Projekt Londyn
Jakuszyce otoczone są mgłą. Widoczność nie przekracza stu metrów. Pada śnieg z deszczem. Wysokie zaspy wzdłuż drogi skrywają hotel Biathlon, w którym przebywa kobieca kadra MTB. Tu rozpoczyna się droga po złoty medal w Londynie… Tekst: Miłosz Sajnog, zdjęcia: Michał Kuczyński 8:00 śniadanie „Dieta, dieta jest najważniejsza” – mówi Mariusz Rajzer, który odpowiada za kontakty z kuchnią. Jest masażystą, kierowcą, zaopatrzeniowcem, kucharzem, asystentem i po trochu dobrym duchem, którego pracy na co dzień nie widać, ale bez którego ekipa nie może normalnie funkcjonować. „Ustalamy z wyprzedzeniem, co będziemy jeść, i jest to kompromis między tym, co nam się marzy, a tym, na co nas stać i co można zrobić” – mówi Mario, który czasami ocenia hotele po kucharzach. Nad jadłospisem czuwa też Marek Galiński, który wprawdzie nie deklaruje się jako dietetyczny purysta, ale wyraża zdecydowane poglądy. „Co? Smażony ser? To może jeden na pół, po kawałku dla obsługi, i to jutro wieczorem” – ustala z kuchnią. „Potrawy wybiera zawodniczka, która ma najwięcej do zbicia, a my to jeszcze korygujemy, tak, żeby było optymalnie” – mówi Galiński. Dziewczyny rano dostaną płatki zbożowe, sery i twarożki, chudą wędlinę, kawę i herbatę. Pieczywo razowe.
9:00 czas wolny Godzina dla siebie, podczas której można jeszcze się zdrzemnąć, napisać aktualności na fejsie (w tym wiedzie prym Majka, która akurat ogłosiła konkurs dla fanów i pyta się np. o nazwisko promotora swojej pracy magisterskiej). „Myślałam, że to będzie trudniejsze, ale wystarczyło wpisać w google i pierwszy jest trafny” – śmieje się Majka. Godzina przed treningiem to jednak głównie czas przygotowania się do dalszej, męczącej części dnia. Pogoda robi swoje, trzeba dobrać odpowiednie stroje. Dziewczyny szykują się do biegania, a my mamy chwilę na rozmowę ze sztabem.
10:00 biegówki Główny trening przeprowadzany jest na śniegu. Punktualnie od dziesiątej na trasie pojawiają się cztery zawodniczki CCC na biegówkach. Najlepiej radzi sobie Majka, która z racji bliskich związków z górami i Jakuszycami biega najwięcej. Dziewczyny powoli znikają we mgle. Michał, nasz fotograf, goni je na skuterze. Przed nimi dwie godziny na nartach. Trener biegnie również, sam trenuje i jeszcze podpowiada dziewczynom. Marek Galiński uśmiecha się, kiedy rusza na trasę. „Tu nie chodzi o zwykłe bieganie, nie chodzi nawet o czas treningu. Dziewczyny mają ustalone tętno, na którym powinny pracować. Na trasie wykonujemy również pewne ćwiczenia, które mają przynieść dodatkowe efekty”. Jakie? – staramy się dopytać. „A to już tajemnica” – uśmiecha się „Diabeł” i biegnie za dziewczynami. Udaje nam się ustalić, że elementy treningu biegowego Galiński konsultuje z biegaczami na nartach, i to od nich pochodzą te dodatkowe elementy. „W ubiegłym roku biegałam jeden dzień, potem zachorowałam i odesłano mnie do domu, w tym roku wszystko sobie przypominam” – mówi Ola Dawidowicz. Magda Sadłecka pojechała już do przodu. Mocnym tempem goni ją Majka, która dla zabawy zamierza wystartować w niedzielnym biegu amatorskim. Ola preferuje krok klasyczny i dostojnie znika we mgle. Na koniec na trasie zjawia się Ania i ona również mocnymi odbiciami ucieka w mgłę.
