Z tym trzeba się urodzić…
Adrian Kurek na tegorocznym Tour de Pologne wywalczył koszulkę Fiata dla najaktywniejszego zawodnika. Był to jego najdłuższy przejechany wyścig. Od tego momentu kariera Adriana przyspieszyła…
Tekst: Miłosz Sajnog, Zdjęcia: Łukasz Rajchert
Spotykamy się z Tobą jako świeżo upieczonym zawodnikiem włoskiej ekipy Untensilnord-Named… W październiku rozmawiałem z dyrektorami sportowymi i pierwszy rok ma być dla mnie rokiem nauki i okresem, w którym mam zebrać jak najwięcej doświadczeń. Dla młodych zawodników najważniejsze jest wykonywanie zadań i pomoc grupie. Zwycięstwa w moim przypadku są możliwe, ale trzeba na nie zapracować. Na pewno będę chciał się pokazać z dobrej strony. Ciężko było podpisać kontrakt? Spekulowano o Twoich nowych drużynach… Już po TdP mówiono, gdzie to nie trafię i gdzie nie będę jeździł. Kilka osób pracowało nad moim transferem, nie wychodziło to jednak najlepiej. Zamieszanie na rynku transferowym spowodowało, że dla utytułowanych zawodników nagle zaczęło brakować miejsc. Ja na TdP poznałem panią Agatę Lang, która bardzo mi pomogła w kontaktach z Włochami. We wrześniu miałem już oferty z dwóch grup polskich, BGŻ i CCC, i tak trochę trwałem w zawieszeniu, bo właściwie miałem miejsce w BGŻ. Po powrocie Agaty Lang do Polski okazało się, że jest oferta od Włochów. Potem rozmawiałem jeszcze ze Zbigniewem Spruchem, jednym z dyrektorów sportowych. I właściwie dzięki pracy Agaty Lang i Zbyszka Sprucha mogłem podpisać w październiku umowę na dwa lata. Młodym polskim zawodnikom ciężko przebić się do poważnych ekip. Tobie się udało. Tak, miałem sporo szczęścia. Polacy nie są jeszcze zbyt popularni, zwłaszcza we Francji jest z tym kłopot. Pokutują grzechy z przeszłości i ekipy z najwyższej półki niezbyt chcą z nami rozmawiać. Lepiej jest w ekipach innych krajów. Rywalizacja wszędzie jest bardzo duża, mój upór jednak oraz stały progres zaowocowały spełnieniem marzeń. Możesz zdradzić jakieś szczegóły z nadchodzącego sezonu? W grudniu mamy spotkanie konsultacyjno-szkoleniowe, na którym zostaną podane konkretniejsze informacje i dostaniemy szerszy program startów. Na pewno w styczniu mamy zgrupowanie we Włoszech. Następnie, co też mam potwierdzone na 100%, jadę wyścig w Argentynie – Tour de San Luize. Potem kolejne zgrupowanie kondycyjne i start właściwego sezonu. Dwuletni kontrakt w mocnej grupie to starty w całkiem innych wyścigach, masz jakiś swój wymarzony, w którym chciałbyś pojechać?
Wielkim marzeniem jest start w Paryż – Rubaix. To jest ten typ wyścigów, w których bardzo chciałbym się spróbować, bo mam wrażenie, że są dla mnie.
