniej do końca kolejnego etapu. Jazda zawsze będzie przyjemniejsza niż prowadzenie roweru albo niesienie go na plecach.
„Kicha”
Wymienić dętkę potrafi niemal każdy, podobnie posługiwać się łatkami. Co jednak zrobić, gdy obie możliwości nie wchodzą w rachubę? Szczególnie przy silnym obciążeniu roweru i w trudnym terenie „kichy” zdarzają się zbyt często, tak więc sytuacje nadzwyczajne nastąpią niechybnie. Pierwsza z metod sprowadza się do zdemontowania dętki, odnalezienia dziury (potrzebna jest pompka i trochę wody, np. strumyk) i… zawiązania, możliwie mocnego, uszkodzonej gumy we właściwym miejscu. Wyjątkowo łatwe jest to w przypadku opon szosowych, ale możliwe też w górskich. Oczywiście zgrubienie będzie odczuwalne w czasie jazdy, ale dojechanie do sklepu rowerowego, gdzie kupi się coś na wymianę, powinno być możliwe. Lepiej przy tym nie przesadzać z ciśnieniem. Jeśli ktoś był na tyle nieodpowiedzialny, że wybrał się na wycieczkę bez pompki albo też dętka pękła na większym odcinku, uniemożliwiającym sklejenie bądź wiązanie, także nie należy wpadać w panikę. Oponę należy wypchać czymś, co akurat będziemy mieli pod ręką. Może być to trawa albo liście, a im więcej będzie zastępczego materiału, tym lepiej. Na tak przygotowanym kole jechać należy bardzo ostrożnie, uważając szczególnie na zakrętach, sprawdzając co kilka kilometrów, co się dzieje (trawa ma zwyczaj „zużywać się”, wskazane jest uzupełnianie).
Dziura na wylot w oponie
Jazda w górach po kamieniach albo też zwykłe przejechanie przez szkło może spowodować, że przetniemy nie tylko dętkę, ale i oponę. Po wymianie dętki okazuje się zwykle, że jechać dalej i tak się nie da, bo wychodzi ona przez otwór. Należy go więc zasłonić, wkladając w oponę coś od środka, korzystając przy tym z dostępnych materiałów. Może być to fragment butelki typu pet, albo… mapy (choć tej drugiej szkoda). Jeśli ktoś jest na dłuższej wyprawie, ma zazwyczaj ze sobą nitkę z igłą, może więc oponę zszyć. Jeśli będzie taka możliwość, dobrze jest użyć tzw. plecionki wędkarskiej, czyli bardzo mocnej nici. Od środka miejsce połączenia zaklejamy zwykłą łatką. Naprawa jest wprawdzie prowizoryczna, ale często pozwala przejechać jeszcze naprawdę sporo kilometrów.
Urwana szprycha
Wybierając się na dłuższą wyprawę, o szprychach nie wolno zapominać. Należą do najczęściej psujących się elementów. Kilka sztuk we właściwych rozmiarach waży niewiele. Problemy zaczynają się wtedy, gdy podobnym zapasem nie dysponujemy. Podstawa to zdemontowanie uszkodzonej sztuki, tak, by nie wkręciła się np. w tryb. Jeśli nie mamy możliwości demontażu, należy ją okręcić wokół sąsiedniej. W trakcie krótszych wypraw większość osób raczej nie wozi ze sobą klucza do ściągania trybu, dlatego też wymiana szprychy od strony zębatki może być niemożliwa. Jedyną metodą jest wówczas poluźnienie szprych po stronie przeciwnej tak, by nadal dało się jechać.
Pogięte koło
W zależności od stopnia uszkodzenia stosuje się kilka metod, czasami dość brutalnych. O ile bicie jest niewielkie, to oczywiście najlepiej koło wycentrować, używając klucza do szprych (dostępny w większości przyborników). Jeśli koło nie mieści się w hamulcach, wypinamy je. Ważna jest możliwość kontynuowania podróży. Wypięcie jest wskazane także ze względu na to, żeby nie uszkodzić opony – szorujące klocki mogą ją łatwo przeciąć. Jeśli zaś koło nie mieści się nawet w widelcu, po zdemontowaniu i położeniu na ziemi należy doprowadzić je do stanu „mniej więcej” prostego, po prostu stając na nim obónóż.