13:00 obiad Bufet zapełnia się turystami, zawodnikami i narciarzami. Razem z CCC w hotelu mieszkają biegacze, biatlonistki, pływacy i cywilni turyści. Teraz w restauracji robi się gwarno. Zupa-krem, grillowane mięso i sałatki. Między dziewczynami pojawia się zakazane słowo – słodycze…
14:00 trenażery „Co robi mechanik rowerowy na narciarskim zgrupowaniu?” – pytam trochę przekornie Huberta Grzebinogę. „Czasami sam się nad tym zastanawiam, ale wbrew temu, co widać za oknem, pracy jest sporo” – odpowiada mechanik. Dla niego obóz zimowy to obóz smarowania. „Nie oszczędzam na smarach” – śmieje się Hubert – dziewczyny, niestety, jeżdżą również na rowerach. Niestety, bo sprzęt szybciej się zużywa, bo rowery trzeba zwieźć na dół i potem przywieźć na górę; bo zima to więcej uszkodzeń. Ale powoli i ja się rozkręcam, wchodzę w sezon. Czekamy na sprzęt startowy, który jeszcze do nas nie dotarł” – dodaje Hubert. Bieganie przeplatane jest jazdą na trenażerach lub siłownią. Każda jednostka treningowa jest odpowiednio dobrana. Po obiedzie dziewczyny idą do sali, w której przygotowane są już trzy trenażery. Słuchawki do uszu, odtwarzacz i zaczyna się jazda. Tylko Ania jedzie na szosę. „Nie znoszę trenażera. Wolę jechać na dół do Szklarskiej i podjeżdżać, niż siedzieć na tej maszynie” – śmieje się Szafraniec. Co musi się wydarzyć, żebyś skorzystała z trenażera? „Zamieć śnieżna i minus piętnaście, inaczej zawsze wolę rower” – dodaje Ania. Dziewczyny skoncentrowane są na treningu w stu procentach. „Co wieczór spisuję ich pliki z polarów i wszystko widzę. Czy praca była wykonana, czy nie. Jesteśmy dorośli, więc każdy rozumie, jakie przed nim stoją cele” – mówi Galiński. „To wszystko motywacja, każda musi znaleźć w sobie siłę, żeby to robić” – stwierdza Majka. Trójka dziewczyn pedałuje więc na wirtualnej trasie, odcięte od świata słuchawkami i muzyką. Tylko Ania pośród śnieżnych zasp w miarowym rytmie ściga się z tirami. I pewnie powtarza: wolę tiry od trenażera…
16:00 waga Żelazny element zgrupowań. Codzienny obowiązek. Dziewczyny po kolei stają na wadze. Są szczupłe, według naszej redakcyjnej koleżanki nawet bardzo szczupłe. „Nie jest źle” – komentuje ekipa. Dla dziewczyn wskazówka wagi oznacza jedno – zawsze można ważyć o kilogram, dwa mniej. I pewnie o tyle „spadną” jeszcze do sezonu. „Treningi służą budowaniu bazy, na której tak naprawdę pojedziemy cały sezon. Obciążenia nie są duże, ale objętości jest sporo, będzie ból i zmęczenie” – Grzegorz Dziadowiec już podsumowuje zgrupowanie. „Zmienimy trochę pozycję na rowerach, dziewczyny będą jeździć dynamiczniej, bo wyścigi są szybsze. Taki jest teraz trend światowy w MTB i do tego musimy się przygotować” – komentuje Galiński. Cały czas i on jest zawodnikiem, więc również staje na wagę.
17:00 czas na przerwę W czasie wolnym spotykamy się z Grześkiem i Markiem na krótką rozmowę w bufecie. „Czas wolny – Galiński jest wyraźnie rozbawiony takim określeniem – nie mam tu czasu wolnego. Jeżeli nie trenuję sam, to jestem na treningu z dziewczynami, jadę obok, biegnę obok albo pokazuję na siłowni, co i jak. A jak nie trenuję, to ustalamy z Grześkiem przebieg całego roku”. „Punkt po punkcie – dodaje Dziadowiec – zawody, starty, noclegi, transfery. Wszystko jak najwcześniej, tak, żeby dopiąć na ostatni guzik przed sezonem”. Grzegorz odpowiada za działania grupy CCC. Razem ustalają cele dla kadry i grupy. Galiński nie wchodzi ani w starty krajowe, ani w Mistrzostwa Polski. Dziadowiec trzyma budżet klubu, Galiński kadry. Co wyjdzie z tego połączenia? Obaj przyznają, że bębenek jest mocno podbity i oczekiwania duże. Presja będzie się zwiększała z każdym tygodniem. „To jest sport” – ucina spekulacje Marek – wszystko może się wydarzyć i nie mamy na to wpływu. W tym samym czasie fotograf rejestruje bitwę na poduszki w pokoju zawodniczek.
18:00 kolacja Na stole ląduje biały ser w plastrach, łosoś, sałatka z bakłażanami i owocami morza, kasza gryczana na sypko i smażona na grillu ryba. Do tego pieprz, sól i oliwa z oliwek. Cały zespół powoli się schodzi, a drobne rozprężenie to efekt wolnego dnia, który rozpocznie się zaraz po kolacji. Główny temat rozmów to dieta, tętno podczas treningu oraz rowery. „Nie jadam owoców morza” – stwierdza Ania, która odkrywa pod sałatką grillowane krewetki. Dziewczyny są zmęczone. Dwie jednostki treningowe zrobiły swoje. „A ty, Marek, zrobiłeś chyba cztery?” – dopytują się dziewczyny. „Swoje zrobiłem i wasze też” – śmieje się Galiński. Jutro będzie dzień wolny, ale i tak Marek rano pójdzie pobiegać. Dyskusja przechodzi na tętno podczas ćwiczeń. Zawodniczki martwią się, że przechodzą w zbyt wysoki próg tlenowy podczas biegu. Przez stół padają liczby. Wychodzi na to, że na podbiegu Ola ma tętno jak Terese Johaug. Trener się śmieje: można mieć wyższe o siedem uderzeń, bo pracuje więcej mięśni – taki wniosek uspokaja zawodniczki.