We Włoszech są też tzw. białe wyścigi na szutrach, to również chciałbym pojechać. Natomiast bardzo realne jest nasze zaproszenie na przyszłoroczne Giro. Jako pierwszorocznemu ciężko mi się będzie zakwalifikować do drużyny na ten wyścig, ale bardzo bym chciał. Po cichu zawsze można marzyć… Jeżeli znajdziesz się w składzie na Giro, będziesz kolarzem, który w ciągu niecałego roku dokonał ogromnego przeskoku, z grupy półamatorskiej stał się najaktywniejszym kolarzem wyścigu WorldTour, a następnie zdobył kontrakt zawodowy i wziął udział w wielkim tourze. Jak te miesiące wyglądały z Twojej perspektywy? W połowie lipca wróciłem do Francji po mistrzostwach Polski i wygrałem jeden z ważniejszych klasyków – Trophée des Champions. Wtedy zadzwonił do mnie Piotr Kosmala z pytaniem, czy nie byłbym zainteresowany startem w kadrze na TdP. Powiedziałem, że jak najbardziej i że utrzymam formę. W sumie dopiero kilka dni przed TdP potwierdził się mój start. Przyleciałem z Francji do Polski, na lotnisku okazało się, że moja rama uległa zniszczeniu, co trochę wyprowadziło mnie z równowagi. A my nie mamy zapasowych ram w grupie amatorskiej. Możecie sobie wyobrazić, co czułem przed najważniejszym wyścigiem w życiu. Pomógł mi trener Adam Sieczkowski z Grudziądza, który po prostu kupił dla mnie ramę i dzięki temu mogłem wystartować. Czułeś na starcie Tour de Pologne tremę, podekscytowanie, jakieś obawy? Szczerze? To nie. Sam byłem zdziwiony, ale do tego startu podszedłem bardzo neutralnie. Może dlatego, że wiele nerwów kosztowała mnie walka z rowerem? Potem już poszło, odjechałem, zdobyłem punkty, wywalczyłem koszulkę, a później moim zadaniem było, aby dowieźć ją do końca, do mety w Krakowie. Czy od momentu, kiedy otrzymałeś powołanie do kadry, miałeś już plan, żeby mocno pokazać się na TdP? Trudno mówić o jakimś szczególnym planie przed startem. Do akcji zaczepnych było nas wytypowanych kilku zawodników. Nie myślałem, że to się tak ułoży. Zaatakowałem raz a porządnie, a wtedy czułem, że „jest pod nogą dobrze”. Tak zgromadziłem punkty. Następnego dnia znowu odjechałem i uzbierałem jeszcze więcej punktów do klasyfikacji. Ciężko było dowieźć koszulkę do mety? Pierwszy raz jechałeś wyścig tej rangi? Tak, po raz pierwszy ścigałem się w peletonie złożonym w 100 procentach z zawodowców. Schemat ścigania jest niewątpliwie inny, i to całkowicie inny od tych wyścigów, w których startowałem do tej pory. Dużo dała mi francuska szkoła i wyścigi, które do tej pory przejechałem we Francji, bo jest to ściganie intensywniejsze i mocniejsze. Dlatego inaczej podszedłem do wyścigu niż moi koledzy, którzy ścigają się w Polsce. Największą niewiadomą było, jak pojadę przez siedem dni, bo był to zarazem najdłuższy wyścig w moim życiu, w którym startowałem. Wiadomo, w górach już nie byłem świeży, bo po ucieczkach jednak trochę sił odeszło. Miałem jasne zadanie – obronić koszulkę, rozglądać się za Włochem, który był drugi, i spokojnie przejechać góry, tak więc też zrobiłem. Najpierw myślałem, że będzie ciężej dowieźć koszulkę, ale miałem sporą przewagę w klasyfikacji… Najbardziej nerwowo było na czwartym etapie do Cieszyna, bo tam Włoch zafiniszował na premii, a ja zostałem zamknięty i nie punktowałem. On się do mnie w tym momencie zbliżył najbardziej. Na kolejnych etapach premie były w końcówkach etapów i wiedzieliśmy, że Włoch nie będzie punktował i staraliśmy się jechać bardzo rozważnie. I od razu stałeś się zawodnikiem rozpoznawalnym. Siedem razy na podium, od pierwszego do ostatniego etapu, wywiady, komentarze, błysk fleszy. Podobało się? Bardzo. Nawet mi się nie śniło, że wzbudzę takie zainteresowanie mediów. Chciałem pojechać dobry wyścig. Na początku byłem trochę