Zgięty hak
W zależności od stopnia zgięcia haka zrobić można kilka rzeczy. O ile uszkodzenie nie jest wielkie, wskazane jest prostowanie. Najwygodniejsza metoda to wykręcenie tylnej przerzutki i wkręcenie w gwint haka osi tylnego koła (z roweru kolegi) – ma identyczny gwint jak śruba mocująca przerzutkę. Oś wkręcamy do końca. Hak będzie prosty, gdy oba koła będą równoległe. Potrzeba przy tym trochę siły, ale nie należy przesadzać, bo hak można urwać. Jeśli zgięcie haka jest duże, a jego materiał aluminiowy, lepiej nie próbować prostowania, bo pęknie. Wybieramy wówczas jeden bieg, na jakim jeszcze da się jechać, a nastepnie podążamy w stronę najbliższego warsztatu rowerowego.
Urwany hak
No cóż, sprawa poważniejsza, ale jeszcze nie koniec świata. Po urwaniu haka demontujemy przerzutkę tylną albo jej szczątki, zabezpieczamy linkę tylną tak, by nie zaplątała się w ruchome części. Koło wpinamy z powrotem i tak skracamy łańcuch, by pozostał jeden bieg. Łańcuch nie może pracować pod skosem! Wybieramy oczywiście jakieś średnie przełożenie, tak będzie najwygodniej.
Łańcuch w kawałkach
W tym wypadku lepiej jest mieć pod ręką imadełko do łańcucha, bo tylko ono gwarantuje trwałe połączenie, ale jak wiadomo potrzeba jest matką wynalazku. O ile uszkodzone oczka nie rozpadły się w strzępy, sytuację mogą poprawić dwa kamienie użyte jako kowadło i młotek. Lepiej jednak oczywiście zepsute wyrzucić i w ich miejsce użyć spinki lub skróconego łańcucha. Po powtórnym połączeniu oczko koniecznie trzeba rozruszać, wyginając w różne strony. Jednocześnie sprawdzimy, czy połączenie jest trwałe. Ostre ruszanie po zabiegu nie jest dobrym pomysłem.
Linka w strzępach
Linkę należy tak zamocować do ramy, by nie przeszkadzała w jeździe. Można ją związać albo też użyć śrub (np. do bidonu), którymi się ją przyciśnie. Jeśli pękła któraś z linek przerzutek, ustawić też trzeba same przerzutki, używając śrub zazwyczaj stosowanych do regulacji skrajnych położeń, tzw. ograniczników. Zostawiamy któreś ze średnich przełożeń i jedziemy po nową linkę do sklepu. Przerzutki przedniej zdecydowanie nie domontujemy, ponieważ łańcuch zacznie spadać w kierunku ramy.
Bębenek „bez zapadek”
Oto jedno z bardziej przykrych uszkodzeń, które niestety do naprawy na szlaku się nie nadaje. Uszkodzenie zapadek w sprzęgle powoduje, że zębatka kręci się luźno do przodu i do tyłu. Jedyną metodą naprawy jest taki zabieg, który pozwoli nam na kontynuowanie podróży w stronę stref zamieszkanych, gdzie być może uda się zdobyć część zamienną. Cała filozofia polega na… przywiązaniu zębatek do szprych za pomocą dostępnych materiałów. Może to być sznurek lub drut. Sznurek do snopowiązałek, jaki znajdziemy na polskich polach, nie nadaje się. Przecinają go zębatki (sprawdzone). Po zabiegu otrzymujemy rower z „ostrym” kołem, o czym warto pamiętać, gdy mamy ochotę przestać pedałować. Niemożliwe jest wrzucenie na luz, ciągle trzeba kręcić, lepiej więc nie rozpędzać się z górki. Próby hamowania pedałami skończą się zniszczeniem misternej konstrukcji.
Uszkodzona przerzutka
Jednym z częstszych uszkodzeń przerzutki tylnej jest zgubienie jednego z kółek. Należy wówczas zdemontować pozostałe (o ile są to górne) i zamontować je na dole, następnie tak poprowadzić łańcuch, by dalej był napinany przez przerzutkę. Niestety, opasze on wtedy zębatki po mniejszym łuku, jechać więc da się tylko na większych trybach, a i to pod niewielkim obciążeniem. Do domu lub warsztatu powinno jednak wystarczyć. I jeszcze jedna uwaga. Podstawowe narzędzia i części zamienne, jak nit lub spinka do łańcucha czy szprycha, ważą niewiele, a pozwolą zaoszczędzić sporo stresów. Jazda zaś na rowerze w pięknych okolicznościach przyrody jest zawsze o wiele przyjemniejsza niż jego naprawianie, nawet jeśli możemy się przy tym wykazać własną pomysłowością.