18:30 koleżanka Wyzwijcie ją na rowery – podpuszczamy dziewczyny. Po przekątnej, za filarem, w otoczeniu swojego sztabu je kolację Justyna Kowalczyk. Oba sztaby obchodzą się z gracją, ale i z dystansem. Justyna jest konsekwentnie odcięta od świata. Widok takich ekip jak nasza nie robi na nikim wrażenia. Były tu już wszystkie telewizje i media. „Mamy całkowity spokój, wszyscy łapią Kowalczyk” – śmieje się ekipa. Odpoczynek od mediów po ubiegłym roku wydaje się być równie ważny co trening. Kowalczyk też jeździ na rowerze i trenażerze. Cała kadra z podziwem patrzy na jej ekstrawagancko zamocowane siodełko.
19:00 nasennik Każda ekipa ma specjalny rytuał, który powtarzany jest każdego dnia i ma swoją specyfikę. „Nie – zapewnia nas masażysta – nie mamy żadnych specjalnych produktów, które mają magiczną moc”. Wystarczyło jednak wyjąć z pudła-spiżarni pierwszą puszkę, żeby… Kawa zbożowa? „To na sen” – tłumaczą dziewczyny. Po chwili na stole ląduje ciepłe mleko i woda. Dwie łyżeczki kawy, pół kubka wody i dopełnienie mlekiem – piją wszyscy.
20:00 stabilizacja „Robisz ćwiczenia?” – podsłuchujemy rozmowę Madzi z Olą. „To największa zmiana na zgrupowaniach” – śmieje się Rajzer, widząc nasze pytające spojrzenia. „Ćwiczenia stabilizujące, które angażują mięśnie głębokie. Dzięki nim sylwetka jest lepsza, ciało rzadziej ulega kontuzjom, organizm lepiej pracuje – dodaje masażysta. Ćwiczenia to jedna z nowości, które wprowadził Marek Galiński. „Na siłowni robię za modela, przy tych ćwiczeniach też, efekty dziewczyny zobaczą w sezonie” – uśmiecha się trener.
21:00 czas wolny „Masaż na zgrupowaniu, kiedy?” – Mario, który dba o fizyczną stronę ekipy, raczej się nie namasuje w Jakuszycach. Otarcia, naciągnięcia, wyziębienia, skręcenia i drobne urazy – to najczęstsze skargi wieczorne. Majka najbardziej lubi biegać na nartach, Anka jeść, Olka również biegać na nartach, Magda woli saunę. „E, jak sauna wchodzi w ten zestaw, to ja też wybieram saunę” – krzyczy Majka. Zawodniczki rozchodzą się po pokojach, Ania i Majka do jedynek; Ola i Magda śpią w dwójce. Teraz jest czas na komputer, stałe wyposażenie zawodników, kontakt z bliskimi, plotki i pogaduchy. „Życie to nie tylko rower, trzeba mieć czas na rozwój, bo byle kontuzja może przerwać karierę” – mówi Galiński. Dlatego nie będzie oponował, kiedy do Anki w odwiedziny przyjedzie ze swojego zgrupowania Marek Rutkiewicz, ani kiedy Majka wyrwie się przed dniem wolnym na nocleg do domu w Jeleniej Górze. O dziesiątej jest cisza nocna dla zawodniczek. A wy? – pytam. „My wczoraj skończyliśmy dzisiaj, a jeszcze musimy ustalić noclegi” – mówią na raz Grzesiek i Marek. Jakuszyce są otulone nocą. Galiński jeszcze dzwoni – „to co, rano o dziewiątej biegóweczki?”
Marek Galiński Trener kadry, w całości odpowiada za przygotowania do sezonu „Czasami sobie żartujemy, że mamy w tym roku trenera za darmo” – mówi Grzegorz Dziadowiec, dyrektor sportowy grupy CCC. Po ubiegłorocznych zawirowaniach grupa znowu pracuje w starym składzie i dociera się z Markiem Galińskim. Pierwsze zgrupowanie odbyło się w Szczyrku, następnie zawodniczki przeszły etap pracy w domach. Pod koniec stycznia w Hiszpanii zgrupowanie ogólne. Następnie Polska i znowu Hiszpania, tym razem trening wysokogórski w Sierra Nevada. Starty we wszystkich Pucharach Świata na przemian ze startami w Polsce. Długie zgrupowanie przedolimpijskie we Włoszech i zjazd praktycznie na same starty do Londynu. Pytamy Marka, czy coś zmienił w przygotowaniach. „Nic, mam za mało czasu do igrzysk, żeby sobie pozwolić na eksperymenty” – ucina krótko. A czy chcesz coś zmienić? – dopytujemy. „Wszystko” – ucina Galiński i przedstawia swoją wizję treningów. „Jestem zwolennikiem krótszych zgrupowań, ale prowadzonych częściej w trakcie roku. Uważam, że każdy powinien pracować codziennie, jeżeli chce osiągać sukcesy, zgrupowanie służy wyłapaniu błędów i naniesieniu poprawek. Ponieważ ćwiczę razem z dziewczynami, mogę wszystko skorygować na bieżąco. Do takiego stanu będę dążył” – stwierdza Galiński i idzie się przebrać, bo za chwilę zacznie się bieganie…