speszony sytuacją, bo osób i wywiadów było bardzo wiele. Do tego wejście na podium – zwłaszcza w Warszawie – tłumy ludzi i kamery, przekaz na żywo. Wszystko było nowe. Pierwszy dzień – uderzenie, wiele smsów, wiele telefonów od znajomych…To był najbardziej medialny wyścig, w którym jechałem. Na kolejnych etapach już było spokojniej, ale pamiątka na całe życie zostanie. Jechaliście w TdP jako kadra narodowa, obok was starsi koledzy z CCC. Dyrektor sportowy CCC wielokrotnie mówił, że nie należy doszukiwać się rywalizacji między ekipami, a czy od środka rywalizacja była? Naszym największym atutem była koszulka narodowa. Sami byliśmy zdziwieni, ile ona znaczy dla kibiców, dla wszystkich. Mieliśmy małe szanse, ale to właśnie w Bartku Huzarskim ludzie widzieli kandydata na zwycięstwo w wyścigu. Większość ekipy to byli kolarze mało znani, a tyle autografów to już chyba nie rozdamy. To było niesamowite. CCC jechało jako zespół i byli trochę inaczej postrzegani. My na przykład na drugim etapie dogadaliśmy się z Bartkiem Matysiakiem, że nie będziemy się ścigać między sobą i on mi pomógł na finiszach lotnych, a ja jemu na górskich premiach. Eksperymentalny skład kadry to jedno, mieliście również eksperymentalny skład trenerski. Jak te dwie osobowości, czyli Szyszkowski i Kosmala pracowali ze sobą? Współpraca była dynamiczna i wybuchowa. Wiadomo, że każdy z nich ma własny charakter, ale nasze osiągnięcia świadczą, że udało się to wszystko pogodzić. Jak Twój polski występ był komentowany we Francji? Odbiór był bardzo pozytywny, i w drużynie, i wśród sponsorów ekipy. Po trzech kolejnych wyścigach we Francji musiałem zrobić krótkie wakacje, bo po TdP nie miałem nawet kiedy wypocząć. Pojechałem na 4 dni nad ocean i tydzień po wakacjach wygrałem czasówkę na etapówce i jeszcze jeden etap kolejnego wyścigu we wrześniu. Do końca sezonu forma była bardzo wysoka. „Adrian Kurek występem w TdP przełamał pecha” – taki komentarz wygłosił Twój trener. Czujesz się pechowcem? Nie przesadzajmy, aż tak wiele tego pecha nie było, chociaż ostatni sezon był dla mnie bardzo ciężki. Zostałem potrącony przez samochód, złamałem nadgarstek w dwóch miejscach i przez dziesięć tygodni (do czerwca) nie mogłem jeździć. Miałem podpisany prekontrakt z AG2R na staż i gdybym potwierdził formę na wiosnę, to dzisiaj pewnie jeździłbym w tej grupie. Kontuzja przekreśliła plany i musiałem na kolejną szansę czekać rok. Jesteś zawodnikiem, który pokazał się z bardzo ofensywnej strony. Widać w Twojej jeździe początki niezłego stylu. Jakim zawodnikiem chciałbyś być w przyszłości, jakie wyścigi preferujesz, gdzie widzisz swoje szanse? Na pewno wolę wyścigi etapowe, płaskie lub po niewielkich górkach, na długie podjazdy mam jeszcze czas. Czuję się równie dobrze w jeździe na czas i to też będę rozwijał. Wszystkie zwycięstwa w karierze odniosłem solo, moją najsilniejszą stroną są nieprzewidywalne ataki na ostatnich kilometrach. Dzięki temu, że ścigałem się na torze na średnich dystansach i jestem dobry na czas, potrafię utrzymać mocne tempo przez długi czas, a także atakować po kilka razy i poprawiać za każdym razem mocniej. Tak na przykład wygrałem jeden z wyścigów we Francji, gdzie ponawiałem ataki w tym samym miejscu na pętli, aż mój towarzysz strzelił. Chciałbym być mocny na brukach, w wiosennych klasykach. Widzę się jako zawodnika, który w takich wyścigach jest bardzo dobry. Przyjechałeś jako młodzieżowiec na start wyścigu z zawodowcami. Nagle zacząłeś odjeżdżać, nie patrząc na to, kogo zostawiasz w peletonie, a przecież byli tam bardzo dobrzy zawodnicy. Niewielu ma taką śmiałość…
Trzeba się z tym urodzić… Każdy kolarz ma dwie ręce, dwie nogi i jak ktoś ma pod nogą, to odjeżdża.
Pewnie, że jak ktoś mi postawi cel niemożliwy, to nie dam rady. Ale kiedy mam atakować na etapie, czuję w sobie taką złość i agresję, a trzeba ją gdzieś wyładować. We Francji ściganie jest takie, że od startu do mety jest walka. Rozpędzamy się od startu, a wyścig jest nieprzewidywalny. Nie ma bufetów, sikania i kto ma siłę, to przyjeżdża. Takie ściganie bardzo mi się podoba. Kiedyś mieliśmy po pierwszej godzinie średnią pięćdziesiąt siedem. A na ataku miałem na liczniku 64! Ale z wiatrem w plecy (śmiech). A tutaj, na TdP, patrzyłem, kto jest z przodu… Pozzato? A to on mnie puści, on się za mną nie ruszy i jeszcze raz… Patrzę, kto akurat jest na czele, i czy ten konkretny zawodnik będzie trzymał czy nie. Na drugim etapie zrobiłem chyba trzy albo cztery pociągnięcia. Dopiero po tym grupa nas odpuściła. A ruszaliśmy jak grupa szła czterdzieści parę na godzinę. Kiedy schodziłem ze zmiany, byłem już tak podcięty, że myślałem, że odpadnę z ucieczki. Silny jesteś… Jak jest pod nogą, to potrafię tę siłę wykorzystać. A byłeś kiedyś przymierzany do pociągu ze sprinterem jako rozprowadzający? Nie, nie miałem takiej okazji, bo moja grupa nie miała klasycznego sprintera i rzadko zdarza się, że na naszych wyścigach przychodził peleton do mety i był finisz z grupy. Szczerze mówiąc, nie chciałbym jeździć w pociągu jako pomocnik. Wolę walczyć o zwycięstwa. W wolnych chwilach zajmujesz się hodowlą gołębi… To są gołębie ozdobne, konkretne rasy. Ja hoduję koroniarze polskie i murzynki śląskie. Zacząłem się tym zajmować w wieku siedmiu, ośmiu lat. Pierwsze ptaki dostałem od dziadka, który zaraził mnie pasją. To totalny kontrast wobec tego, co robię na co dzień. Hodowla polega na świadomym kojarzeniu par, żeby ostatecznie pojawił się ptak czempion. Mam jednak trochę chaosu, bo podczas sezonu niezbyt nad tym panuję. Ale regularnie kontaktuję się z rodziną w sprawie postępów. Celem na przyszłość jest regularne wystawianie na wystawach ogólnopolskich. Śmieję się, że będę miał co robić na starość. Liczysz na zaproszenie nowej grupy na przyszłoroczne TdP? Mam nadzieję, że pojadę ten wyścig, albo w grupie, albo w kadrze. Kiedy raz pojedziesz TdP, chcesz jeździć w Polsce co roku.
Dossier
Adrian Kurek
Data urodzenia: 29.03.1988 Team: Untensilnord-Named Sukcesy: najaktywniejszy zawodnik Tour de Pologne 2011, zwycięstwo w Trophée des Champions, 3. etap Tour de Gironde 2.2 UCI, wicemistrz Polski U23 – TT (2009), rekordzista Polski na torze (w drużynie, 4 km), wielokrotny mistrz Polski na torze, brązowy medal ME (w drużynie, 4 km) U23 Studia: organizacja i zarządzanie sportem Kuchnia: francuska, polska, czasem fast food Muzyka: klubowa, hip hop Zwierzę: dwa psy i stado gołębi Dziewczyna: aktywny singiel